O tym, co nas czyni kobietami i mężczyznami i czy nadzwyczajny wyparł zwyczajnego
No dobrze, to pleban ze wsi znowu na posterunku! Podobno niektórzy myśleli, że przestałem się produkować na tych stronach, bo zabrakło absurdów, z których można się pośmiać. Dałby Bóg, aby tak się stało, ale nasz nowy, wymarzony przez marksistów, wspaniały świat ciągle jeszcze ma nam wiele do zaoferowania i tematów naprawdę nie brakuje.
Zacznijmy od tego, że w lipcu Miss Holandii została pani, która urodziła się facetem! Rikkie Valerie Kolle ma 22 lata i jest pierwszą transseksualną Miss swojego kraju i będzie go reprezentować w konkursie Miss Universe. Chciałoby się ręce załamać i jęknąć o tempora, o mores, ale to przecież żadna nowość! Już w roku 2018 ówczesna Miss Hiszpanii Angela Ponce też była wcześniej mężczyzną i o mało co nie wygrałaby również Miss Universe: dopiero w najściślejszym finale w Tajlandii przegrała bitwę o koronę z panią z Filipin, która od zawsze była panią. Zobaczymy, jak w tym roku powiedzie się panu/pani Rikkie z Holandii, konkurs Miss Universe odbędzie się w El Salvador. Notabene firma, która jest właścicielem tytułu i organizatorem imprezy Miss Universe swego czasu należała do pana Donalda Trumpa, tego szowinisty i seksisty, który przez przypadek był prezydentem USA. Ale na szczęście rok temu firmę tę odkupiła pani Anne Jakrajutatip, która też kiedyś była facetem. A ja tak sobie myślę, co czują te wszystkie panie, które od urodzenia były dziewczynkami, kiedy jury wybiera na najpiękniejszą panią, która dziewczynką jest od niedawna. Podobnie jak się zastanawiam, co myślą panie, które od zawsze były dziewczynkami i biorą udział w zawodach sportowych i są pokonywane przez panów, którzy stwierdzili, że jednak wolą być dziewczynkami. I jeszcze sobie myślę, że jakoś nie widziałem, żeby dziewczynki, które stały się panami, brały udział w zawodach sportowych dla panów...
A teraz całkiem na poważnie w tym wątku: kilka dni temu na łamach francuskiego pisma Le Figaro emerytowana profesor genetyki Claudine Junien (wraz z Nicole Priollaud jest autorką książki „Ratując różnice płci”) przypomniała, że nie wolno mylić terminu „gender”, który pojawił się niedawno z terminem „sex”, czyli płeć, który jest bardzo stary. W języku polskim niestety te dwa terminy tłumaczy się tak samo, czyli jako płeć. A pani Junien ostrzega, że wielkie zamieszanie między tymi dwoma terminami polega na tym, że „dla niektórych zmiana gender (płci kulturowej) wydaje się być porównywalna ze zmianą płci”. W rzeczywistości „gender” to dane społeczno-kulturowe będące na antypodach płci („sex”), które są danymi ściśle biologicznymi”. I wyjaśnia pani profesor genetyki: „chromosomy, które pojawiają się od poczęcia, są obecne w każdej z naszych miliardów komórek i czynią z nas od stóp do głów kobietę z parą chromosomów płci XX lub mężczyznę z parą XY”. Tego się nie da zmienić. U podstaw całego zamieszania leży głęboka nieznajomość genetyki i biologii, a także – zdaniem pani Junien – wielki wpływ ideologii. Dodajmy dla pełni obrazu, że francuska genetyk przyznaje, że „skoro gender jest wymiarem społeczno-kulturowym i historycznym, to jest możliwa jej zmiana, za zgodą środowiska, społeczeństwa i administracji”, ale też podkreśla, że „nie możemy zmienić płci, niezbywalnych danych biologicznych (powiązanych z chromosomami płciowymi) obecnych we wszystkich naszych komórkach od poczęcia i przez całe życie”. Pani Junien przestrzega też przed stosowaniem hormonów i/lub operacji w celu zaradzenia „niespójności płci”, bo one ignorują różnice wynikające z wpływu genów chromosomów płciowych, które pozwalają nam wyrażać w inny sposób 1/3 wszystkich naszych genów w zależności od płci, co prowadzi do znacznych różnic między mężczyznami i kobietami. Na zakończenie wywiadu pani Junien zauważa, że chęć dawania dzieciom zabawek „neutralnych” lub „bezpłciowych” ma bardzo niewielki wpływ. „Wydaje się, że socjalizacja ma jedynie modulujący wpływ na te różnice zachowań seksualnych, zakorzenione w naszym biologicznym dziedzictwie. Może je wzmacniać lub łagodzić, ale w żadnym wypadku nie może ich odwrócić, stworzyć ani zniszczyć”. Wybaczcie tak poważny wątek, ale mądrego zawsze warto posłuchać.
A teraz przenieśmy się na chwilę do Niemiec. Możemy żartobliwie zauważyć, że w pewnym sensie zmiany klimatyczne, którymi ciągle jesteśmy straszeni, wreszcie przyniosły jakiś pozytywny skutek dla ludzi wierzących. Oto w związku z falą upałów minister zdrowia Niemiec pan Karl Lauterbach stwierdził, że: „kościoły powinny być otwarte w ciągu dnia jako miejsca ochłody i oferować ochronę podczas upałów”. Wiadomo, że piękne i wielkie bazyliki oferują oprócz piękna architektury także chłód. Co ciekawe, pan Lauterbach podczas pandemii był gorącym zwolennikiem zamykania wszystkich kościołów z wiadomych przyczyn, a tym razem znalazł powody, dla których kościoły mają być otwarte. Szkoda, że ani w jednym, ani w drugim przypadku nie przeszło mu przez myśl, do czego tak naprawdę służą kościoły, bo że można je wykorzystać na różne sposoby to wiedzieli nawet sowieci tworząc w nich magazyny zboża na przykład. Całe szczęście, że przynajmniej niektóre diecezje niemieckie w reakcji na apel pana ministra przypomniały, że w kościołach można się też... pomodlić. Archidiecezja Kolonii stwierdziła, że kościoły „powinny być - jeśli to możliwe - zawsze otwarte dla wszystkich: na modlitwę, na chwilę ciszy i na oddech. Jest to tak samo ważne zimą, jak teraz latem. Dlatego archidiecezja kolońska z radością wspiera inicjatywę otwartych kościołów”.
Na zakończenie przenosimy się do Lizbony, gdzie właśnie dobiegły końca Światowe Dni Młodzieży. Trochę na tych łamach martwiłem się, że próbuje się podłączyć pod ten piękny młodzieżowy event ideologie niekoniecznie mające po drodze z wiarą katolicką, zresztą jestem przekonany, że żadne ideologie nie powinny być serwowane przy okazji spotkań katolickich. Jak to wszystko wyglądało dopiero się dowiemy, ale póki co najgłośniej o tym, jak to niegodnie udzielano Komunii Świętej podczas Eucharystii. Szczególnie skandalizujący miałby być fakt, że pomimo obecności 2 000 kapłanów, Komunii mieli udzielać tylko szafarze świeccy i to nawet nie za bardzo do tego przygotowani. Trzeba to będzie zweryfikować. Pamiętam, że kiedyś jako dzieciak myślałem, że taki profesor nadzwyczajny to coś o wiele wspanialszego niż zwyczajny. Dopiero z wiekiem się przekonałem, że to nie tak. Teraz z kolei muszę się zmierzyć z określeniem szafarzy Komunii Świętej jako nadzwyczajnych: co to tak naprawdę oznacza?
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!