Wyrównaj rachunki strat
„Kolęda dla nieobecnych” ukazała się 17 lat temu ze słowami Szymona Muchy i muzyką Zbigniewa Preisnera na płycie „Moje kolędy na koniec wieku”. Dla jednych może być tylko wyciskającą łzy piosenką na Boże Narodzenie, a dla mnie jest przypomnieniem, że tylko Bóg może wypełnić pustkę w sercu człowieka powstałą po śmierci najbliższej osoby.
Zwykle puste miejsce przy wigilijnym stole oznacza tradycję zostawiania nakrycia dla zabłąkanego wędrowca lub kogoś ubogiego, jednak w każdej rodzinie prędzej, czy później przychodzi taki moment, że to puste miejsce oznacza coś więcej - brak kogoś bardzo bliskiego. Czasem odszedł on po długiej i pełnej cierpienia chorobie, czasem przedwcześnie, nagle i tragicznie, ale bez względu na to, jak wyglądało to przejście do wieczności, na zawsze w żonie, mężu, córce, bracie, teściowej, czy matce pozostanie pustka, która wydaje się być raną bez szans na zagojenie i wypełnienie sensem.
Odeszli po to, by żyć
„Daj nam wiarę, że to ma sens./ Że nie trzeba żałować przyjaciół./ Że gdziekolwiek są - dobrze im jest./ Bo są z nami, choć w innej postaci.” Pewien mąż po niespodziewanej i przedwczesnej śmierci żony napisał na jej nagrobku: „Bóg tak chciał” i choć mało komu z ich rodziny, czy znajomych mieściło się w głowie, jak dobry Bóg mógł chcieć zabrać ją do siebie w tak młodym wieku i to kilka miesięcy przed ślubem córki, on miał jeszcze siłę prosić: „Daj mi wiarę, że to ma sens” - bo tylko ktoś, kto pozwala Jezusowi narodzić się we własnym sercu, ma siłę po śmierci ukochanej osoby modlić się w ten sposób. Słowa „Kolędy dla nieobecnych” przypominają też, że śmierć wcale nie jest nieszczęściem dla tego, kto umiera, ale przejściem do miejsca, gdzie jest dobrze. Tym natomiast, którzy pozostali, powinna towarzyszyć świadomość, że te osoby zawsze pozostaną w pamięci i owocach swojego życia. „I przekonaj, że tak ma być./ Źe po głosach tych wciąż drży powietrze./Że odeszli po to, by żyć./I tym razem będą żyć wiecznie.” Czasem aż do Wigilii trudno zrozumieć, dlaczego kogoś Bóg powołał do siebie, a potem okazuje się, że dzięki temu rodzina po raz pierwszy od wielu lat razem, bez kłótni zasiadła do stołu, połamała się opłatkiem i wspominając zmarłego śmiała się do łez. Choć często w takich momentach pojawia się pokusa, żeby te pierwsze po stracie święta przeżyć w samotności, w zamknięciu, czy na wyjeździe, z dala od wszystkiego, co może przypominać tę osobę, której już nie ma - warto, żeby znalazł się ktoś, kto prośbą, groźbą i perswazją zorganizuje rodzinne święta. Pamiętam pewien krótki filmik, który krąży po internecie - rozproszona po całym kraju rodzina dostaje wiadomość, że senior rodu, dziadek i ojciec właśnie zmarł - wszyscy płaczą, rozpaczają i natychmiast wyruszają na pogrzeb. Kiedy wchodzą do domu „zmarłego”, ten czeka na nich przy pięknie zastawionym, wigilijnym stole i zaprasza swoich zszokowanych bliskich - okazało się bowiem, że „chwyt” ze śmiercią był jedynym sposobem, żeby cała rodzina razem spędziła święta, nie wymawiając się odległością, czy brakiem czasu.
Ten, który wypełnia pustkę
Być może niekiedy śmierć kogoś bliskiego jest potrzebna, żeby przypomnieć, co jest w życiu naprawdę ważne. Przypomnieć o tym, że nie warto pędzić ze światem na złamanie karku po dobra materialne, które nagminnie przysłaniają Boga w drugim człowieku. Kiedy odchodzi ktoś bliski nie sposób nie zwolnić, nawet w świątecznych przygotowaniach. Nie sposób nie skonfrontować się z własną wiarą lub jej brakiem. Nie sposób nie stanąć bezradnie wobec pojawiającej się pustki. „Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat./Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.” Poza Jezusem, może właśnie najbardziej w małym Dzieciątku, nie ma nikogo, kto mógłby wypełnić w człowieku pustkę po stracie ukochanej osoby - matki, ojca, dziecka, brata, męża, żony - tym bardziej, jeśli się z tym kimś przeżyło 55 lat, z czego 30 wyłącznie we dwoje. Tylko Bóg, który chciał stać się tak bliski człowiekowi, że przyjął ludzkie, słabe ciało, może „wyrównać rachunki strat”, które stworzyło w rodzinach odejście bliskich. „Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas./ I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.” Jezus w małym Dzieciątku przypomina też, że „jeśli kto nie przyjmie królestwa Bożego jako dziecko, nie wejdzie do niego” (por. Mk 10, 15) - żeby jednak cieszyć się dzieckiem w sobie trzeba uwierzyć, że Dzieciątko zajmie wszystkie puste miejsca przy stołach we wszystkich rodzinach i przywróci radość; że wraz z kolejnym Bożym Narodzeniem „nadzieja znów wstąpi w nas” i „nieobecnych pojawią się cienie”. Trzeba też prosić Boga nieustannie: „Przyjdź tu do nas i z nami trwaj/ wbrew tak zwanej ironii losu”.
***
Kiedy najbliżsi odchodzą, pojawia się żal do Boga i poczucie, że jest daleki i obojętny. Jednak po czasie okazuje się, że choć nikt tego nie widział, On przeniósł człowieka przez żałobę niczym troskliwy ojciec - w sakramentach, które przyjmowała rodzina podczas Mszy św. zamówionych w intencji zbawienia duszy zmarłego, w rodzinie, która była podporą, czy w innych ludziach, którzy okazali wiele serca albo po prostu byli. Zwłaszcza w święta.
Tekst Anika Nawrocka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!