Patron cierpiących
Józef związany z Maryją w chwale nie mógł być pozbawiony udziału w jej cierpieniach.
Kolejne wezwanie, które papież Franciszek dołączył do Litanii do św. Józefa, w tekście łacińskim jest zapisane jako Patronus afflictorum. To drugie słowo można przetłumaczyć jako strapionych, zasmuconych albo właśnie cierpiących i to ostatnie znaczenie pojawia się w polskich oficjalnych przekładach tak Litanii, jak i Listu Apostolskiego Patris corde papieża Franciszka, z którego zostało ono zaczerpnięte. Za chwilę przejdziemy do konkretnego fragmentu Listu, ale już teraz warto pamiętać inne znaczenia tego słowa, ponieważ pomagają nam one lepiej zrozumieć o jakie cierpienia chodzi i dlaczego potrzebne było takie wezwanie, mimo że przecież już wcześniej wzywaliśmy św. Józefa jako Nadzieję chorych czy Pociechę nieszczęśliwych i te wezwania z pewnością dotyczyły ludzi dotkniętych cierpieniem.
Słowa papieża Franciszka
Oto fragment, w którym jest mowa o opiece nad cierpiącymi: „Musimy zawsze zadawać sobie pytanie, czy z całych sił strzeżemy Jezusa i Maryi, którzy w tajemniczy sposób są powierzeni naszej odpowiedzialności, naszej trosce, naszej opiece. Syn Wszechmogącego Boga przychodzi na świat, przyjmując stan wielkiej słabości. Staje się tym, który potrzebuje Józefa, by był broniony, chroniony, otoczony opieką, wychowywany. Bóg ufa temu człowiekowi, podobnie jak Maryja, która odnajduje w Józefie tego, który nie tylko chce ocalić jej życie, ale który zawsze będzie się troszczył o nią i o Dziecko. Zatem Święty Józef nie może nie być Opiekunem Kościoła, ponieważ Kościół jest kontynuacją Ciała Chrystusa w dziejach, a jednocześnie w macierzyństwie Kościoła zacienione jest macierzyństwo Maryi. Józef, chroniąc Kościół, nieprzerwanie chroni Dziecię i Jego Matkę, a także my, kochając Kościół, wciąż kochamy Dziecię i Jego Matkę. To Dziecię jest Tym, który powie: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Tak więc każdy potrzebujący, każdy ubogi, każdy cierpiący, każdy umierający, każdy obcy, każdy więzień, każdy chory to „Dziecię”, którego Józef nadal strzeże. Dlatego św. Józef jest przyzywany jako opiekun nieszczęśliwych, potrzebujących, wygnańców, cierpiących, ubogich, umierających. I właśnie dlatego Kościół nie może nie kochać przede wszystkim ostatnich, ponieważ Jezus umiłował ich szczególnie, sam utożsamił się z nimi. Od Józefa musimy nauczyć się tej samej troski i odpowiedzialności: kochać Dziecię i Jego Matkę; kochać sakramenty i miłosierdzie; kochać Kościół i ubogich. Każde z nich jest zawsze Dziecięciem i Jego Matką”.
Widzimy więc wyraźnie odniesienie do józefowych zmartwień o Dziecię, o Jezusa, które rozciągają się na wszystkich cierpiących, smutnych i strapionych. Przyjrzyjmy się więc tym zmartwieniom, skoro już wiemy, że w interesującym nas dzisiaj wezwaniu nie chodzi o cierpienia fizyczne, ale raczej o takie, których doznajemy z troski o innych.
Siedem boleści Świętego Józefa
Parę lat temu opublikowałem na tych łamach cykl artykułów poświęconych pewnemu nabożeństwu, o które miał się upomnieć sam św. Józef, najpierw wobec dwóch franciszkanów, których wybawił z opresji na morzu gdzieś w XVI wieku, ale o którym przypomniał również w ostatnich zatwierdzonych przez Kościół objawieniach. Było to w Brazylii i w jednym z objawień Święty Józef
5 grudnia 2007 roku powiedział do Edsona Glaubera: „Powiedz twoim braciom niech modlą się różańcem moich siedmiu smutków i radości, ponieważ pragnę być ich orędownikiem w największych ich trudnościach. Gdybyście wiedzieli ile łask Bóg pozwala mi przekazać wam nie zamykalibyście waszych serc i nie przestawalibyście modlić się na tym różańcu, tak potężnym”. Chodzi nam właśnie o te boleści, początkowo były tylko one, a potem dołączone zostały do nich radości, co nam ukazuje, że Święty Józef nigdy się strapieniom, czy też cierpieniom nie poddawał. Oto sytuacje, które prowokowały cierpienia św. Józefa: wątpliwości związane z ewentualnością opuszczenia Najświętszej Maryi Panny; strapienia w wyniku skrajnie trudnych warunków narodzin Jezusa w Betlejem; smutek z powodu bólu zadanego podczas obrzezania Dziecięcia; zmartwienie spowodowane proroctwem Symeona; cierpienie z racji konieczności ucieczki do Egiptu i trudów podróży; niepokój z powodu panowania Archelaosa i lęk przed powrotem do Betlejem; ból przeżywany z powodu zagubienia dwunastoletniego Jezusa na trzy dni. Oczywiście w nabożeństwie każdy z tych smutków idzie w parze z radością, ale nas w tym momencie najbardziej interesują powody cierpienia Józefa.
Weźmy choćby proroctwo Symeona. W swoim proroctwie zaznacza on, że Dziecię stanie się kiedyś znakiem, któremu ludzie będą się sprzeciwiać, a Maryja będzie ściśle związana z dziełem Odkupienia mającym się dokonać przez jej Syna i w sposób symboliczny zapowiada jej cierpienia: twoją duszę przeniknie miecz. I Dziecię, i Matkę czekają cierpienia. Jakkolwiek Symeon nie mówi nic o cierpieniu Józefa, to możemy sobie tylko wyobrazić, jak głębokie musiało być również jego cierpienie na myśl, że dwie osoby które kocha najbardziej na świecie, które Bóg powierzył jego opiece, będą cierpieć. A jego przy tym pewnie już nie będzie, i nie będzie mógł nic zrobić, nie będzie mógł ich chronić. Gdyby miało być inaczej, starzec Symeon z pewnością mówiłby również o jego sercu. Możemy sobie też wyobrazić, że to cierpienie, ta świadomość, że Jezus i Maryja będą cierpieć, a on nie będzie mógł nic zrobić, pozostanie z Józefem na całe jego życie. On tych słów usłyszanych w świątyni nigdy nie zapomni. To cierpienie będzie zawsze obecne w jego życiu.
Antycypacja największego bólu
A jednak możemy powiedzieć, że sam Pan Jezus dał sposobność św. Józefowi uczestniczenia w dramacie, o którym mówił Symeon. Chodzi o ostatni smutek, czy też boleść związaną z zagubieniem dwunastoletniego Jezusa na trzy dni. Znakomicie tłumaczy tę biblijną scenę ks. prof. Franciszek Mickiewicz SAC, który zwraca uwagę, że w opisie znalezienia Jezusa w świątyni mamy takie same motywy, które potem pojawią się w opisie męki Pana Jezusa. Przede wszystkim obydwie sceny dzieją się w Jerozolimie i ich kontekstem czasowym i liturgicznym jest święto Paschy. Dalej, dwunastoletni Jezus jest nazywany chłopcem (albo sługą) i to samo greckie słowo pojawia się w Septuagincie w pieśniach o Słudze Jahwe, w których tradycja chrześcijańska odczytuje zapowiedź męki Pańskiej. Rodzice odnaleźli Jezusa po trzech dniach i trzeciego dnia po śmierci Mesjasza ma miejsce zmartwychwstanie. Charakterystyczny zwrot „trzeba, abym był.../muszę być w tym, co jest mego Ojca” powtórzy się w kolejnych rozdziałach Ewangelii wg św. Łukasza w zapowiedziach pójścia do Jerozolimy na mękę „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć...”
Śmiało można więc powiedzieć, że scena odnalezienia Jezusa w świątyni jest zapowiedzią Jego męki i pozwala św. Józefowi wziąć udział w tym bólu, który jego Małżonka przeżyje na Golgocie. Ten fakt stanie się dla nas jeszcze bardziej oczywisty, jeśli zwrócimy uwagę na to, że w świecie semickim było i jest nie do pomyślenia, aby to matka, a nie ojciec, zwracała uwagę pierworodnemu. To on powinien zareagować, a tymczasem mówi kobieta: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”, a on milczy. Jak wielkie musiało być jego cierpienie, skoro nie był w stanie wykrztusić słowa? A do tego jeszcze dochodzi odpowiedź Jezusa: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” W Adhortacji Redemptoris custos czytamy: „Słyszał tę odpowiedź Józef, o którym przed chwilą Maryja powiedziała „ojciec Twój”. Wszyscy tak mówili i tak myśleli. Jezus był „jak mniemano, synem Józefa” (Łk 3, 23). Niemniej, odpowiedź Jezusa w świątyni musiała odnowić w świadomości „domniemanego ojca” to, co usłyszał owej nocy, przed 12 laty: „Józefie ... nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. To przypomnienie po ludzku musiało zaboleć nawet kogoś takiego jak św. Józef.
Wiemy jednak, że w nabożeństwie jak i w życiu każda boleść Świętego Józefa jest zrównoważana radością, a każde zmartwienie było okazją do odnowienia zaufania Bożej dobroci i miłości.
Tekst ks. Andrzej Antoni Klimek
Zdjęcie: sanktuarium w Torreciudad (Hiszpania)
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!