Niebieski poniedziałek
Druga połowa stycznia to trudny czas dla przedsiębiorców, sprzedawców, ale też wielu indywidualnych osób prywatnie. Jak nie dać się depresyjnym nastrojom?
Ponad ćwierć wieku temu moi rodzice prowadzili sklep spożywczy w pasażu, w którym były też inne sklepy. Styczeń to był dosłownie martwy sezon. Szczególnie trudny dla właścicieli sklepów z żywnością, bo towar świeży musiał być codziennie. Dziś w marketach jest nieco inaczej, a i produkty mają dłuższe terminy ważności. Tak czy inaczej styczeń w handlu i małym biznesie jest krytyczny. Niektórzy wręcz zadłużają się na święta Bożego Narodzenia i sylwestrowe szaleństwa, a przeciętny Polak po prostu wydaje więcej, niż pozwala mu na to zasobność portfela. Poza tym druga połowa stycznia to też taki moment, gdy opada entuzjazm noworocznych postanowień, weryfikujemy marzenia i plany. Często okazuje się, że nie będziemy w stanie (z różnych powodów) ich zrealizować. Podobno wszystko to jest mierzalne za pomocą matematycznych obliczeń.
Dlaczego niebieski?
W języku angielskim słowo blue oznacza nie tylko kolor niebieski, ale też smutek czy przygnębienie. Termin Blue Monday wymyślił w 2005 roku Cliff Arnall – brytyjski psycholog z Cardiff University. Matematyczny wzór uwzględniający czynniki meteorologiczne (krótki dzień, mało słońca), psychologiczne (świadomość niedotrzymania postanowień noworocznych) i ekonomiczne (czas, który upłynął od Bożego Narodzenia powoduje, że kończą się terminy płatności kredytów związanych z zakupami świątecznymi) miał doprowadzić do wskazania najbardziej depresyjnego dnia w roku. Choć wszystko to wydaje się przekonujące, założenia Arnalla uznano za pseudonaukę i oszustwo, a uczelnia twierdziła, że zakończył z nimi współpracę 10 miesięcy przed publikacją artykułu o swojej teorii na najbardziej depresyjny dzień roku. Dean Burnett natomiast, neurobiolog pracujący na wydziale psychologii Cardiff University, opisał algorytm określający Blue Monday, jako „farsę” zawierającą „bezsensowne pomiary”. Czy termin ten i sam najbardziej depresyjny dzień w roku ma umocowanie i naukowe potwierdzenie czy nie, jest faktem, że styczeń dla wielu jest trudny.
Wzmocnij odporność
Nie chodzi tym razem o odporność związaną z chorobami wirusowymi czy bakteryjnymi, ale o odporność psychiczną. To właśnie ona chroni przed chorobami i zaburzeniami psychicznymi czy okresami obniżonego nastroju. Justyna Żejmo w książce „Spokojny mózg” wyjaśnia, z czego składa się odporność psychiczna. Jest to kontrola (nad emocjami i poczucie wpływu na własne życie), zaangażowanie (zorientowanie na ukończenie zadania i zorientowanie na osiąganie celów), wyzwania (podejmowanie ryzyka i nauka przez własne doświadczenia) oraz pewność siebie (wiara we własne umiejętności i pewność siebie w relacjach). Oczywiście dla każdego wierzącego człowieka niezwykle ważne będzie też zaufanie Bogu i powierzenie Mu swoich trosk, ale pamiętajmy też, że Bóg pozwolił nam poznawać funkcjonowanie naszego organizmu, byśmy z tej wiedzy korzystali.
Autorka wspomnianej książki wymienia też największych wrogów budowania odporności psychicznej, za to sprzyjających depresji. Jest to wystawianie się na niebieskie światło przed snem (tv, telefon, komputer), regularne czytanie lub słuchanie negatywnych wiadomości np. z serwisów informacyjnych, ignorowanie ludzi w relacjach (często związane z uzależnieniem od ekranów), brak kontaktu z samym sobą (w sumie zapytani nie wiemy, jak się czujemy, zwłaszcza duchowo, emocjonalnie czy psychicznie), brak ruchu (szczególnie poza domem) i brak poczucia celu. Teraz wyjaśnienie - niebieskie światło emitowane przez ekrany różnego rodzaju daje sygnał do mózgu, że jest środek dnia. Mózg zostaje pobudzony, a wydzielanie melatoniny, czyli hormonu snu - zakłócone. Choć niektórzy bez problemu zasypiają przed telewizorem czy z telefonem w ręku, nie zdają sobie sprawy, że jakość ich snu znacznie się pogarsza, dlatego tak często budzimy się rano zmęczeni. Warto też pamiętać o tym, jak działają współczesne media i dziennikarze. Szukając sensacji sączą do naszej głowy negatywne emocje, które w nas pozostają, choć może się wydawać, że wcale tak nie jest i słuchany wiadomości, bo lubimy „być na bieżąco”. Tylko, że zazwyczaj dowiemy się o tragediach, wypadkach i zagrożeniach (nie zawsze realnych), a nie znajdziemy dawki pozytywnych informacji, a przecież każdego dnia w naszym kraju dzieje się wiele dobra. Czasami uzależnienie od tych silnych emocji związanych z kolejnymi newsami (w mediach społecznościowych także z życia naszych znajomych) jest tak silne, że przestajemy dostrzegać ludzi wokół siebie.
Czy wiecie, że istnieje coś takiego, jak syndrom FOMO - od angielskich słów jest to strach przed odłączeniem od sieci, od informacji? Dlatego niektórzy zabierają swoje telefony czy tablety nawet do toalety. Już 94 procent nastolatków jest dotkniętych tym problemem. Lekarstwem nie jest zabieranie im telefonów, ale pokazanie, jak budować relacje. Jak być blisko drugiego człowieka i uczyć się wrażliwości na jego potrzeby. Tymczasem często, gdy przychodzą stany depresyjne (zwłaszcza u dzieci) zamiast podarować takiej osobie swoją obecność i wspólny czas, jedyne na co nas stać to rady w stylu: „Weź się w garść, inni mają gorzej” i tym podobne, które zamiast pomagać, jeszcze bardziej przygnębiają. Wielu osobom trudno uwierzyć, że ktoś, kto jest wierzący zmaga się ze stanami depresyjnymi, ale problem jest bardziej złożony, niż się wydaje. Można wierzyć w Boga, modlić się, a mimo wszystko ciało odmówi posłuszeństwa, bo skumuluje się wiele różnych czynników.
Przeciw depresji
Dobra wiadomość jest taka, że poza pozbyciem się największych wrogów naszego dobrego samopoczucia możemy zrobić coś jeszcze. Naukowcy na pierwszym miejscu wymieniają dbałość o dobre relacje z innymi, a my przecież od czasów stworzenia pierwszych ludzi dobrze wiemy od Boga, że „nie jest dobrze, by człowiek był sam”. Podobnie dobrze mieć dobrą relację z samym sobą, bo przecież przykazanie nakazuje nam „kochać bliźniego jak siebie samego”. A trudno kochać kogoś, z kim nie ma się relacji. W związku z tym warto dbać o siebie, robić to, co sprawia nam radość, szczególnie korzystny dla mózgu jest spacer czy taniec, wysypiać się w pomieszczeniu bez ekranów (nawet wyłączonych), pracować nad sobą i rozwijać się, a porażki traktować jak naukę oraz medytować (oczywiście nie myślę tutaj o jakichkolwiek wschodnich praktykach, ale o medytacji chrześcijańskiej, modlitwie serca czy innej dowolnej medytacyjnej modlitwie, jak na przykład Różaniec).
Pamiętajmy, że gdy zadbamy o siebie, możemy lepiej służyć innym. Nasze poświęcenie i zaniedbywanie siebie w dłuższej perspektywie nikomu nie pomoże. Kolejny krok to wprowadzenie zmian i realizacja celów. Często bardzo boimy się zmian i robimy wszystko, żeby tylko utrzymać nasz ukochany, wypracowany porządek. Tymczasem warto pamiętać, że zmiana to jedyna stała rzecz (oprócz samego Boga i Jego Słowa oczywiście) w naszym życiu, bo wszystko nieustannie się zmienia. Można sobie też pomóc odżywczym jedzeniem bogatym w witaminę D3, kwasy omega 3, białko, tryptofan, magnez czy błonnik. Produkty szczególnie warte uwagi to ryby, orzechy, migdały, gorzka czekolada (zawartość kakao 70 proc. lub więcej), jaja, mięso z indyka, sery, pestki dyni czy świeże warzywa. Są dostępne obecnie na rynku również tzw. psychobiotyki, które mają udowodnione pozytywne działanie na rozwój takiej mikroflory jelitowej (są to konkretne szczepy bakterii), która sprzyja produkcji serotoniny (hormonu szczęścia), którego większość powstaje w jelitach. Zanim jednak je zastosujemy, warto skonsultować się ze specjalistą i bardzo uważnie czytać skład, by nie okazało się, że płacimy za wypełniacze, nawet jeśli produkt wygląda prestiżowo i ma wysoką cenę, a może zwłaszcza wtedy.
Pamiętajmy też, że to nie wstyd szukać pomocy i wsparcia wśród bliskich, u psychologa czy psychiatry.
Tekst Anika Nawrocka
Zdjęcie: pexels.com
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!