TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 09:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Matka Boska na cztery wiatry ich przegnała

Matka Boska na cztery wiatry ich przegnała

polewska

Kufer dziadka Wiktorii po renowacji i jedna z dwóch kartek listu. Druga z rozkruszoną krawędzią zawierającą datę, dla zabezpieczenia została zalaminowana

 

Pewnego dnia Wiktoria P. zabrała ze strychu krewnych, drewniany kufer podróżny należący niegdyś do jej dziadka. Dziadka, którego nie znała, bo zmarł kilka lat przed jej narodzinami. Kufer liczył sobie niemal 100 lat i był tak zniszczony, że żaden stolarz nie chciał podjąć się jego renowacji. Kiedy jednak znalazł się taki, który postanowił się z tym zmierzyć, odkrył, że skrzynia ma podwójne dno, w którym ukryta jest tajemnicza koperta… 

Zatelefonował do Wiktorii i razem wyciągnęli tajemniczy list z przeszłości. List przeleżał w skrytce kufra cały okres rządów komunistycznych w Polsce, został ukryty przez dziadka Wiktorii w nadziei, że nadejdą czasy gdy głośno będzie można znów mówić o… Cudzie nad Wisłą.

Kochana Stasieńko,

Przepraszam, żem tak długo nie pisał, ale czasu nie było nic. Tyle roboty z tymi bolszewikami mieliśmy, że aż coś. Pędziliśmy ich dzień i noc. Nie gniewaj się więc na mnie. Dzięki Bogu, żyw jestem jak widzisz, bo skoro list ten piszę, to żyw być muszę. Trochę poturbowany zostałem i dowódca rozkazał odwieźć mnie wozem konnym do Warszawy, do szpitala, bo pod samą Warszawą jesteśmy, jednakże doktór obejrzał obrażenia i odesłał z powrotem, bo szpital przepełniony ciężko rannymi, a moje rany takiemi groźnemi wcale się nie okazały. Kiedy dowódca zobaczył, że wróciłem, poklepał mnie po plecach i zawołał na głos cały, że do wesela się zagoi.(…) Cięty w prawą rękę zostałem Stasieńko i dużo Ci dzisiaj nie napiszę, bo ręka słaba bardzo jeszcze. O walce z bolszewikami opowiem Ci wszyściuchno jak już do domu wrócę, a teraz napiszę Ci tylko o cudzie, który się tu zdarzył, bo znam Cię przecie i wiem, że takie przedziwne historie, najbardziej Cię zainteresują. We wszystkich gazetach piszą teraz, że bolszewicy Warszawy nie zdobyli, bo nasi generałowie tak sprawnie żołnierzami naszymi kierowali, że czerwoni przegrać musowo musieli. A tymczasem ludzie gadają, że generały generałami, ale nad ranem 15 sierpnia, kiedy to wy wszyscy pewnikiem na odpust licheński w konie jechaliście, Matka Boska ukazała się na niebie bolszewikom i ich na cztery wiatry przegnała! Ludzie różne rzeczy gadają i nie we wszystko trza wierzyć, ale w szpitalu, w Warszawie, kiedy czekałem, aż mnie doktór zawezwie, rozmawiałem z dwoma żołnierzami, co to pod samą Wólką Radzymińską walczyli i oni powiedzieli mi, że to prawda była. Widzieli oni na własne oczy jak bolszewicy z wybałuszonymi ze strachu oczami uciekali z pola bitwy, że mało nóg nie pogubili. A z pola bitwy tak sobie uciec nie można Stasieńko, bo jak kto ucieknie, to jak go potem znajdą, od razu przed sądem wojskowym staje i skazują takiego na rozstrzelanie. Wiedzieć też musisz, że u bolszewików te kary po stokroć gorsze są niż u nas, więc się moi towarzysze rozmów w szpitalu, dziwili się bardzo, że czerwoni w takim popłochu uciekali jak ich dowódcy na to patrzeli. Dopiero na drugi dzień po bitwie, żołnierze ci, dowiedzieli się, że bolszewicy uciekali, bo na niebie Matkę Boską zobaczyli, która potężną armią niebiańskiego wojska dowodziła i że armia ta, gnała na nich jak z wysokiej góry. Polskie wojsko nie widziało tego. Polacy widzieli tylko niebo, takie jak to co dnia przed świtem widać. Ci żołnierze spod Wólki, mówili też, że ruscy do pobliskich wsi co tchu uciekali i nawet w psich budach się chowali ze strachu. Psy na nich szczekały, gryzły, a oni i tak z tych bud wyjść nie chcieli, a kiedy już wyszli, to na kolanach błagali gospodarzy, żeby ich ukryli. Opowiadali, że Matjer Bożja, bo to po rusku tak mówią na Matkę Chrystusa, pokazała im się na niebie i że przecie walczyć z Nią nie mogli. Bolszewicy, którzy bezbożnikami są, przekonali się wtedy, że Bóg istnieć musi, skoro Matka Jego Syna, walczy z nimi z nieba samego. Pojęli też, że z Bogiem walczyć się nie godzi, a i nawet jakby chcieli, to i tak wygrać nie zdołają. Powiedziałem wtedy moim kompanom spod Wólki, że może teraz bolszewicy nawrócą się i kiedy wrócą do domów, opowiedzą, że widzieli Matkę Jezusa na własne oczy i, że nieprawdę głoszą władze bolszewickie, że Boga nie ma. Przecie tylu bolszewików na raz kłamać nie może. Powiedziałem, że cud pod Wólką może potrzebny był, żeby się Rosja Bolszewicka opamiętała i nawróciła. Moi kompani odpowiedzieli mi, że tak nie będzie, bo tych bolszewików od razu na rozstrzelanie skażą za ucieczkę z pola bitwy, a gdyby i nawet nie skazali, to jak tylko, który bolszewik opowie o objawieniu, to za to rozstrzelają go już na pewno, bo nie mogą pozwolić żeby taka wieść po Rosji się rozniosła. Kiedy doktór mnie zawezwał zapytałem i jego czy słyszał o cudzie. Powiedział, że słyszał i że w szpitalu mają jednego takiego bolszewika, co to przed znakiem na niebie uciekał i w czasie ucieczki, mur przeskakując, obie nogi połamał. Doktór powiedział też, że ten Sjerioża, bo tak ma na imię tenże bolszewik z nogami połamanemi, do Rosji nie wróci już, bo wracać nie ma po co. Po śmierć chyba. Nic nie rozumiem z tej bolszewickiej polityki. Jak to zabijać można za to, że człowiek prawdę mówi? Żal, że nie mogłem porozmawiać z tym Sjeriożą. Ciekaw jestem co widział? Co tam naprawdę na tym niebie było? Jak wojska niebieskie wyglądały? Czy na koniach jechały, czy jak? Może w której wiosce jeszcze jakiego spotkam, to wypytam go jak na spowiedzi. I popatrz Stasiu, że cud ten w odpust licheński się zdarzył! Przed bitwą kościoły tu pełniutkie były ludzi. Całemi godzinami różańce mówili, Msze odprawiali. Przy kapliczkach zdrowaśki wkółko odmawiali. Po wsiach, ludzie po chałupach przed obrazami Matki Boskiej Częstochowskiej klęczeli. Krzyżem leżeli. I gadają, że w całej Polsce tak było. I cud wyprosili. Modlić się trzeba dalej, bo choć Warszawa ocalona, bolszewicy Wisłę chcą przekroczyć, módlcie się wszyscy, żeby nad Wartą nigdy bić ich nie było trzeba. Kończyć będę Stasieńko, bo cięta ręka boleć zaczyna i pisać już bardzo ciężko. (…) Bądź zdrowa, da Bóg, że wkrótce wszystko sam Ci opowiem. 

Józek

Krawędź kartki, na której musiała widnieć miejscowość i data niestety się rozkruszyła. To co pozostało po owym zapisie to fragment wyrazu składający się z liter „-pnia”, mogący sugerować, że list został napisany któregoś z dni sierpnia i rok 1920. 

Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!