TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 01 Maja 2025, 15:23
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Grechuta, którego (nie) znamy

Grechuta, którego (nie) znamy

Kim był Marek Grechuta – klasykiem polskiej piosenki i literatem? A może malarzem, kabareciarzem i fanem sportu? Wbrew pozorom dla niektórych nie jest to oczywiste, chociażby dla ZUS nie był piosenkarzem. Odpowiedź można odnaleźć we wspomnieniach jego żony i syna, który pewnego dnia zaginął.

W październiku mija kolejna rocznica śmierci Marka Grechuty, którego wiersze „Świecie nasz”, „Dni, których nie znamy”, „Będziesz moją panią” czy „Wiosna, ach to ty” od razu stawały się przebojami i nuciła je cała Polska. Zanim poznamy go jako męża i ojca dzięki wspomnieniom żony Danuty, przywołam jego ostatni publiczny występ. Na scenie Teatru Stu w 2003 roku z okazji Roku Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zaśpiewał tylko jeden utwór do wiersza wspomnianego przed chwilą poety. W swojej twórczości artysta „korzystał” jeszcze z wierszy m.in. Leszka Aleksandra Moczulskiego, Juliana Tuwima, Adama Mickiewicza, Bolesława Leśmiana i ks. Karola Wojtyły oraz muzyki Jana Antoniego Pawluśkiewicza. Jednak najczęściej śpiewał własne teksty do własnej muzyki.

Razem z Anawa
Marek Michał Grechuta pochodził z Zamościa (ur. 10 grudnia 1945 roku, zm. 9 października 2006 roku), chociaż część dzieciństwa, tą przed rozwodem rodziców, mieszkał w domu z ogrodem w Chylicach pod Warszawą. Tam pierwszych lekcji muzyki udzielał mu organista, bo Marek od najmłodszych lat uczył się gry na pianinie. Po roku komponował już pierwsze utwory.
Jego pierwszą miłością była Halina Marmurowska, z którą rozstali się kiedy po maturze nadszedł czas studiów i rozjechali się do różnych miast. Marek dostał się na architekturę na krakowskiej Politechnice, bardzo przeżył odejście dziewczyny. Najprawdopodobniej wtedy pojawiły się pierwsze oznaki choroby, która później przyczyniła się do jego rozstania z publicznymi występami i koncertami. W tym czasie niektórzy podejrzewali go o alkoholizm, a on cierpiał na zaburzenia afektywne dwubiegunowe - od stanów euforii przechodził bardzo łatwo do skrajnej depresji.
W 1966 roku Marek Grechuta z Janem Kantym Pawluśkiewiczem i kilkoma kolegami założył Anawa (z francuskiego en avant – naprzód), który najpierw był kabaretem, a później przeobraził się w zespół towarzyszący młodemu piosenkarzowi podczas występów. W październiku 1967 roku nadszedł jego debiut muzyczny - wystąpił z piosenką „Tango Anawa”, której jakby refren zaczynał się słów: „Pani mi mówi – niemożliwe”, na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie i zajął drugie miejsce wśród wokalistów. W 1968 roku nadszedł kolejny sukces. Na festiwalu w Opolu zdobył nagrodę dziennikarzy za piosenkę „Serce” ze słowami „ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii”, a rok później za piosenkę „Wesele” odebrał jedną z głównych nagród.
Takie były początki Marka Grechuty na scenie. Kiedy śpiewał był zaprzeczeniem klasycznego piosenkarza tamtych czasów. Ubrany w garnitur, stał nieruchomo, grał jedynie mimiką twarzy, słowo i muzykę wysuwał na pierwszy plan i tak przykuwał uwagę słuchaczy, że czuli jego oryginalność i niebanalną osobowość.

Ważne są dni, których nie znamy
Jak wspominała jego żona w książce „Marek - Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty”, czyli w wywiadzie przeprowadzonym przez Jakuba Barana, Grechuta poznał żonę w czasie Sylwestra 1967 roku u ich przyjaciółki Urszuli, na który ona przyszła z kimś innym, on podobnie. - Na Sylwestrze nie zamieniliśmy ani jednego słowa, było może kilka spojrzeń. Artysta Grechuta, będąc na tej imprezie mocno wycofanym, niewiele mówił - opowiadała pani Danuta. Spotkali się nad ranem w drodze powrotnej do akademików, ona uśmiechnęła się do niego, on był zaskoczony. - Później przyznał się, że szczególnie zaciekawił go mój uśmiech i chciał się dowiedzieć, do kogo należy, więc zaczęły się pierwsze poranne pytania - opowiadała. W drugim semestrze Grechuta rozpoczął poszukiwania przyszłej żony, działał zdecydowanie. - Mąż, co widać i słychać również w tekstach, potrafił mówić o miłości wprost i bez komplikowania. Przecież wiele z jego fraz tak trudno powtórzyć drugiej - nawet najbliższej - osobie. Wiem sama po sobie. Zaś Marek bez krępacji, z „sercem na dłoni”, zakomunikował mi, że: „będę jego żoną” - podkreśliła pani Danuta. Nie było oświadczyn, pytań i dyskusji. Pobrali się w 1970 roku, przed ślubem nie mówiąc o tym nikomu z rodziny.
Żona stała się dla niego najważniejsza i on dla niej. Bez niej nie powstałyby też część jego piosenek, jak chociażby „Dni, których jeszcze nie znamy”. Pewnego wieczoru leżąc już w łóżku artysta zastanawiał się, czy dobrze wybrał drogę życiową. - Chcąc przerwać straszliwe dylematy odezwałam się w te mniej więcej słowa: „O czym ty mówisz? To co było minęło i nic nie jesteś w stanie z tym zrobić”. Po czym dodałam: „Ale ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, bo z nimi coś możemy zrobić i od ciebie zależy, jak one będą przebiegać, jakich dołożysz starań”. Pamiętam, że małżonka owa fraza uderzyła niczym piorun. Cichcem wstał, coś zanotował, a później okazało się, że nocny wers wbił mu się głęboko w głowę – wspominała pani Danuta rozmawiając z Jakubem Baranem.


Od tego dnia staję się ojcem
W 1972 roku na świat przyszedł syn Łukasz, dla którego imię pan Grechuta wybrał na długo przed narodzinami. Dodam, że jeżeli urodziłaby się dziewczynka zostałaby Justyną. Opiekowali się noworodkiem jak umieli najlepiej. - Marek też się starał. Niestety zbyt wiele z tego nie wynikało, gdyż mąż w sprawach życiowych - mówiąc delikatnie - był nieco zagubiony. Pamiętam jednak, że ogolił się wtedy na krótko (ledwo miał cokolwiek na czubku głowy). Zaznaczając w ten sposób wyraźną odmianę w życiu: „od tego dnia staję się ojcem”. A potem zapuścił znów długie, piękne włosy – mówiła w wywiadzie.
Mijały lata. W lutym 1999 roku Łukasz postanawiał wyruszyć pieszo przez całą Europę, by przemyśleć pewne sprawy. Jak podkreśliła pani Danuta, jej reakcja z mężem była bezsensowna, schowali mu ciepłą kurtkę i paszport. To wywołało u ich syna chęć postawienia na swoim. Wyszedł z domu. Czekali na niego, a po roku pan Marek zdecydował się na wystąpienie w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. - Zostaliśmy wykorzystani, przez media wręcz zmanipulowani. Podam kilka przykładów. W czasie emisji programu „Ktokolwiek...” - mówiąc bez ogródek – kłamano, informując, że Łukasz zatelefonował w trakcie programu. Radio, gazety w całej Polsce uczyniły z naszej historii dyżurny serial – podkreśliła pani Grechuta. Ta sytuacja sprawiła, że pan Marek stawał się coraz bardziej wyciszony i religijny, mówił: „Bóg, Jezus i Maryja Najświętsza są dla mnie i mojej żony Danusi bardzo wielkim oparciem i wsparciem”. Łukasz zadzwonił do rodziców, ale dopiero 4 stycznia 2001 roku. Okazało się, że rzeczywiście pielgrzymował po całej Europie.
Podczas wywiadu Jakub Baran zapytał także o stosunek artysty do religii. - Marek był katolikiem, ja również pod tym wyznaniem się podpisuję. Życie w kręgu kultury chrześcijańskiej traktowaliśmy naturalnie. Religia - będąc drogowskazem etycznym – rozwiązuje problemy. Sprawy stają się prostsze i łatwiej jest każdego dnia egzystować. Nie zapominam o zarzutach pojawiających się pod adresem Kościoła czy wiernych, ale Kościół tworzą nie aniołowie, a ludzie, więc tak było i tak będzie – mówiła pani Danuta, opowiadając też, że jak zawsze przyjmowali księdza podczas kolędy.

Poza śpiewem i poezją
W jednej z odsłon wywiadu z panią Grechutą pojawił się jej mąż jako malarz, który troszeczkę naśladował Stanisława Wyspiańskiego - często malował śpiącego syna. Sporo swoich obrazów po prostu rozdał - wystarczyło, że ktoś zachwycił się jego dziełem, a już go otrzymał. Niewielu z nas wie, że Marek Grechuta fascynował się sportem, kiedy „nie wszedł” mu czynny sport, stał się wiernym kibicem. Miał też epizodyczne zdarzenie jako aktor. Zagrał w filmie „Polowanie na muchy” na prośbę Andrzeja Wajdy, któremu nie umiał odmówić.
Ostatnie lata życia spędził z żoną w domu wybudowanym do 1995 roku. Otaczający go ogród był pełen kwiatów, saren i jelonków podchodzących pod płot, a niekiedy przeskakujących przez ogrodzenie. W 2002 roku ze względu na stan zdrowia Marek Grechuta zrezygnował z koncertów, nagrywał jedynie płyty. W wieku 60 lat postanowił przejść na emeryturę, która piosenkarzowi przysługuje już w wieku 50 lat. A tu niespodzianka, „specjaliści” z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych odmówili mu przyznania emerytury twierdząc, że nie jest piosenkarzem, lecz literatem, musi więc pracować do 65 roku życia. Sprawa oparła się o sąd, Grechuta musiał wyjaśniać, że śpiewał własne teksty, bo inne mu się nie podobały. Ostatecznie wygrał.
Jak wspomina żona artysty choroba nadal postępowała, „odchodził łagodnie, bez bólu, był tylko coraz mniej zainteresowany światem”. W 2006 roku niespodziewanie dostał wylewu i zmarł po dwóch dniach 9 października. Pozostały po nim słuchane przez kilka pokoleń piosenki, które nadal poruszają serca. ■

Renata Jurowicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!