Sztuką jest podnieść się i iść dalej
- Choroba weryfikuje, znika wszystko co było ważne, wszystkie sprawy, które były do tej pory pierwszej wagi w sekundę okazują się nieistotne. Ze zdziwieniem dowiadujemy się bez ilu rzeczy jesteśmy w stanie się obejść – stwierdzili jednogłośnie goście spotkania, które odbyło się 13 marca w studio telewizji internetowej Dom Józefa.
Spotkanie poruszające jeden z trudniejszych tematów, jakim jest życie po udarze mózgu, poruszyło serca widzów i słuchaczy. Poruszyły świadectwa dwóch Jacków, którzy przeszli udar. Jednym z nich był znany aktor, Jacek Rozenek, a drugi to ks. proboszcz parafii św. App. Piotra i Pawła w Kaliszu. Rozmowę z gośćmi poprowadziła Karolina Gaweł, ale najpierw zgromadzeni widzowie w studio, jak i ci oglądający transmisję na żywo ze studia, obejrzeli film dokumentalny pt. „Padnij powstań”. Film ten opowiadał historię trzech lat zmagań Jacka Rozenka o jego powrót do sprawności, pracy i nowego życia. Kluczową rolę w zmaganiach po udarze odgrywa rehabilitacja, do której pan Rozenek podchodził z wielką determinacją, choć jak podkreślał niejednokrotnie szedł „pod prąd” utartych schematów. - Wszystkie aktywności, których się oddawałem i brałem na siebie, były bardzo ryzykowne. Choćby jazda na rowerze, żaden lekarz nie pozwolił mi na nią, a ja rok po udarze musiałem na ten rower wsiąść. Po wielu upadkach, podnosiłem się i jechałem dalej choć bolało, ale tylko tak mogłem dotrzeć na rehabilitację. Pokonywałem każdego dnia po 60 km w obie strony, ale musiałem, nie miałem innego wyjścia, bo nie miałem pieniędzy na inny transport – zdradził bohater filmu.
Z dnia na dzień życie aktora diametralnie się zmieniło. Do szpitala trafił dosyć późno, co sprawiło, że okno czasowe na terapię się skończyło. Jak wspomina, na oddziale intensywnej terapii spędził sześć tygodni, a pierwsze dni po udarze wyglądały fatalnie.
Osoby, które znają pana Rozenka zapewne rozumieją, że dla człowieka, który był aktywny zawodowo, realizował się, robił karierę i w ciągu chwili stracił wszystko, że musiało to być szczególnie dotkliwe doświadczenie. Ale jak mówi pan Rozenek choroba nie wybiera, może uderzyć w każdego. - Nie było żadnej taryfy ulgowej dla mnie. Odnosiłem wiele sukcesów zawodowych, ale w ostatnich latach moim jakże ważnym sukcesem było ukrojenie kromki chleba – zdradził aktor podkreślając, że kluczowa była także odwaga, bo mówiono mu wprost, że w stanie, w którym był, nie miał co liczyć na rehabilitacje. - Choroba i walka o powrót do zdrowia uczy tego co najważniejsze, uczy wdzięczności, bo gdy jesteśmy zdrowi, pełni ufności w siebie, w swoje siły wydaje nam się, że damy sobie radę w każdej sytuacji. I jeszcze jedno, nie jest sztuką przejść przez życie prostą drogą, sztuką jest podnieść się po upadku i iść dalej – akcentował pan Rozenek, dodając, że da się to przejść z godnością i po swojemu. Dzisiaj jest już sześć lat po udarze i jest w fazie końcowej rehabilitacji, wrócił do życia zawodowego i sportowego.
Natomiast drugi Jacek, czyli ks. proboszcz, jest u początku drogi wyjścia na prostą po udarze. Ks. Jacek Piekielny udar przeszedł kilka miesięcy temu i kiedy wybudził się w szpitalu myśląc, że znalazł się tam z powodu chorego serca, a rodzina zakomunikowała mu, że miał udar, jego świat się zawalił. Miał bowiem w pamięci obraz swojego szwagra, który też przeszedł udar. Rodzina zapewniała go, że już jest dobrze, ale on z przerażeniem odkrywał, że nie może mówić. - Ja kapłan i nie umiem mówić, to kim ja teraz jestem, kim będę, takie myśli mi przychodziły do głowy – zdradził ks. Jacek dodając, że nie umiał także uczynić znaku krzyża, nie wiedział, w którą stronę, nie pamiętał modlitwy „Ojcze nasz”, czy „Zdrowaś Maryjo”. Ks. Jacek nie potrafił także czytać ani piać, a do tego gdy zobaczył innych jemu podobnych, wzburzył się, że on tak nie chce. Jedyne co dawało mu siłę do walki była rodzina, wiara i Bóg. Ks. Jacek jest na początku drogi powrotu do zdrowia po udarze i jedno wie na pewno, że na wszystko trzeba czasu, cierpliwości. - Sytuacje takie jak ta pokazują, że człowiek staje się malutki wobec choroby, nie każdy udar kończy się szczęśliwie, nam Jackom się udało – zaznaczył ks. Jacek podkreślając, że ważne jest, by umieć w życiu się zatrzymać w codziennej gonitwie, uspokoić nerwy choć on sam, jak zauważył, jest nerwusem i chciałby wszystko zrobić tak by inni byli zadowoleni. - Człowieku, gdzie się śpieszysz, gdzie lecisz, po co gonisz, po co nerwy. Rozejrzyj się i zobacz, że obok ciebie są ludzie, którzy cię kochają, którzy chcą cię słuchać – zaakcentował ks. Jacek podkreślając, że życie jest darem, choć jest nieprzewidywalne i w jednej chwili wszystkie plany mogą paść.
Arleta Wencwel-Plata
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!