TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 19:28
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Żebym zniósł życie, którym mnie obdarzył

Żebym zniósł życie, którym mnie obdarzył

Żałuję, że to nie ja napisałam o Franciszku Gajowniczku i jego synach, tylko Kąkolewski - wyznaje Hanna Krall Wojciechowi Tochmanowi w dopiero co wydanej, a już kultowej publikacji „Krall”. Najwyraźniej Wielki Scenarzysta uznał, że ten wielki temat należał się Kąkolewskiemu - rzuca w odpowiedzi Tochman. 

Krall nie komentuje, ale można domniemywać, że żałuje dalej. Dlaczego żałuje? Dlatego, że królowa polskiego reportażu, za najlepszy polski tekst z tego gatunku, uznaje właśnie opowieść Kąkolewskiego o uratowanym przez ojca Kolbego Gajowniczku. O tym, co Gajowniczek, z podarowanym przez św. Maksymiliana życiem później zrobił. O tym, z jakimi cierpieniami się zmagał, jak absurdalnych upokorzeń doświadczał. A ponieważ jesteśmy w przededniu wspomnienia ojca Kolbe, warto trochę opowiedzieć o tekście „Jak pan żyje?” Tylko tyle, by rozbudzić apetyt na całość.

Żeby nie zmarnowała się jego ofiara

W latach siedemdziesiątych Kąkolewski pojechał do Brzegu, gdzie Gajowniczek mieszkał. To miasto emerytów - wyjaśniał reporterowi niezwykły bohater jego opowieści dodając, że nie był w stanie zamieszkać po wojnie w zburzonej Warszawie, mieście umarłych, jak nazywał stolicę, do której wrócił z obozu w Sachsenchausen. Bo z Auschwitz trafił do Sachsenchausen. Wkrótce po tym, jak ojciec Kolbe postanowił pójść za niego do celi śmierci, Gajowniczek zapadł na tyfus. Im było gorzej, tym bardziej chciał żyć. - Żeby nie zmarnowała się ofiara ojca Kolbego, chroniłem siebie dwa razy bardziej - mówił Kąkolewskiemu. - W ten sposób ratował mnie drugi raz. On mi jeszcze dodawał siły, myślę, że już z nieba. Jak mogłem zaprzepaścić jego życie? On zaprzepaścił je, żebym żył z moją żoną i cieszył się synami. Do nich szedłem przez lasy pod Schwerinem w czasie ewakuacji: dwanaście dni nie dano nam jeść ani pić. Żywiliśmy się trawami i pokrzywami. Były upały i one były suche. Potem wojska amerykańskie przeszły przez nas. Kazali nam wstać i iść. Poszedłem. Zapisałem się na transport do Polski i wróciłem - opowiada uratowany Franciszek.

Paczka do obozu

Gajowniczek był zawodowym żołnierzem. Sierżantem. Brał udział w Kampanii Wrześniowej. Został aresztowany, kiedy na rozkaz podziemnej organizacji przekraczał granicę z Węgrami. Po rozmaitych perturbacjach trafił do obozu Auschwitz-Birkenau. Jego żona przez kilka lat nie miała o nim żadnych wieści. W 1944 roku ich starszy syn, Bohdan, zakomunikował jej, że idzie do powstania. Zagroziła, że go nie puści. On na to, że skoczy z balkonu. Poszedł. Był niebywale uzdolniony matematycznie. - Kiedy na początku roku dostawał nowe podręczniki matematyki, tego samego wieczora rozwiązywał wszystkie zadania - chwaliła się Gajowniczkowa reporterowi. Przeżył powstanie. Wyszedł kanałami na Bemowo. Wkrótce odnalazł matkę i młodszego brata w Rawie Mazowieckiej, w umówionym punkcie zbornym. Wojna zbliżała się ku końcowi. - W połowie stycznia pojechałam do Tomaszowa Mazowieckiego nadać paczkę - wspominała żona Franciszka. W drodze zatrzymano pociąg, gdyż u jednej z pasażerek znaleziono dużą kwotę pieniędzy. Grupę przygodnych podróżnych uznano za konspiratorów i aresztowano, ją też, ale po kilku dniach zauważyła coś dziwnego. Strażnicy więzienni zniknęli, a bramy więzienia były uchylone. Co prędzej wróciła do Rawy, do synów. Znalazła ich pod lasem wśród masy zabitych. Razem z innymi uciekali z miasteczka i dostali się pod ostrzał nacierającej armii. Gdy do Rawy dotarł z Niemiec Franciszek, po kilku minutach rozmowy z żoną, ruszył na tamtejszy cmentarz. - Oko Fritzscha padło na mnie - opowiadał Kąkolewskiemu o historycznej „wybiórce”, w czasie której ojciec Kolbe oddał za niego życie. - Potem wskazał ręką i wiedziałem, że po mnie, i rzeczywiście wypowiedziałem te słowa: mam żonę i dzieci, żal mi ich, że je osierocę. Nagle ruch: jakiś więzień wystąpił z szeregu przede mną, zdjął czapkę przed Fritzschem, a on pyta, czego więzień chce, więzień odpowiada: On ma żonę i dzieci, ma dla kogo żyć, ja jestem samotny i chcę umrzeć za niego - mówi Gajowniczek. Wiele razy zastanawiał się, dlaczego został uratowany, by nie osierocić dzieci, a i tak je stracił. I to w ostatnich dniach wojny. Gdyby miał wybierać, znając przyszłość, wolałby zginąć w obozie i ocalić ich życie. Gdyby ojciec Kolbe go nie uratował, żona nie wysyłałaby mu w styczniu 1945 roku paczki do obozu, nie zostałaby aresztowana, a chłopcy nie zostaliby sami na kilka dni i być może nie zginęliby. Później, po wojnie, myśleli poważnie o adopcji maleńkiej dziewczynki. Niestety nie doszła do skutku. 

Gdyby błagania istniały

Ale problemów było więcej. - Już w Oświęcimiu równolegle do cierpień zadawanych przez oprawców pojawiło się nowe cierpienie w moim życiu - mówił Kąkolewskiemu Gajowniczek. - Niektórzy wyrzucali mi, że zgodziłem się, by wielki człowiek poszedł i poświęcił się za mnie. (…) Jakbym był przyczyną śmierci, zabójcą. (…) W tym jest żal i do ojca Kolbego, że oddał życie za kogoś tak skromnego jak ja. Gajowniczek to prostaczek, po co go tak eksponować? - mówią niektórzy. (…) Mówiono i o tym, że się rozpiłem, straciłem wiarę, porzuciłem żonę. Nie wolno mi się bronić. Wtedy mówią, że mi się w głowie przewraca, bo uważam się za postać historyczną. (…) W czasie filmu kręconego dla TV przez Waltera z Wajdą, przesłuchiwano mnie: powiedz, przyznaj się, że błagałeś, że klęczałeś. Nawet we śnie o tym nie pomyślałem. (…) W Oświęcimu nie błagało się o życie. To doprowadzało esesmanów do dzikiej wściekłości - było naruszeniem ich władzy. Gdyby błagania istniały w Oświęcimiu, Oświęcim nie byłby Oświęcimiem. Czy ojciec Kolbe myślał o mnie? To nie pycha: zapewne tak, i modlił się, żebym zniósł życie, którym mnie obdarzył.

Tekst Aleksandra Polewska

„Krall”, Mariusz Szczygieł, Wojciech Tochman, Wydawnictwo Dowody Na Istnienie, Warszawa 2015. Wszystkie cytaty pochodzą z reportażu „Jak pan żyje?” Krzysztofa Kąkolewskiego zawartego w „Antologii polskiego reportażu XX wieku” pod redakcją Mariusza Szczygła, tom II, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!