TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 14:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z Józefem pod rękę

Z Józefem pod rękę

Niektóre grupy już w drodze. Już maja za sobą pierwsze kilometry, pierwsze wygłoszone konferencje i pierwsze bąble na nogach. Nadszedł czas na tych wszystkich, którzy po porannej Mszy św. w bazylice św. Józefa oddając się jego przemożnej opiece wyruszą w drogę do Matki. Ale czym by była wyprawa bez pożegnania i udzielenia błogosławieństwa.

Cieszą się na nie wszystkie grupy. Wyruszyli więc ze swoich parafii, by na tzw. Lisie spotkać się z Księdzem Biskupem i prosić o błogosławieństwo na drogę. Tam czekał na nich ks. bp senior Stanisław Napierała. I jemu sprawia wielką przyjemność pożegnać tych wszystkich, którzy z modlitwą i pieśnią na ustach przemierzają pątniczy szlak. - W naszych czasach miejscem szczególnym przejawów życia Kościoła są drogi, ulice, miasta, wioski i w nich setki tysięcy pielgrzymów. Jak Polska długa i szeroka, idą pielgrzymi. To jest życie Kościoła. To jest wielkie wyznanie wiary. To są rekolekcje w drodze. Ponadto ludzie potrzebują wspólnoty i pielgrzymka daje im taką możliwość - mówił biskup Napierała. Podkreślając przy tym, że są i tacy, którzy pójść nie mogą, ale za to wybierają się duchowo z innymi pielgrzymami tworząc złotą grupę. - A narzędziem, które będzie łączyć pielgrzymów duchowych z pątnikami będącymi w drodze jest Radio Rodzina Diecezji Kaliskiej - zaznaczył bp Napierała. Żegnając pątników Ksiądz Biskup prosił o modlitwę w intencji Ojczyzny, diecezji kaliskiej, a także biskupów, kapłanów, osób konsekrowanych, powołań do kapłaństwa i zakonu, rodzin, chorych i wszystkich diecezjan.

Na pątniczym szlaku
Po raz kolejny wędrowała grupa z Ostrowa Wielkopolskiego o charakterze pokutnym. Jest to grupa adoracji, ciszy i ewangelizacji. Nie można też zapomnieć o pielgrzymach rowerowych. Tych, w tym roku było bardzo dużo. Jadą w dwóch grupach: kalisko-pleszewskiej i jarocińskiej. Pielgrzymkę rozpoczęli od Mszy św. w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, której przewodniczył ks. prałat Jacek Plota. Pielgrzymów powitał i dobrej drogi życzył ks. Szymon Rybak, kierownik pielgrzymki, a homilię wygłosił ojciec duchowny ks. Łukasz Skoracki.
W czasie pielgrzymki jeden dzień poświęcony był modlitwie o dobrego męża i dobrą żonę. - W ubiegłym roku ks. Rafał Kopis, poprzedni kierownik, rozeznając intencje szczególnie do modlitwy różańcowej, zauważył iż większość ludzi młodych idących w pielgrzymce, modli się o to, aby Bóg postawił na ich drodze drugą osobę, która spędzi z nimi resztę życia, dlatego także w tym roku chcemy modlić się w tej intencji łącznie z konferencją ks. Łukasza i Eucharystią - mówił ks. Rafał Grzęda. Tradycyjnie już w Lututowie odbyło się wieczorne czuwanie modlitewne. Rozpoczęło je nabożeństwo pokutne, bo przecież pielgrzymka ma przede wszystkim charakter duchowy. I jak mówią księża posługujący wówczas w konfesjonale, jest to jeden z najpiękniejszych momentów pielgrzymki, kiedy pielgrzymi mogą doświadczyć miłości i miłosierdzia Boga. Podczas nabożeństwa towarzyszył im obraz św. Józefa Kaliskiego. Kolejnego dnia pielgrzymi zgromadzili się na rynku w Wieluniu na koncercie uwielbienia.

Na ostatniej prostej
Wielka radość na Syjonie... Z taką pieśnią na ustach m. in wchodzili pątnicy do Kłobucka, gdzie zgromadziły się wszystkie grupy na tzw. ostatniej prostej przed wejściem do Częstochowy. Miasteczko rozbłyskiwało wieloma kolorami, zewsząd dobiegał śpiew wchodzących grup. Każda z nich przecież szła swoim rytmem, aby dotrzeć właśnie tutaj 13 sierpnia na Mszę św. i wyruszyć już jako jedna wielka rodzina do swojej Matki. Mszy św. przewodniczył i słowo Boże wygłosił ks. bp Łukasz Buzun. W homilii zauważył, że za chwilę wszyscy będą u celu swego pielgrzymowania. Będą na Jasnej Górze, która jest miejscem wybranym przez Boga i ofiarowanym Maryi. Gdzie Maryja w tajemnicy Chrystusa i Kościoła jest obecna. Zwracając uwagę na Ewangelię z dnia zaznaczył, że wpisuje się ona w hasło tegorocznej wędrówki, które brzmi „Wolność”. - Synowie są wolni. Tak mówi Jezus i to są dla nas bardzo ważne słowa - zauważył ks. bp Łukasz. - Pielgrzymka jest przywracaniem sobie właściwego kierunku swojej wolności. Na pielgrzymce odzyskujemy właściwy kierunek naszego życia poprzez modlitwę i wspólnotę - zaznaczył Hierarcha podkreślając, że św. Józef jest niezastąpionym przewodnikiem, z którym każdy pątnik idzie pod rękę.
To przepiękny czas wspólnej modlitwy, która zjednoczyła wszystkich pielgrzymów. W pierwszych ławkach, na podłodze mnóstwo dzieci, które przemierzają trasę wraz z rodzicami. Niektóre grupy miały bardzo dożo rodzin z dziećmi w swoich wspólnotach. Nie brakowało też młodych małżeństw, które dopiero co wypowiedziały sobie sakramentalne „tak”.

W jedności siła
To niesamowity widok, kiedy przed parą młodych ludzi był wózek dziecięcy albo dziecko siedzące na ręku rodziców. I tak w grupie od św. Józefa szedł młody tatuś pchający wózek, który na pielgrzymim szlaku jest już szósty raz. Z uśmiechem stwierdził, że mimo iż dzidziuś jest maleńki to na pielgrzymce jest już drugi raz. Za pierwszym razem wędrował pod sercem mamusi, w jej brzuszku. Młoda mama w tym roku trzeci raz wędruje do Pani Jasnogórskiej. Kolejna piękna rodzina, która przykuła moją uwagę to państwo Katarzyna i Rafał z grupy koźmińskiej, którzy wędrowali całą rodziną. - Razem jest nas siedmioro, ja z małżonkiem i pięcioro pociech - zdradziła pani Katarzyna. Na pielgrzymce jestem 9. raz, a dzieci, to różnie dołączały z wiekiem, jedno idzie 8. raz, kolejne 7. raz, a najmłodsze, które ma 3 lata można powiedzieć, że jest 4 raz - dodaje z uśmiechem. Te starsze są już samodzielne, idą z kolegami w grupie, a najmłodsi przy mnie. - Nie mam z nimi problemu, łatwo dostosowują się do warunków, a jak co, to odsypiają w wózku i jest ok. Najważniejszą intencją, z jaką podążamy, to jest to, by dzieci rozwijały się w wierze, w Panu Bogu, by ich życie było zawsze w łączności z Bogiem - podsumowała dzielna mama przytulając tatę pięknej gromadki.
Na robieniu sobie selfie przyłapałam dwie dziewczyny z grupy zielonej. Były radosne, uśmiechnięte i zadowolone, bo jak zdradziły, dzięki temu, że służby puściły grupę „krajówką”, droga skróciła się im o cztery kilometry. - W grupie zielonej idę 5. raz, a w ogóle na szlaku jestem 6. raz. W tym roku wybrałam się na pielgrzymkę, by ją po prostu przejść z „tatą” za rękę. Oczywiście chodzi tu o Pana Boga, by pobyć z Panem Bogiem - podzieliła się z nami pątniczka
Nicoletta, dodając przy okazji, że pierwszy raz miała nietypowy kryzys, bo wiadomo wszystkich nogi bolą itp., a ją ścisnęło w żebrach i jako muzyczna miała trudności z nabieraniem powietrza. - Dzisiejszy dzień, ostatni byłby chyba najtrudniejszy do przejścia, gdyby nie to, że budząc się mamy świadomość i radość, że za chwilę staniemy u stóp Matki Bożej - wyznała Nicoletta.
- Pielgrzymka jest jak narkotyk, jak raz się pójdzie, to potem ciągnie - wyznała pani Maria z Koźmina, która na pielgrzymce jest już 16. raz. Czasami wstydzi się wracać do domu, bo nigdy nie wraca z pęcherzami i wszyscy śmieją się, że pewnie jedzie całą drogę, a nie maszeruje, bo nie ma w ogóle obolałych nóg. - A ja mimo, że mam 78 lat idę dzielnie całą drogę - mówiła z dumą pani Maria, która nie mogła doczekać się już wejścia na wały częstochowskie. Tam jak mówi, łzy same lecą ze szczęścia.
Natomiast 6. raz pielgrzymi szlak przemierzał radosny młody człowiek na wózku inwalidzkim, krzycząc, że to cudowne doświadczenie, że jest pięknie. Na co dzień należy do wspólnoty Ostoja. Adam zdradził, że od sześciu lat idzie z jedną i tą samą intencją, którą chciał zachować dla siebie. Oczywiście szanujemy to i nie dopytujemy dalej. I szukamy kolejnych rozmówców. I jest tym razem chłopak z lizakiem w ręku.
- Pół życia tutaj spędziłem - wyznał jeden z młodych chłopaków. Wzbudziło to moją ciekawość. Uwaga, otóż już 15. rok szedł jako ten, który dba o bezpieczeństwo pątników. - Na pielgrzymce w ogóle jestem16. raz, a od 15 lat dbam, by nikomu nic po drodze się nie stało. Muszę przyznać, że grupa, z którą szedłem była bardzo zdyscyplinowana, nie zdarzyło się nic przykrego, wszyscy cali i zdrowi wchodzimy do Matki Bożej. Łza się już kręci i gardło zaciska, więc nic więcej nie powiem w tej chwili - zaznaczył jeden z kierujących ruchem. Nieodzownym elementem na pielgrzymce jest pomoc medyczna. Panie idące jako służba medyczna miały co robić. Same nie wiedzą, co to się działo, ale na nogi już patrzeć nie mogły w pewnym momencie. Pogoda dała się we znaki, nawet tym, którzy nigdy nie mieli problemu z bolącymi nogami, pęcherzami czy otarciami. Bardzo dużo było zgłoszeń różnych dolegliwości nawet od tych, którzy jechali w samochodach. Ale dzięki Bogu nikomu nic się poważniejszego nie stało. Poza rozbitą głową, ale tylko dlatego, że jeden z pątników nie zauważył ze zmęczenia znaku drogowego i się zranił. Ponadto w wielu grupach maszerowali fizjoterapeuci, którzy nie tylko rozmasowywali bolące mięśnie, ale i uczyli wszystkich, jak nie dopuścić do kontuzji. Tak było chociażby w grupie bursztynowej, która z Liskowa na szlak po wielu latach przerwy wyruszyła drugi raz. Ku uciesze księdza proboszcza w tym roku grupa wzbogaciła się od 20 nowych pątników. Ci, którzy szli w ubiegłym roku docenili wskazówki fizjoterapeutów i już sami wczesnym rankiem poprzez ćwiczenia przysposabiali się do drogi.
Jakże ważna rolę miał z kolei pan Marian, na co dzień posługujący w bazylice św. Józefa, który do Częstochowy udał się 19 raz. Jak sam mówi, on tylko jedzie, nie idzie pieszo, ale z drugiej strony ma bardzo odpowiedzialną rolę. Jest kościelnym w drodze. Przygotowuje każdą Mszę św. i nabożeństwa od kuchni.

U Matki
Stało się. Nadszedł dzień 13 sierpnia, poniedziałek, godz. 17.45 - są! Cóż to za radość, śpiew, taniec i łzy. 2146 pielgrzymów 381. Kaliskiej Pieszej Pielgrzymki i 27. Pielgrzymki Diecezji Kaliskiej weszło na Jasną Górę.
Jako pierwsza weszła grupa różowo-niebieska z Narodowego Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, której przedstawiciele nieśli obraz św. Józefa Kaliskiego. - Aspekt Nadzwyczajnego Roku Świętego Józefa Kaliskiego podkreśliło wejście na Jasną Górę z obrazem św. Józefa, który na początku istnienia diecezji kaliskiej peregrynował po wszystkich parafiach i teraz umieszczony jest w kaplicy seminaryjnej. Było to symboliczne przyjście św. Józefa do Maryi, czyli z Narodowego Sanktuarium św. Józefa do Narodowego Sanktuarium Matki Bożej - podkreślił ks. Rafał Grzęda. Do pielgrzymów dołączył ks. bp Łukasz Buzun i ks. prałat Jacek Plota, kustosz kaliskiej bazyliki. Bp Łukasz będąc zakonnikiem w klasztorze w Wieruszowie sam prowadził pielgrzymki. Potem pielgrzymował z Włodawy, Warszawy, a także jako pątnik pielgrzymki siedleckiej, która podążała na Jasną Górę 14 dni i to była jak zaznaczył, najdłuższa pielgrzymka do Maryi. - Cały proces pielgrzymowania jest owocujący. Każdy z nas, kiedy jest na Jasnej Górze, to czuje radość, która jest wypracowana przez trud pielgrzymi. W drodze pielgrzymi otwierają swoje serca i umysły na Pana Boga, bo jest wspólnota modlitewna, Eucharystia, słowo Boże. Pątnicy otwierają się także na drugiego człowieka. Poprzez pielgrzymkę człowiek porządkuje swoje wnętrze, a owocem tego jest radość - stwierdził hierarcha. W tegorocznej pielgrzymce do tronu Matki przybyło w 24 grupach, w tym 8 kaliskich, 13 promienistych i 2 rowerowych, ponad 2400 osób, w tym 42 kapłanów, 7 diakonów, 19 kleryków, 12 sióstr zakonnych. Od 27 lat w pielgrzymkę kaliską wpisują się grupy promieniste z wielu miejsc diecezji, m.in. Ostrowa Wielkopolskiego, Jarocina, Pleszewa, Krotoszyna, Kępna, Odolanowa, Koźmina, Sycowa, Giżyc, Opatówka, Błaszek, Liskowa. 14 sierpnia rano pielgrzymi zgromadzili się przed jasnogórskim szczytem, by wraz z pątnikami z Siedlec, Łomży i Płocka uczestniczyć we Mszy św. Potem uczestniczyli w nabożeństwie Drogi krzyżowej. Natomiast 15 sierpnia w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej ks. prałat Jacek Plota, kustosz Narodowego Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu sprawował Eucharystię dla wszystkich pątników naszej pielgrzymki.

Powrót
Jak wiemy, kaliska pielgrzymka należy do nielicznych, które wracają pieszo. Pątnicy w drogę powrotną wyruszyli 16 sierpnia zaraz po Mszy św. sprawowanej w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Oczywiście nie wszystkie grupy, ale większość kaliskich. Do Kalisza dotarli w niedzielę, 19 sierpnia, gdzie czekał na nich ks. bp Edward Janiak oraz liczni mieszkańcy miasta i bliscy. Pielgrzymkę zakończyła Msza św. w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu pod przewodnictwem ks. bpa Buzuna. Zwracając się do zebranych, ksiądz biskup Janiak zaznaczył, że pielgrzymka to wielkie świadectwo wiary, a ci, którzy pokonali pątniczy szlak są piękną cząstką świadectwa miłości do Boga i Kościoła. - Pielgrzym świadczy o swoich wartościach i im podporządkowuje swoje życie. Pielgrzym nie udaje, nie błaznuje i w tej radości jest piękne świadectwo powagi. A kiedy pielgrzym trzyma w ręku Pismo Święte staje się nauczycielem, bo ono jest najlepszym przewodnikiem do przekonywania i poprawiania swojego życia - mówił bp Janiak zaznaczając przy tym, że tak właściwie żadna pielgrzymka się nie kończy tu na ziemi, nigdy nie przestaje się być pielgrzymem, bo każdy człowiek jest w drodze do nieba, do domu Ojca - zaznaczył Ordynariusz. Po Komunii Świętej Biskup zawierzył pielgrzymów św. Józefowi.
- W tym całym zmęczeniu i trudzie widać było Opatrzność Bożą, opiekę Matki Najświętszej i św. Józefa. Pan Bóg działa poprzez ludzi i różne sytuacje. Kiedy rozmawiałam z ludźmi, owszem mówili, że są zmęczeni, że nie mają siły, że czują ból w nogach, że im coś doskwiera, ale nie zrażali się i niosąc swoje intencje kroczyli dalej do Maryi z ufnością - stwierdził kierownik pielgrzymki, ks. Szymon Rybak.

Arleta Wencwel

Moje pielgrzymowanie

Wśród setek pielgrzymów zmierzających do Jasnogórskiej Pani żwawym krokiem z uśmiechem na ustach i życzliwością dla innych maszeruje od kilku lat pani Henia. Ku mojej radości zgodziła się porozmawiać i opowiedzieć o radości pielgrzymowania.

Pani Henryko, takie prozaiczne pytanie, jak to się zaczęło?
Henryka: Pierwszy raz wyruszyłam na trasę mając 14 lat i szczerze mówią niewiele pamiętam poza tym, że byłam okropnie zmęczona, miałam mnóstwo pęcherzy, asfaltówkę itd. Wówczas szłam, bo szłam i nic nie wyniosłam oprócz zmęczenia. Na kolejną wybrałam się, kiedy już byłam mamą, a moje córeczki podrosły. Wtedy jakaś siła mnie ciągnęła. I  mogę powiedzieć, że wtedy to było świadome pielgrzymowanie. Poszłam wraz z dziećmi i dałyśmy radę. Co więcej, zaszczepiłam w nich ducha pielgrzymowania, bo kiedy ja nie chodziłam, gdy urodziłam kolejne dziecko, młodsza córka chodziła sama. Ten duch przetrwał na lata. Do tego stopnia, że starsza córka zaraz po ślubie wybrała się na szlak pielgrzymi. Właściwie to poszliśmy całą rodziną, nawet teściowa.

Skoro wraca pani co roku na pielgrzymi szlak, to cóż takiego jest w tym, że ciągnie panią w drogę?
Każda z pielgrzymek jest dla mnie pierwszą. Nie umiem powiedzieć, ile razy byłam. Może to już kilkanaście razy. Nie pamiętam, nie pamiętam też nigdy trudów, pogody, ani trasy, jaką przemierzamy, gdzie i kiedy jesteśmy. Dla mnie każda pielgrzymka to są swoiste rekolekcje w drodze. Poza bagażem podręcznym, zawsze niosę ogromny bagaż intencji, próśb i podziękowań. Poza tym z każdej pielgrzymki pozostają przyjaźnie i to takie prawdziwe. Oczywiście też zyskuje się wiele znajomych, których potem widuje się gdzieś na mieście i miło wspomina czas wędrówki. Czasami idę z zamiarem, pójścia w samotności, ale to się nie udaje. Zawsze ktoś podejdzie, zagada, nawiąże się znajomość i już nie jest się samemu. Nawet idąc w innych pielgrzymkach, całkiem z innego regionu Polski, gdzie zupełnie nikogo nie znałam zrodziły się przyjaźnie.

Idąc do stóp Matki Bożej niesie pani prośby, modlitwy, jednym słowem intencje. Czy może pani zdradzić choć jedną z nich?
Przez ostatnie lata miałam jedną specjalną intencję, gorąco modliłam się za wnusię, która urodziła się z połową serduszka. Podczas pielgrzymek, były sprawowane także Msze św. w jej intencji. W ubiegłym roku szlam z intencją dziękczynną za jej życie. Wierzę, że wiara czyni cuda, że Matka Boża wysłuchała modlitw. I dziękuję za lekarzy, dzięki którym wnusia ma się dobrze. Obecnie mała ma 5 lat. A w tym roku urodziła się kolejna wnusia, więc jest za co dziękować. Ponadto wiele osób prosiło mnie w konkretnych sprawach. Wierzę, że Pan Bóg stawia na mojej drodze ludzi w konkretnym celu.

Na przestrzeni lat pielgrzymowanie nieco się zmieniło pod względem organizacyjnym, ale cel jest ten sam. Czy mogłaby pani podzielić się z nami takimi momentami, które zostały w pamięci i te poważne i może zabawne?
Tego jest cała masa, ale z takich bardzo wzruszających to pamiętam, w którymś roku szłam sama, bez moich bliskich. I wówczas na jednym z postojów ojciec duchowny zrobił odnowienie chrztu. Każdy miał wybrać sobie rodziców chrzestnych. Ja to tak bardzo przeżyłam, nie mogłam powstrzymać łez, leciały jak grochy. Było to bardzo wzniosłe przeżycie, taki świadomy chrzest. A z takich luźniejszych, hm... Kiedyś w grupie szła jedna z pań i na ostatnim postoju ubrała się cała na biało. I wtedy właśnie polała się kawą. Nie było już możliwości przebrania się, bo bagaże pojechały. Poszła więc do lumpeksu i kupiła coś na przebranie. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie fakt, że kupiona spódnica była cała w trupie czaszki. Nieświadoma tego, co ma na spódnicy pani szła na Mszę św. w Kłobucku. Na tym nie koniec, na tymże postoju ugryzła ją pszczoła, a na sam koniec złamał jej się kij od chorągwi na nosie. To było jedno ze śmieszniejszych wydarzeń, które nota bene ostatnio z tą panią, przy okazji spotkania wspominałyśmy.

Pielgrzymuje pani także w innych pielgrzymkach. Gdzie konkretnie?
Dowiedziałam się przypadkiem, że z Białego Stoku wychodzi grupa pielgrzymkowa do Wilna. Idzie się 9 dni, ale tylko w jedną stronę. I w ubiegłym roku wybrałam się pieszo do Wilna, było to bardzo ciekawe doświadczenie. Na tejże pielgrzymce z kolei dowiedziałam się, że podobna grupa idzie z Rzeszowa do Lwowa. I na nią także się wybrałam. Szliśmy 6 dni. Większość osób powtarza się na obu pielgrzymkach. Przyjeżdżają Polacy z rożnych zakątków świata, by przejść wspólnie szlak pątniczy. Zbiera się około 300 osób, i stanowią jedną grupę. Pielgrzymki te różnią się od naszej do Częstochowy tym, że nie ma na nich głoszonych konferencji. Jest Msza św., Różaniec, Droga krzyżowa. Bardzo miłym zaskoczeniem było, że w grupie szedł ksiądz historyk, który bardzo ciekawie opowiadał o miejscach, przez które szliśmy, a także przybliżał ich historię tak bardzo związaną z naszym narodem. I na tych pielgrzymkach również nawiązują się przyjaźnie.
I mogę powiedzieć, że jeżeli Pan Bóg da mi zdrowie, i nogi mnie poniosą będę chodzić na pielgrzymki czy to krajowe czy te zagraniczne.

rozmawiała Arleta Wencwel

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!