TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 14:01
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wojna i cuda

Wojna i cuda

Wojny są straszne z samej swej natury, ale nawet w czasie ich trwania dzieją się najprawdziwsze cuda.

Dwa dni po ataku Hitlera na Polskę św. Alojzy Orione zebrał polskich księży, kleryków i siostry zakonne w sanktuarium Matki Bożej od Straży. Ołtarz ozdobiono biało-czerwoną flagą, a po płomiennym kazaniu ks. Orione pierwszy ją ucałował. Później powiesił ją nad swoim łóżkiem razem z ryngrafem Matki Bożej Częstochowskiej. Wiszą tam do dziś, a ks. Orione, w tamtych wrześniowych dniach przepowiedział: „Polska zmartwychwstanie.” Czy trzeba dodawać, że proroctwo się spełniło?

Bo doprawdy to rzecz niebywała!
Wzniesiony w XIII stuleciu, na skraju wysokiej skarpy Pradoliny Wisły, klasztor Sióstr Miłosierdzia w Chełmnie, w imponujący sposób wpisuje się w pejzaż panoramy miasta. W  pierwszych dniach września 1939 roku, wskutek niemieckiego szturmu na miasto i jego obrony, wielu rannych mieszkańców znalazło się w usytuowanym w rzeczonym klasztorze punkcie szpitalnym. Dodam, że klasztor był celem ataków hitlerowskich agresorów. Przerażeni sytuacją mieszkańcy Chełmna w tamte wrześniowe dni modlili się gorliwiej niż kiedykolwiek wcześniej. Modlili się razem. Nawet jeśli fizycznie przebywali osobno, prośby o ocalenie, kierowane do Boga za pośrednictwem Maryi w niekończących się modlitwach różańcowych brzmiały w ten sam sposób: uratuj nas! Do dziś zachowała się treść wielu świadectw dotyczących tamtych wydarzeń, a jedno z nich, świadectwo pana Redigera, Chełmianina, zacytował w publikacji swego autorstwa ks. Józef Orchowski. „W dniu, w którym Niemcy weszli do Chełmna, tj. 5 września 1939 roku, w godzinach rannych wyszedłem przed dom, aby zobaczyć, co się dzieje. Nagle, zza narożnika ulicy nadjechało auto niemieckie. Wystraszyłem się i chciałem uciekać, ale było już za późno. W samochodzie siedziało dwóch oficerów niemieckich. Zapytali mnie o drogę do Torunia. Zacząłem im tłumaczyć, ale jeden z nich powiedział: Niech pan wsiądzie do samochodu i wskaże drogę, bo będziemy błądzić, a nam się bardzo śpieszy. Zawahałem się. Oni to spostrzegli i zaczęli mnie uspokajać. Powiedzieli, że nie powinienem się bać, że oni mi niczego złego nie zrobią. Gdy tylko dostaną się na właściwą drogę, to mnie wysadzą i wrócę spokojnie do domu. Nie miałem wyboru. W drodze jeden z oficerów zapytał mnie o zabudowania położone na wzgórzu, od strony Wisły. Odpowiedziałem, że chyba chodzi o klasztor, przy którym znajduje się kościół, a zabudowania są osaczone wałem obronnym, stanowiących część murów miejskich, które okalają Chełmno. Oficer niemiecki odrzekł: Tak, to wygląda na klasztor! Ciekawe, myśmy kilkanaście razy wzięli to zabudowanie pod obstrzał artyleryjski, ale ile razy został wydany rozkaz kanonady, nad tymi zabudowaniami ukazywała się jakaś Niewiasta i swoim okryciem, czymś w rodzaju płaszcza, nad tym klasztorem powiewała, broniąc go od kul. Przy tych słowach oficer rozpiął swój płaszcz i pokazał, jak owa Niewiasta to robiła, po czym dodał: Dziwiło nas bardzo, że mimo silnego ognia, mimo doskonałej widoczności i niewielkiej odległości, nasze kule nie trafiały i nie udało się nam wyrządzić żadnej szkody w zabudowaniach. Stwierdziliśmy to wszyscy i po kilku nieudanych próbach zaprzestaliśmy ataku. Bardzo mnie to ciekawi, co to było, bo doprawdy to rzecz niebywała. Miasto nie poniosło prawie żadnych szkód, a w klasztorze sióstr Miłosierdzia nie wypadła ani jedna szyba”.

Maryja, pastuszek i chłopcy z Hitlerjugend
W czasie II wojny światowej sanktuarium licheńskie zajęli naziści, by utworzyć na jego terenie obóz szkoleniowy dla Hitlerjugend. Co ciekawe, do obozu nie zostali wcale przywiezieni niemieccy chłopcy z terenów III Rzeszy, ale trafili do niego młodzieńcy z mieszkających w tych rejonach od lat rodzin o niemieckich korzeniach. Chłopcy ci nie znali nawet niemieckiego, bo w ich domach nie używało się już tego języka. Mieli nauczyć się go w trakcie szkolenia. Zresztą w licheńskim obozie mieli też uczyć się strzelać mając przed sobą tarcze w postaci zagrabionych ze świątyni świętych obrazów i figur. Chłopcom urządzono wspólną sypialnię w murach kościoła Św. Doroty i po pewnym czasie zaczęli oni donosić przełożonym, że nocami widują w kościele tajemniczą białą niewiastę i takiegoż staruszka wyglądającego na pasterza. Przełożeni uspokajali chłopców i zapewniali, że są bezpieczni, ale niepokój wśród ich wychowanków rósł. Młodzi przeczuwali, że ich obecność w sanktuarium i świętokradcze ćwiczenia nie podobają się Bogu. Przełożeni zaczęli planować likwidację obozu i przeniesienie go. Jednak w lipcu 1944 roku, wychowawczyni z obozu, funkcjonariuszka SS Berta Bauer, postanowiła udowodnić młodym, że Boga nie ma i raz na zawsze zamknąć temat „zjaw”, jak to określała. Zebrała wszystkich wokół jednego z krucyfiksów i oddała kilkanaście strzałów do figurki ukrzyżowanego Chrystusa. W jej ślady poszło też kilku wychowanków. „Zobaczcie, nic się nie dzieje! Bóg nas nie karze, bo Go po prostu nie ma!” - wołała. Kilka godzin później otrzymała (być może w nagrodę?) urlop. Miejscowy rolnik odwoził ją do Konina na pociąg. Nagle pojawił się samolot, z którego oddano strzały. Berta Bauer zmarła na miejscu. Woźnicy nic się nie stało. Okazało się, że strzały padły w te fragmenty ciała Bauer, które kilka godzin wcześniej za jej przyczyną podziurawiły figurkę Ukrzyżowanego. W obozie Hitlerjugend wybuchła panika, której nikt już nie usiłował nawet tłumić. Obóz rozwiązano. A rozstrzelany Chrystus nawiedzany jest co dnia przez rzesze licheńskich pielgrzymów.    

Tekst Aleksandra Polewska?

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!