TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 10:39
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W obliczu rzeczy niemożliwych

W obliczu rzeczy niemożliwych

Po opuszczeniu domu Szunemitki Elizeusz udał się do Gilgal. Gdy tam przebywał nastał czas głodu. Wszystkim brakowało pożywienia. Cień śmierci rozpostarł się nad ludzkimi domami. Każdy żył w niepewności jutra.

Głód zaglądał także w oczy uczniów prorockich zgromadzonych wokół Elizeusza. Nie mogli liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony swych rodaków. Ci nie mieli przecież czym się z nimi dzielić.


Zatruty pokarm
W tej sytuacji Elizeusz wezwał swego sługę i polecił mu przygotować kocioł, by ugotować strawę dla wszystkich. Do przygotowania strawy potrzebne były jarzyny, których nie mieli. Dlatego wyruszono na okoliczne pola, by je znaleźć lub poszukać czegoś, co będzie mogło je zastąpić. Właśnie wtedy jeden z uczniów znalazł dziką jarzynę. Miała piękne owoce. Nie znał ich wprawdzie, lecz przekonany, że zastąpią potrzebne jarzyny zerwał je i napełnił nimi swój płaszcz. Po powrocie pokroił i dodał do gotującej się strawy. Nie wiedział tylko jednego. Zerwane owoce były silnie trujące. Gdy zaczęto jeść przygotowany posiłek jego dziwny smak zwrócił uwagę na grożące niebezpieczeństwo. Na szczęście nie spożyto tej potrawy. Nie mniej przygotowane jedzenie nadawało się jedynie do wyrzucenia. To znaczyło, że przygotowane pożywienie zostanie zmarnowane i w tym dniu, a może i następnym wszyscy zostaną bez jedzenia.
Zawiadomiono zatem o całej sprawie proroka, który polecił, by przyniesiono mąkę, a następnie wrzucono ją do kotła. Następnie nakazał rozdać przygotowaną w nim potrawę zgromadzonym ludziom. Jedli i nikomu nie zaszkodziła. Tak stali się świadkami niezwykłego znaku. Wiara proroka uzdrowiła zatruty pokarm. Nikomu nie zaszkodził. Co więcej, wszystkim dodał sił. To wydarzenie wpisało się w pamięć mieszkańców w Gilgal. Opowiadano je przez pokolenia, by z czasem utrwalić na kartach księgi opisującej dzieje proroka jako świadectwo jego wiary i Bożej mocy.

Chleb dla wszystkich
Uzdrowienie zatrutego pokarmu nie było jedynym niezwykłym znakiem dokonanym mocą wiary Elizuesza. Kolejny wiązał się z darem, który przyniósł prorokowi mieszkaniec z Baal-Szalisz. Postanowił on podzielić się chlebem z zebranych pierwocin. Ofiarował dwanaście chlebów z jęczmiennej mąki. Do nich dodał świeżego zboża w worku. Dar choć niewielki był bardzo szczery, na miarę plonów owego rolnika. Jednak miarą jego wielkości było to, iż podzielił się tym co miał mimo niedawnego głodu. Gdy prorok Elizeusz polecił słudze rozdać te chleby, by zgromadzeni ludzie jedli, jego decyzja wywołała zdumienie. Przecież czekających na pożywienie było 100. Jak zatem rozdzielić pomiędzy nich 12 chlebów tak, by ich nakarmić? Czy sługa dobrze zrozumiał polecenie Męża Bożego? Nie, nie przesłyszał się. Pojął wszystko, co mu nakazano. Elizeusz bowiem powtórzył polecenie i dodał, iż ludzie nie tylko zaspokoją swój głód, ale jeszcze pozostawią po swoim posiłku liczne resztki. Choć wszystko wydawało się dziwne, sługa spełnił polecenie proroka. I nie mógł wyjść ze zdumienia, gdy okazało się, że ofiarowanego chleba wystarczyło dla wszystkich i nikt nie pozostał głodny. Co więcej pozostały liczne resztki po jedzących. Wszystko wydarzyło się zgodnie ze słowem Boga zapowiedzianym przez Elizeusza.


List od władcy
Czynione przez Elizeusza znaki nabierały rozgłosu. Te zapisane przygotowywały ludzkie serca na pojawienie się Mesjasza – Chrystusa, który w przyszłości uwolni ludzi od trucizny grzechu pierworodnego, a sycąc tłumy nad brzegiem jeziora Galilejskiego przygotuje człowiecze serca na dar innego pokarmu – Eucharystii, dającego człowiekowi pełnię życia i zaspokajającego do sytości pragnienie życia wiecznego. Jednak ludziom przyjdzie jeszcze sporo czasu poczekać nim zrealizuje się dana zapowiedź. Tymczasem sława proroka rozchodziła się pośród Izraelitów. I o mało co nie doprowadziła do sporego konfliktu. A wszystko wiązało się z chorobą aramejskiego wodza Naamana. Był on wysoko ceniony przez króla Aramu jako bardzo dobry dowódca. Przyczynił się bowiem do ocalenia wielu żołnierzy przez mądre rozkazy. Tym samym obronił wielu poddanych króla. Niestety dotknęła go choroba skóry. Żaden z królewskich medyków nie był w stanie sobie z nią poradzić. Rozwiązanie problemu zasugerowała posługująca żonie Naamana młoda niewolnica. Pochodziła ona z Samarii i została uprowadzona podczas napadu Aramejczyków na ten kraj. Powiedziała swej pani o proroku, który mocą Bożą dokonuje niezwykłych znaków na ziemi Izraela i przychodzi z pomocą ludziom w ich strapieniach. On z pewnością uwolniłby męża jej pani z dolegliwości, na którą ten cierpi. Żona Naamana natychmiast powtórzyła tę wiadomość małżonkowi. Oboje pomyśleli dlaczego by nie spróbować jeśli jest taka możliwość? Jednak choć rada wydawała się sensowna to Naaman zastanawiał się nad drugą stroną słów młodej niewolnicy. Czy nie są pułapką, próbą wysłania go do ziemi wrogów? Tam mógł zostać pojmany i zabity. Wobec tego zwrócił się do króla, pytając go o jego opinię w tej sprawie. Ów uznał, że warto zaryzykować, a dla zapewnienia bezpieczeństwa swemu ulubionemu dowódcy przygotował list polecający skierowany do króla izraelskiego. Tym samym Naaman wyruszał jako poseł. Włos nie miał prawa spaść mu z głowy. Inaczej Izraelowi groziłaby wojna z Aramem. Teraz Naaman nie zwlekał z podróżą. Jednocześnie znając zasady działania proroków we własnej ojczyźnie zabrał ze sobą spory zapas srebra, złota i ubrań. Miały stanowić dar dla bliżej nieznanego mu proroka. Wodzowi zależało na odzyskaniu zdrowia. Tu nie miał zamiaru na niczym oszczędzać. Zresztą doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy pozbędzie się swych dolegliwości, w kolejnych wojnach zyska łupy, które z nawiązką zwrócą poniesione wydatki.
Gdy przybył do króla Izraelskiego przekazał mu list władcy Aramu. Zawarte w nim słowa wywołały konsternację. Pogański władca pisał, że przysyła Naamana do króla izraelskiego, by ten uwolnił go od trądu, tak bowiem określano tę chorobę skóry. Wobec tego izraelski król rozdarł swe szaty. Żądano od niego rzeczy niemożliwej. Przecież uzdrawiać mógł jedynie Bóg. A może tu chodzi o coś zupełnie innego? Czy te słowa nie stanowią pretekstu do wywołania wojny? Nikt z ludzi obecnych na dworze królewskim nie wiedział, jak rozumieć dziwne pismo aramejskiego króla, a tym bardziej jaką dać nań odpowiedź.

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!