TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 21:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Uzdrawiająca chęć do życia - rozmowa z dr Wiesławem Strohmem, neurochirurgiem

Uzdrawiająca chęć do życia -  dr Wiesław Strohm

Czy szansę na drugie życie po chorobie dostajemy od lekarza czy od naszego Stwórcy? Czy wiara i optymizm pomagają wyzdrowieć? Czy lekarz może wyznaczyć datę śmierci pacjenta? Czy na sali operacyjnej zdarzają się cuda? Na pytania odpowiada neurochirurg, ordynator oddziału neurochirurgicznego w kaliskim szpitalu dr Wiesław Strohm.

Jak się czuje człowiek, który daje innym drugie życie?

Dr Wiesław Strohm: To są zdecydowanie zbyt wielkie słowa. Człowiek żyje dzięki temu, że został stworzony, a lekarz może tylko w pewnym stopniu człowiekowi pomóc, nie ma takiej mocy, żeby decydować o wszystkim. Tak naprawdę każdy z nas ma już coś zapisane. 

To, kim jesteśmy, owszem, jest wynikiem ewolucji, ale to wszystko nie wzięło się znikąd. Potrzebna była iskra Boża, żeby powstały organizmy o tak niesamowitych, nieprzewidywalnych i skomplikowanych strukturach.

Czy zatem wierzy Pan w cuda? Czy istnieją wyłącznie szczęśliwe i nieszczęśliwe przypadki?

Kościół odnotowuje w swojej historii cuda. U nas na oddziale rzeczywiście zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, których czasami nie da się wyjaśnić. Czasami lekarz uważa, że dla pacjenta nie ma już ratunku, a mimo to on zdrowieje. Mieliśmy kiedyś młodego chłopaka, u którego na podstawie badań stwierdziliśmy wyjątkowo złośliwego i trudnego guza kręgosłupa szyjnego. Podczas operacji okazało się, że proces nie był złośliwy, pacjent wyzdrowiał! Tymczasem jego ojciec pełen emocji, szczęśliwy, wsiadł do samochodu i zginął w wypadku. Dlaczego to mówię? Bo wydaje mi się, że nic nie dzieje się przypadkiem i to wszystko jest już gdzieś zapisane. 

Czasem bywa też odwrotnie. Są sytuacje, kiedy lekarz zrobi wszystko perfekcyjnie, wydaje się, że rokowania są bardzo dobre, a mimo to pacjent odchodzi. Nie wszystko jest w naszych rękach. 

Czy jednak w tym wszystkim dopatrywałbym się prawdziwych cudów, bezpośredniej interwencji Boskiej? Nie wiem, to bardzo trudne pytanie.

Marek Edelman w rozmowie z Hanną Krall mówi, że na sali operacyjnej samym sednem jest to, że Pan Bóg chce zgasić świeczkę czyjegoś życia, kwestia tylko, czy lekarz zdąży przed Nim czy nie. Myśli pan, że tak właśnie jest?

Marek Edelman to wielka, wspaniała postać, ale w tym momencie był może nieco za bardzo wierzący wyłącznie w siłę człowieka. Wydaje mi się, że to nie tak, bo to nie lekarz decyduje o życiu lub śmierci człowieka, w każdym razie nie tak do końca, ma tylko na to pewien wpływ.

Jednak Pana umiejętności i wiedza w wielkim stopniu decydują o tym, czy ktoś będzie widział, słyszał, chodził, żył lub nie. Jak unieść taki ciężar?

Odpowiedzialność lekarzy neurochirurgów jest rzeczywiście ogromna, bo mamy wpływ na być albo nie być naszych pacjentów. Często stykamy się ze śmiercią. Pamiętam początki mojej pracy w szpitalu, pamiętam, jakie emocje wywoływała bezradność i rozgoryczenie wobec umierających pacjentów. 

Gdyby lekarz przeżywał śmierć każdego pacjenta bardzo szybko by się wykończył. Czy można się do tego zdystansować nie popadając jednocześnie w znieczulicę?

Gdyby lekarz nie przeżywał śmierci każdego swojego pacjenta, to nie powinien się decydować na ten zawód. Wiadomo, że inaczej przeżywają ją lekarze, na przykład, anestezjolodzy, a inaczej ci, którzy stykają się z nimi bezpośrednio. Na pewno bardziej przeżywają też śmierć pacjentów początkujący lekarze. Z czasem można się troszeczkę uodpornić, ale każdorazowo śmierć pacjenta to przeżycie. Nie tak bardzo osobiste, jak wtedy, gdy umiera ktoś z rodziny. Jednak za każdym razem lekarz czuje się winny, nawet, jeśli obiektywnie, dobrze wykonał operację, wszystko zrobił prawidłowo. Zawsze zadajemy sobie wtedy te same pytania, czy aby na pewno zrobiliśmy wszystko, co było można, czy nie można było zrobić czegoś jeszcze, żeby tego człowieka uratować. Każde takie niepowodzenie skłania do szukania, czy nie ma jeszcze lepszych rozwiązań, nowszych badań, czy ktoś nie wymyślił lepszego sposobu. 

Kiedy ja zaczynałem jako lekarz, były inne czasy, pacjenci częściej umierali. Dziś możemy zrobić dla ich zdrowia i życia o wiele więcej.

Czy w takim razie od takiej pracy da się odpocząć? Można wyjść ze szpitala i nie myśleć o pacjentach?

Młody lekarz często przenosi napięcia z pracy do domu, tam przeżywa wszystko to, co dzieje się na oddziale. A to, niestety, odbija się na jego życiu rodzinnym. Potem, z biegiem czasu, uczy się zostawiać problemy w pracy. To wszystko jest jednak bardzo powierzchowne, bo w środku i tak będę myślał o tym, że jutro mam operację, będę się zastanawiał, jak ten problem można rozwiązać, zawsze będzie przeglądanie artykułów, żeby się przygotować. Często, choćbym bardzo chciał odpocząć, to po prostu nie mam kiedy. 

Jeśli zdarzy się taka sytuacja, lepiej powiedzieć człowiekowi, że został mu miesiąc życia czy może nie mówić, żeby mimo wszystko nie tracił nadziei?

Różne są sytuacje prawne pacjentów, dlatego może czasami z tych względów należałoby im powiedzieć, ile czasu im zostało. Ale przecież nigdy nie możemy być pewni, ile tego życia pacjentowi faktycznie zostało. Zresztą większość ludzi odrzuca od siebie wiadomość o nieuchronności zbliżającej się śmierci. A pani chciałaby znać datę swojej śmierci? Lekarz wyznaczać jej nie powinien, choć nie zawsze jest to takie proste. Nie wszystko da się przewidzieć, a my mylimy się wcale nierzadko.

Czy wiara pacjentom pomaga czy przeszkadza?

Ludzie, którzy bardzo chcą być zdrowi, nie przyjmują do wiadomości, że mogą odejść lada moment, ci, którzy bardzo wierzą, nawet wbrew wszystkiemu, że będą żyć, często są w nieporównywalnie lepszym stanie niż wynikałoby to z zaawansowania choroby. Wiele zależy od charakteru człowieka, jego podejścia do życia, choćby takiego drobiazgu, jak uśmiech. Natomiast osoby, które załamują się, nie mają w ogóle chęci do życia, gasną bardzo szybko. Podobnie, jak ci, którzy w ogóle wyzdrowieć nie chcą.

Jak lekarz przekona do leczenia pacjenta, który nie chce żyć? Czy można ratować życie pacjenta wbrew jego woli?

Nie można lekarzowi działać wbrew woli pacjenta, musi on na każde działanie wyrazić zgodę. Jeśli pacjent nie chce się leczyć, zawsze staramy się rozmawiać i przekonywać. Staramy się wytłumaczyć, że fakt, że jesteśmy, że żyjemy to zaleta tego świata, że może po drugiej stronie jest lepiej, ale nie można tego być do końca pewnym i najpierw pożyć tutaj. Ludzie miewają różne ciężkie sytuacje, są zgnębieni przez otoczenie, czasami myślą, że śmierć to dobre rozwiązanie, a my staramy się przekonać ich, że się mylą. W pracy, gdzie mamy do czynienia z różnymi schorzeniami mózgu, czasem trudno dotrzeć do pacjenta ze względu na problemy komunikacyjne wynikające z ich choroby. Jednak zawsze warto próbować do nich dotrzeć, nawet do tych, którzy pozornie może niewiele rozumieją.

Może ludziom wydaje się czasem, że śmierć będzie dobrym rozwiązaniem, kiedy nie mogą już znieść cierpienia. Czy w ogóle z cierpieniem można sobie jakoś poradzić? 

To, że każdy z nas opuści kiedyś ten świat nie znaczy, że to powinno upoważniać nas do rozwiązań ostatecznych. Cierpienie może być wielowymiarowe, czasami to uporczywy, nieznośny ból fizyczny, innym razem ból psychiczny, stany, których nasilenie może bardzo się zmieniać. Dlatego to, co w danym momencie jest nie do wytrzymania z biegiem czasu może być akceptowalne. Popełnienie samobójstwa jest aktem nieodwracalnym, ostatecznym.

Często ma pan do czynienia z ludźmi na pograniczu życia i śmierci. Czy pacjenci po śmierci klinicznej opowiadali o unoszeniu się nad własnym ciałem lub światełku w tunelu?

Myślę, że tacy pacjenci zdarzali się najczęściej wówczas, gdy pomiędzy nami krążyła książka zawierająca opisy podobnych wizji. Teraz nie jest w modzie ta publikacja, więc i opowieści tego typu jest mniej. Najczęściej osoby, które przeżyły śmierć kliniczną po prostu nic nie pamiętają. Białe światło w ich wspomnieniach może wiązać się z nagłą utratą i nagłym odzyskaniem świadomości. Jednak w większości przypadków towarzyszy temu całkowity brak wspomnień. 

No właśnie. Co z pacjentami, którzy tracą pamięć? Czy tracą wtedy jakby swoją tożsamość? 

Najczęściej pacjenci tracą tzw. pamięć okołooperacyjną. Oznacza to, że nie pamiętają, co się działo w szpitalu, bezpośrednio po operacji. Te wspomnienia zwykle już nie wracają. 

Właśnie, gdzie w mózgu jest ta nasza pamięć?

Każde żywe stworzenie ma pamięć, nawet ta roślinka. Tą pamięcią jest doskonale skonstruowany kod genetyczny, wyjątkowa wiązanka chromosomów. Z człowiekiem jest podobnie. Jeżeli chodzi o pamięć w potocznym rozumieniu, to istnieją w mózgu specyficzne struktury, które za nią odpowiadają. To, co rejestruje nasz mózg tzw. pamięć świeża, krąży jako impulsy elektryczne w neuronach. Dopiero w fazie snu, zwanej ,,rem” niektóre z tych impulsów utrwalają się.

Co decyduje o tym, które?

Decydują o tym emocje. Akurat w tym przypadku wiemy dokładnie, które obszary w mózgu odpowiadają za emocje. Ich uszkodzenia mogą powodować różne zmiany w osobowości.

Skoro mowa o pamięci. Lekarz neurochirurg lepiej zapamiętuje pacjentów, którym uratował życie, czy tych, których uratować mu się nie udało?

Chyba, mimo wszystko, lepiej zapisują się w pamięci ci, którzy odeszli. Może dlatego, że mobilizują do intensywniejszych poszukiwań nowych rozwiązań, żeby następnym razem się udało. Takie przypadki nie dają spokoju i zmuszają do jeszcze intensywniejszej pracy. 

Kiedy człowiek umiera? Wtedy, kiedy przestaje działać mózg, czy wtedy, kiedy przestaje bić serce?

Śmierć następuje wraz ze śmiercią mózgu, bo to on warunkuje działanie całego ludzkiego organizmu. Po śmierci mózgu serce już nie będzie biło zbyt długo.

Pytanie na koniec. Co zatem czuje człowiek trzymając skalpel przy części organizmu człowieka, która decyduje o jego życiu lub śmierci?

W chwili, kiedy dziesiąte milimetra mogą zadecydować o wszystkim jest to wielkie skupienie i ukierunkowanie uwagi. A kiedy już się uda, ulga i zadowolenie, którego nie da się opisać, a to nie zawsze następuje zaraz po operacji.

rozmawiała Anika Djoniziak


Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!