TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 22:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

U progu bazyliki Narodzenia

U progu bazyliki Narodzenia

Wzgórza, na których położone jest Betlejem są dziś szczelnie zabudowane. Małe piętrowe domki zdają się tworzyć piramidy zbudowane z sześciennych klocków. Między nimi przebiega splątana sieć uliczek, raz opadających, raz pnących się do góry. Są otulone białymi ścianami domów. 

Gdzieniegdzie widać wieżowce hoteli. Jest trochę minaretów. Z nich, pięć razy w ciągu dnia, rozlega się nawoływanie do modlitwy. Nad niektórymi budowlami wznoszą się pojedyncze krzyże – tak oznaczyli swe domostwa miejscowi chrześcijanie. Tam, gdzie nad wejściem patronuje wizerunek św. Jerzego spotkamy prawosławnych Greków. Panoramy miasta dopełnia znaczna liczba kościołów i klasztorów różnych wyznań. Wśród nich jest ten najważniejszy – bazylika Narodzenia Jezusa Chrystusa.

Wszystko zaczęło się bardzo skromnie. Ewangelia wspomina o spisie ludności. Św. Józef, który roztoczył na ziemi ojcowską opiekę nad poczętym pod sercem Maryji Jezusem, pochodził z rodu Dawida. Dlatego musieli pójść do Betlejem. Podróż była ryzykowna. Rozwiązanie mogło nastąpić w każdej chwili. Tutejsze gospody powitały ich zamkniętymi drzwiami. Usłyszeli słowa odsyłające ich do innych miejsc. Oni nie wyglądali na bogatych, a przecież było tylu chętnych na nocleg.  Ci drudzy mogli dobrze zapłacić. Do tego kobieta spodziewająca się dziecka. Będzie krzyk, płacz, zamieszanie. Nie wiadomo, jak skończy się poród. Zakłócą spokój. Przepłoszą gości. Zepsują interes.

Jezus nie zaczekał na luksusowe miejsce i odpowiedni czas dla swoich narodzin. Przyszedł dzieląc los niechcianych. Może litość otworzyła czyjeś serce i rodząca Matka została wpuszczona do groty, gdzie trzymano zwierzęta. Może był to wynik stanowczości św. Józefa, by znaleźć jakiekolwiek schronienie. Ewangelista zostawia nas z tymi pytaniami. Ale jedno jest pewne. Po betlejemskich gospodach z owego czasu nie pozostało nic. Bogate domy nie zachowały ani swych murów, ani życia ich mieszkańców. Natomiast nad ubogą grotą, gdzie zatrzymała się Święta Rodzina, wznosi się wspaniała bazylika, tętniąca życiem aż do dnia dzisiejszego.

Miejsce narodzin Jezusa od początku wskazywała pamięć i modlitwa. Jak silnym znakiem była niech świadczy to, iż pogański cesarz Hadrian dla jej zatarcia nakazał pobudować nad Grotą sanktuarium dedykowane Adonisowi. Chciał mitem zastąpić Prawdę Ewangelii. Nie przypuszczał pewnie, iż w ten sposób przyczyni się do oznaczenia miejsca narodzin Jezusa. Spod tej zasłony Grotę narodzin Pana wydobyła na światło dzienne cesarzowa Helena. Za jej przyczyną wzniesiono tam pięcionawową bazylikę. Świątynia ta została przebudowana w VI w., na mocy decyzji cesarza Justyniana. Otrzymała wtedy kształt krzyża, którego boczne ramiona objęły prezbiterium położone nad samą Grotą Narodzenia. Budowli nadano charakter obronny, pamiętając o zniszczeniach dokonanych podczas powstania Samarytan. Mury strzegły świętego miejsca podczas kolejnych burz dziejowych. Wystarczy wspomnieć ekspansję islamu, czy czasy wypraw krzyżowych. Były świadkami grabieży, pożarów, a także sporów o prawo do opieki nad świętym miejscem. Radowały się nawiedzeniem wielu ważnych osobistości, w tym papieży – pielgrzymów: Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI. 

Jednym z niezwykłych wydarzeń, związanych z ocaleniem bazyliki, była reakcja barbarzyńskich Persów na zdobiące ją malowidła. Na frontonie kościoła znajdowało się przedstawienie trzech Mędrców, ubranych w narodowe stroje perskie. Widok ten pohamował niszczycielski szał barbarzyńców. Do wydarzenia tego odnoszono się w IX wieku, podczas synodu w Jerozolimie debatującego nad zasadnością przedstawiania ludzkich postaci przez malarzy zdobiących świątynie. Niestety nie udało się zachować bazyliki przed rabusiami. Dla ratowania budowli zaczęto stopniowo pomniejszać jej wejście, aż pozostała mała brama, licząca trochę ponad metr wysokości. Prowadzi ona do przedsionka, zwanego narteksem, poprzedzającego główną nawę bazyliki.

Wchodzący do świątyni mogą do dziś zobaczyć ślady pozostałe po portalu zdobiącym wejście znajdujące się na wschodniej ścianie. Przymknięcie oczu i odrobina wyobraźni może sprawić, że ujrzymy bizantyjskie procesje sławiące miejsce narodzenia Jezusa, orszaki koronacyjne królów średniowiecznego Królestwa Jerozolimy, czy też rzesze pielgrzymów wędrujących tu przez wieki ze wszystkich stron świata o tym, jak wielka była ich liczba świadczy próg przy wejściu. Jest w nim wytarte miejsce, w które mieści się ludzka stopa. Stawiając ją, warto pomyśleć o pokoleniach ludzi czerpiących życie z Ewangelii – Dobrej Nowiny o narodzinach Zbawiciela. Przekazywana ją z pokolenia na pokolenie, aż dotarła do nas. Zanim przekroczymy próg bazyliki warto pamiętać jeszcze o jednej, wydawało by się prostej sprawie: przed wejściem trzeba się nisko pochylić. Nie wszyscy o tym pamiętają, przecież wchodzącym towarzyszą głębokie emocje. Świadczy o tym troska miejscowych strażników czuwających nie tylko nad porządkiem, ale i nad tym, by nikt nie zrobił sobie krzywdy. Owo pochylenie wydaje się rzeczą prozaiczną, ale ma bardzo głęboką wymowę. Miejsce narodzin Zbawiciela jest dostępne tylko dla człowieka pokornego, gotowego pochylić się nad tajemnicą wcielenia Boga i własnego życia. Ktoś, kto niesie w sobie pychę i nie chce wykonać tego gestu lub uczyni go powierzchownie, nie jest w stanie wejść do wnętrza bazyliki. Pozostanie na zewnątrz lub będzie spoglądał na wszystko oczyma widza, pamiętając jedynie o pstrykaniu zdjęć. Taki człowiek nie potrafi wniknąć w głąb spraw Bożych i ludzkich. Może jakieś wydarzenia musi nim wstrząsnąć, by zmienił swoją postawę. Podobnie jak zderzenie z kamiennym blokiem nad wejściem. Bywa, że podobna rzecz zdarza się niektórym pielgrzymom. Na szczęście nikt się wtedy nie obraża, ale każdy wchodzi do środka.

ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!