TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 16:09
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Trzy oblicza Jezusa

Trzy oblicza Jezusa 

„Jesteśmy pokoleniem, które w tym czasie szuka Jego oblicza, oblicza Boga Jakuba. Na koniec naszego ziemskiego pielgrzymowania On, Jezus, będzie naszą nagrodą i chwałą na zawsze” - powiedział papież Benedykt odwiedzając sanktuarium Chusty z Manopello. Wydaje się, jakby mówił o naszych czasach.

W piątą niedzielę Wielkiego Postu słuchaliśmy Ewangelii, która rozpoczynała się od takich słów: „Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa»” (J 12, 20). 

Koniecznie zobaczyć Jezusa
Słowa te przypomniały mi znane w Polsce powiedzenie „udawać Greka”, które jak się okazuje jest dzisiaj coraz mniej zrozumiałe. O ile jeszcze ktoś mniej więcej wie, jaki jest jego sens, czyli udawanie, że jest się niezorientowanym, że się czegoś nie rozumie, podczas gdy w rzeczywistości jest inaczej, to prawie nikt nie wie, skąd to powiedzenie się wzięło. Tymczasem pochodzi ono z obserwacji zachowania Sokratesa, który udawał, że nie zna odpowiedzi na pytania filozoficzne. Mówiąc „Grek”, ma się na myśli „Sokrates”, a przynajmniej tak było, kiedy w szkołach uczono łaciny i filozofii. Sokrates zaczepiał przechodniów i – udając Greka, czyli sprawiając wrażenie, że niczego nie rozumie – rozmawiał z ludźmi, starając się pomóc im pozbyć się przesądów, błędnych poglądów i odnaleźć prawdę. Dzisiaj taka postawa wydaje się być coraz bardziej konieczna, zwłaszcza kiedy się rozmawia o polskiej polityce, albo nie daj Boże, o pandemii: lepiej udawać, że się nic nie wie i nie rozumie, niż znaleźć się w oku cyklonu, w którym można ryzykować jeśli nie życie, to przynajmniej poważne załamanie nerwowe. 

Ale powróćmy do Ewangelii. Urzekło mnie to pragnienie Greków, aby ujrzeć Jezusa. Podobną sytuację mamy również w Ewangelii wg Świętego Łukasza: „Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany”. (Łk 19, 1-6)

Z dalszej części tej perykopy wiemy, że owa ciekawość Jezusa ostatecznie doprowadziła do wielkiej przemiany Zacheusza, który postanowił rozdać połowę swojego majątku ubogim, a tym których skrzywdził, wynagrodzić poczwórnie. A to oznacza, że nawet zwykła ciekawość zobaczenia Pana Jezusa może mieć zupełnie nieoczekiwane, ale jakże piękne i zbawienne skutki. Dlatego chciałbym dzisiaj, a potem przez całe Triduum Paschalne i Święta, stać się trochę Grekiem, a trochę Zacheuszem. Ja też pragnę ZOBACZYĆ Jezusa.

Ostatnia Wieczerza
Moglibyśmy rozpocząć nasze przyglądanie się Jezusowi od tryumfalnego wjazdu do Jerozolimy, który wspominamy w Niedzielę Palmową, ale przecież wiemy, że tam nikt nie widział Jezusa takim, jakim On był, ale takim, jakim chcieli Go widzieć. Dlatego przenosimy się bezpośrednio do Wieczernika.

Wieczernik kojarzy się nam oczywiście z ustanowieniem Eucharystii. Oczami wyobraźni widzimy Jezusa siedzącego z Apostołami przy stole i wypowiadającego słowa przeistoczenia  i jest to dobre skojarzenie. W końcu tak opisują nam je Święci Marek, Mateusz, Łukasz, a także Paweł. Ale jeśli chcemy mieć pełny obraz, nie możemy zapomnieć, jak tę samą rzeczywistość opisuje św. Jan.

Najpierw jesteśmy świadkami umywania nóg uczniom i słyszymy jak Jezus rozmawia z Piotrem, który opiera się, by Pan mu usługiwał. Potem jesteśmy ponownie przy stole i słyszymy jak Jezus tłumaczy uczniom znaczenie swego gestu i jak wzywa ich do wierności w powołaniu i zapowiada owoce tej wierności. Z tymi słowami Pana Jezusa mocno kontrastuje jego pełna wzruszenia i bólu zapowiedź zdrady jednego z uczniów, która wprawia zebranych w zakłopotanie i rodzi niepokój serc. Widzimy jak Piotr próbuje się dowiedzieć, kto jest zdrajcą, a Jezus wskazuje sposób, w jaki można go rozpoznać. Naprawdę wzruszający jest gest przyjaźni Jezusa wobec Judasza, kiedy podaje mu kawałek chleba, po którego spożyciu Judasz opuszcza Wieczernik. Wreszcie na koniec słyszymy, jak Jezus wyjaśnia swoim uczniom, co wydarzyło się podczas Wieczerzy.

Jak pisze ks. Krzysztof Wons SDS, od pierwszych słów Jan uświadamia nam, że to w Wieczerniku dokonuje się dramatyczne, duchowe zmaganie, z którego Jezus wychodzi zwycięsko. „W Wieczerniku toczy się walka o człowieka. Spotykamy Jezusa, który do końca walczy o swoich uczniów, którym powie «Wy jesteście przyjaciółmi moimi...» Walczy o każdego tak samo, także o Judasza, do końca”. Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich w swoich objawieniach tak opisuje scenę obmycia nóg Judaszowi: „Myjąc nogi Judaszowi, okazywał mu Jezus jeszcze większą czułość i uprzejmość niż innym, pomimo iż zdrada Judasza bolała Jezusa najwięcej ze wszystkich Jego mąk, a przyłożywszy twarz do jego nóg, rzekł cicho: «Namyśl się jeszcze. Rok już nosisz w sercu zdradę i niewierność». Judasz udawał, że nie słyszy tego, i umyślnie mówił coś do Jana”.

A skoro już przywołaliśmy bł. Annę Katarzynę to warto zacytować jeszcze jeden fragment z jej objawień dotyczący Ostatniej Wieczerzy: „Wprawdzie już kilkakroć widziałam w objawieniu Ostatnią Wieczerzę i ustanowienie Najświętszego Sakramentu, ale zawsze poddawałam się ogarniającemu mnie wzruszeniu tak, że tylko niektóre szczegóły mogłam dobrze spamiętać (…) I nie dziw to, podczas takiego objawienia czytam w sercu każdej widzianej osoby, widzę tę niezmierną miłość Pana i oddanie się Jego wszystkim (…). Człowiek, patrząc na to, rozpływa się w podziwie, wdzięczności i miłości, nie może pojąć, gdy inni to źle rozumieją; czuję niewdzięczność całego świata i ogrom własnych grzechów”. 

W Wielki Czwartek widzimy więc nie tylko Jezusa, który wydaje się za nas i ustanawia Eucharystię, w której pozostawi się nam na zawsze, ale też widzimy Jezusa, który nazywa nas przyjaciółmi i do końca walczy o każdego, nawet swojego zdrajcę. Jeżeli naprawdę chcemy zrozumieć tajemnicę, którą opisał nam Święty Jan, czyli uczeń umiłowany przez Pana, musimy nie tylko zapatrzeć się na Jezusa, ale - jak nam doradza Orygenes, - uczynić to samo, co ten umiłowany uczeń uczynił podczas Ostatniej Wieczerzy, czyli przyłożyć nasze ucho do serca Jezusa.

Golgota
Oblicze Pana Jezusa z Wielkiego Piątku jest chyba najbardziej nam znane. Zanim poprowadzimy dalej naszą refleksję oddajmy jeszcze raz głos bł. Annie Katarzynie: „Miłościwy Pan życia wszelkiego płacił za grzeszników męczeński dług śmierci: jako człowiek oddał Bogu i Ojcu swą duszę, a ciało w objęcia śmierci. Trupia, zimna barwa śmierci powlokła to święte, udręczone naczynie, zbielało to ciało drgające w konaniu, przez co uwydatniały się i pociemniały plamy krwi z ran płynącej. Oblicze wydłużyło się, policzki zapadły, nos wydał się węższy, ostrzejszy, dolna szczęka opadła, zaszłe krwią oczy otworzyły się do połowy. Ostatni raz podniósł Jezus na chwilę ociernioną głowę i znowu spuścił ją na piersi pod ciężarem boleści. Wargi były sine, nabrzmiałe, w rozchylonych ustach widać było zakrwawiony język”.

Możemy też przyjrzeć się umęczonemu obliczu Jezusa dzięki chuście z Manopello, czy też fotografiom Całunu Turyńskiego, bądź poczytać inne opisy mistyków. Ale jeszcze lepiej będzie spróbować pójść głębiej niż tylko wyobrażać sobie, jak fizycznie wyglądała twarz umęczonego Jezusa. Chcemy więc pójść na Golgotę razem ze św. Janem, który chyba najbardziej koncentruje nasz wzrok na Jezusie. Jemu najbardziej zależy, byśmy wbili oczy w Jezusa. „Będą patrzeć na tego, którego przebili” (J 19, 37). 

Ks. Wąs zauważa, że Jan w swoim opisie kilkakrotnie używa czasownika „widzieć”: żołnierze zobaczyli, że umarł. Jan sam uroczyście zaświadcza, że zobaczył, co wydarzyło się na Golgocie, aby inni uwierzyli. I wreszcie wspomniane już słowa prorockie „będą patrzeć”. „Podkreśla w ten sposób doświadczenie «widzenia» w trwającej godzinie chwały. Wiemy, że w czwartej Ewangelii widzenie jest integralnie złączone z doświadczeniem człowieka dojrzałego w wierze, mistyka. Zewnętrzna strona wydarzeń może mylić. Nie sięgając głębiej, możemy nie spotkać się z prawdą o tym, co rzeczywiście się wydarzyło. Musimy patrzeć głębiej. «Będą patrzeć» odnosi się do przyszłości; jest powołaniem Kościoła, każdego ucznia. Jest naszym osobistym powołaniem. Będzie się rozciągało na wszystkich wierzących i wszystkie czasy, aż Chrystus przyjdzie powtórnie, aż «ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili»”.

Takim szczególnym patrzeniem głębiej na oblicze ukrzyżowanego Jezusa jest również to, do czego nieustannie zachęca nas papież Franciszek: „Ubóstwo ma różne twarze, które domagają się uwagi pod jednym, szczególnym względem: w każdej z nich możemy spotkać Pana Jezusa, który objawił nam, że jest obecny w swoich najmniejszych braciach”.

Zmartwychwstały Pan
O ile zmasakrowana twarz Jezusa na pewno był trudna do rozpoznania, ale nikt nie miał wątpliwości, że to właśnie Jezus na krzyżu oddał życie wypełniając wolę Ojca aż do końca i miłując tych, których kochał aż do końca, o tyle wydaje się, że twarz Zmartwychwstałego nie była rozpoznawalna natychmiast i bez problemu. Jezus nawet swoich najbliższych współpracowników musi przekonywać, że to właśnie On. Jak trafnie zauważył abp Fulton Sheen pisząc o straży postawionej u grobu Pana Jezusa „najbardziej zdumiewającym faktem w tym spektaklu czujności nad martwym było to, że nieprzyjaciele Chrystusa spodziewali się Zmartwychwstania, ale Jego przyjaciele nie. To wierzący byli sceptykami; to niewierzący byli łatwowierni. Jego wyznawcy potrzebowali i domagali się dowodów, nim dadzą się przekonać”. Pamiętamy niedowierzające reakcje uczniów zgromadzonych w Wieczerniku, czy też wracających z połowu albo zmierzających do Emaus. Było pewnie wiele okoliczności łagodzących, ale faktem jest, że dość opornie rozpoznawali Jezusa po Zmartwychwstaniu. Ale też jest to dla nas pocieszeniem, że dla wszystkich, również dla tych, którzy z Nim przebywali, akcent z widzenia przesuwa się w kierunku wierzenia, czy też może widzenia sercem: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). Widzenie sercem jest nierozwalnianie związane z miłością. Warto przypomnieć, że pierwszym, który uwierzył, był właśnie uczeń umiłowany, ale na pewno umiłowany miłością odwzajemnioną. On też kochał Jezusa nad życie. Dlatego kiedy przybiegł do grobu wraz z Piotrem, najpierw przepuścił tego, którego Jezus uczynił pierwszym, a następnie wszedł do grobu „zobaczył i uwierzył”. Jako pierwszy zrozumiał sens pustego grobu, płócien, chusty i uwierzył w Zmartwychwstanie. To miłość jest tym co pozwala wierze widzieć, a z drugiej strony owocem widzenia jest doświadczenie pociągania: im bardziej widzę, że jestem kochany tym bardziej czuję się pociągany i doświadczenie miłości przemienia moje życie.

Dlatego warto na co dzień szukać oblicza Pana. Dzisiaj nawet nie musimy udawać Greków, bo tak wiele sytuacji wokół nas pozostaje poza zasięgiem naszego rozumienia i może prowadzić nas do przygnębienia, a nawet desperacji. A przecież wystarczy uwierzyć, że Jezus jest naszym przyjacielem, walczy o nas do końca i kocha nas bez końca. 

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!