TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 06:26
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

To Dom

To Dom



Nie sposób przejść obojętnie obok takiego zapisu: „Cel tej książki jest tylko jeden: doprowadzić tego, kto czyta, do spotkania z Bogiem”. Dla nas ludzi wierzących są sprawy ważne i najważniejsze.

Niewątpliwie jednak do kluczowych należy nasza osobista relacja z Bogiem. Nic dziwnego, bo pierwsze z przykazań dotyczy
miłości Boga, ale równolegle muszą być dobrze ustawione relacje z bliźnimi.Co do znanych przykładów spotkania z Bogiem Żywym, to mamy owo szawłowe spod Damaszku. Bóg przedstawił się tam z imienia: „Ja jestem Jezus, którego Ty prześladujesz”. Ten model doświadczenia Boga określić możemy jako bolesny. O tym, że może boleć mówi we wspomnianej książce nie kto inny jak o. Adam Szustak. Znany vloger dzieli się świadectwem swego nawrócenia, które jest autentycznym doświadczeniem tego wszystkiego w co wierzymy. Przyznaję, książki tej jeszcze nie czytałem, ale że nawracać się trzeba, to i po nią niebawem sięgnę. Niemniej w jakiś sposób zostałem zainspirowany, by dotknąć tego ważnego wątku, jakimi są nasze relacje. W liście Episkopatu Polski czytanym przed 10. Tygodniem Wychowania w Polsce, słyszeliśmy nie o czymś innym jak o konieczności relacji. W dołączonych na ten tydzień materiałach, mogliśmy obok hasła „Budujmy więzi” odnaleźć motto zaczerpnięte z Dyrektorium o katechizacji (2020, pkt 247): „Kerygmat powinien skupić się na Panu Jezusie jako kochającym bracie, przyjacielu, który pomaga jak najlepiej przeżywać relacje…”. Jako, że znamy Pana Jezusa (i żyjemy kerygmatem) to wiemy, jakie były jego relacje z Ojcem i z ludźmi (inne z grzesznikami, chorymi i opętanymi, odmienne z faryzeuszami i handlarzami świątynnymi). Część trzecią listu zatytułowano „Fundamentalne znaczenie relacji z Bogiem”, ale to w części pierwszej odwołano się do relacji, które winny być naszym doświadczeniem - poczynając od dzieciństwa. Papież Franciszek w Adhortacji Amoris laetitia przywołał obraz szczęśliwej rodziny: „Przekraczamy zatem próg tego pogodnego domu, gdzie rodzina siedzi wokół świątecznego stołu. W centrum spotykamy ojca i matkę z całą ich historią miłosną”. Na kanwie tego usłyszeliśmy o przeżywaniu Kościoła domowego, który właśnie w czasie trwającej pandemii miał być podstawą odniesienia do Boga i więzi rodzinnych. W kontekście relacji ugruntowanych w rodzinach, abp Grzegorz Ryś przypomniał prezbiterom diecezji kaliskiej to, co podaje instrukcja „Nawrócenie duszpasterskie wspólnoty parafialnej w służbie ewangelizacyjnej misji Kościoła”. Ponieważ słowa te padły podczas rekolekcji dla kapłanów, to rzecz jasna w pierwszym rzędzie dotyczą księży, którzy w oparciu o naturalne więzi rodzinne winni budować wspólnotę między sobą. Jednak w szerszym rozumieniu powinny one trafić do wszystkich wspólnot parafialnych. Administrator naszej diecezji zawołał: „Masz tworzyć parafię, która jest domem!”. Rok duszpasterski 2011/12 przeżywaliśmy pod hasłem „Kościół moim domem”. Już wtedy wyjaśniano nam, że w Nowym Testamencie Kościół często nazwany był po prostu domem (i to nie tylko dlatego, że pierwotnie gromadził się zdecydowanie tylko po domach). To już dziewięć lat jak otrzymaliśmy „gotowce”, by wiedzieć, co oznacza to w praktyce, ale wiadomo repetitio est mater studiorum. Abp Grzegorz rekolekcje dla prezbiterów kaliskich prowadził w oparciu o List św. Pawła do Tytusa. Młody biskup otrzymał jasne wskazania od Apostoła Narodów, jak wszystko winno być ustawione w domu Bożym. Zatem i my musimy wiedzieć od czego zacząć, by ten dom budować (czy jak kto woli - remontować). Kryzys duchowego domu - wielokrotnie już omawiany - polega m.in. na tym, że można być w domu swoim, ale bez doświadczania tego, że jest się u siebie. To odnosi się nie tylko do rodzin, ale niestety i do Kościoła. Bardzo ważny wymiar domu to wspólnota bliskich sobie osób. Z opowiadań wiem, jak wznoszenie niejednego kościoła przyczyniło się do zbudowania Kościoła żywego. We wrześniu brałem udział w pielgrzymce przewodniczek Skautów Europy, zatem udałem się do Jeleniej Góry, gdzie gościny (nie pierwszy już raz) udzielono mi w parafii pw. św. Wojciecha. Proboszcz senior podsumował ostatnio, że dziś takiego kościoła wybudować by się już nie dało. A snując wspomnienia z początków powstawania tej wspólnoty, przywołał scenę, która może mieć nawet znaczenie symboliczne. Gdy siłami wspólnymi wierni wznieśli tam monumentalny gmach, należało wewnątrz pomalować ściany. Świątynia wielka i do tego wysoka, zatem i z prawej, i z lewej metraż ścian przeogromny. Ustawiono zatem rusztowanie z drewnianych żerdzi i desek. Po zakończonych pracach po jednej stronie, planowano rusztowanie rozebrać i zbudować je po stronie drugiej. Ktoś jednak wpadł na pomysł, by całą konstrukcję przestawić, ale trzeba było do tego nie mniej niż 100 chłopa. Ewenement czasów minionych polegał na tym, że na apel proboszcza rzeczywiście stawiło się tylu panów, iż po trzech stanęło przy belkach nośnych. Ponad 100 mężczyzn rusztowanie to podniosło i przeniosło. Wiara góry przenosi, a takie zgranie to i rusztowanie. Czy wrócą czasy, w których nie tylko śpiewano „Budujemy Kościół Boży, najpiękniejszy w świecie dom…”? I o dziwo 30 lat temu raczej nie czytano adhortacji, instrukcji itp., a chrześcijaństwo było jakoś bardziej chrześcijańskie.

Ks.Piotr Szkudlarek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!