TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 15:33
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

To, co zdawało się niemożliwe

To, co zdawało się niemożliwe

Słowa zapowiedziane przez proroka Izajasza spełniły się szybciej niż można było się spodziewać.

Noc przyniosła oblegającym Jerozolimę Asyryjczykom śmierć. Potomni zastanawiali się nad jej przyczyną. Wiązano ją z zarazą. Prawdopodobnie przeniosły ją do obozu szczury lub myszy. 

Boży Anioł

Faktem było, że pewni zwycięstwa żołnierze musieli wracać do swej ojczyzny ciesząc się, iż uchodzili z życiem, a dziesiątki ich towarzyszy pozostało martwych. Stało się tak mimo tego, iż nikt nie wyciągnął broni walki. Obrońcy miasta o poranku patrzyli na martwych nieprzyjaciół. Wielu przypomniało się wtedy wydarzenie sprzed wieków, gdy Bóg pokonał Egipcjan nad wodami Morza Trzcin i ocalił swój lud od pewnej śmierci. Teraz zaś obronił mieszkańców Jerozolimy. Jeszcze niedawno przed ich oczyma stało widmo śmierci, a w najlepszym wypadku jarzmo niewoli. Miniona noc zdawała się być najczarniejszą w życiu a poranek miał być zwiastunem klęski. Tymczasem los odwrócił się w jednej chwili. Niedoszli zwycięzcy leżeli martwi lub uciekali w popłochu, a zamknięci w murach miasta odzyskali swą wolność, zaś ich życie zostało ocalone. Pomni na słowa proroka ożywili w swych sercach ducha wiary. W tym co zobaczyli rozpoznali działanie Boga.  Określili je podobnie jak ich przodkowie ocaleni w Egipcie: Anioł Pana przeszedł przez obóz wroga i zabił nieprzyjaciół potomków Abrahama. Wiedzieli, że wszystko dokonało się na mocy Bożego zrządzenia. Nie przypisywali jednak bezpośredniego działania samemu Bogu.  Przecież  w Nim nie było nic z tej materii, którą On sam powołał do istnienia. Dlatego mówili o Aniele Boga – duchu, stworzonym przez Niego; istocie, która była obecna w świecie Boga i człowieka; spełniała nakazy Stwórcy i ingerowała w bieg wydarzeń składających się na ludzkie życie. Owego Anioła – Bożego posłańca, porównywali do wojownika, który walczył z Bożego polecenia i unicestwiał wrogów Boga.

To co rozegrało się w asyryjskim obozie nie było ostatnim aktem klęski. Dla pełnego pychy Sennacheryba kolejne wydarzenia stały się jej dopełnieniem. Już wielkim poniżeniem była sama konieczność odwrotu. Ten, który planował podział łupów i mienił się panem ludów i narodów, który szydził z Boga Izraela teraz musiał uchodzić jak niepyszny. Nie pokonał go miecz. Nie zmierzył się z silnym wrogiem. Padł ofiarą strachu przed zarazą, która zdziesiątkowała królewskie wojska i w jednej chwili pokazała jak słaba była jego potęga, którą chełpił się przed innymi narodami. Teraz musiał wracać do Niniwy z niczym. Podążały za nim pozostałe przy życiu. Przypieczętowaniem czary goryczy stało się to, co rozegrało się w świątyni w Niniwie. W dniu, w którym król poszedł oddawać cześć swemu bogu zabili go właśnie synowie, którzy po dokonanym morderstwie zbiegli do kraju Ararat. Bóstwo, w którym pokładał nadzieję nie obroniło go. Jego sanktuarium stało się miejscem śmierci pysznego tyrana. Zakończył swe życie w cieniu klęski. Jego śmierć była tym boleśniejsza, iż zabójcami były własne dzieci. 

Przedwczesna śmierć?

Słysząc o tej sprawie Ezechiasz przypomniał sobie dobroć Boga, któremu powierzył swe życie, Boga Izraela, w którego wierzył z całego serca. On nie prowadził go łatwą drogą, ale w chwilach trudnych nie pozostawiał samego i ratował z rąk nieprzyjaciół. Nie był niemy i nieobecny jak asyryjskie bóstwo obojętne na los swego czciciela. Tej prawdy uczyło Ezechiasza doświadczenie życia. Często do niego wracał, by na tym co przeżył opierać swą wiarę i potwierdzać jej zasadność. Na wieść o śmierci Sennacheryba przypomniał sobie zagrożenie własnego życia. Był jak w potrzasku, gdy dotknęła go śmiertelna choroba. Wszystkim zdawało się, że nie ma już żadnego ratunku. Prorok Izajasz wzywał go, by rozporządził swym majątkiem i uporządkował sprawy swego życia. W nadchodzącej godzinie śmierci króla prorok widział wolę Boga. Te słowa napełniły króla smutkiem, gdyż nie rozumiał wyroku Bożego. Śmierć przychodziła w chwili, gdy nie dopełnił jeszcze liczby dni życia, która była zwykle pisana każdemu człowiekowi. Zdawała się być przedwczesną. A uczono go że taka stanowiła karę dla ludzi niegodziwych. On zaś zawsze starał sie kroczyć Bożymi ścieżkami, spełniać wszystkie nakazy Prawa. I do tego wzywał swych poddanych. Dlaczego teraz miał go spotkać taki los? To, co czuł w swym sercu wypowiedział na modlitwie, płacząc przed Bogiem. Nie buntował się, ale prosił Boga o litość. Błagał by wspomniał na jego czyny, by zlitował się nad nim ze względu na jego wierność.

Znak od Boga

Jego modlitwa nie pozostała bez echa. Bożą odpowiedź przyniósł mu Izajasz. Prorok jeszcze nie zdążył wyjść z pałacu, gdy Bóg skierował do niego swe orędzie przeznaczone dla króla. Niosło ono słowa pociechy. Życie Ezechiasza zostanie ocalone. Bóg ofiaruje mu dalsze piętnaście lat. Ezechiasz ujrzy też klęskę swego przeciwnika. Bóg uczyni to przez wzgląd na swą Chwałę i obietnice dane Dawidowi. Poza tymi słowami prorok wskazał też na konkretne lekarstwo. Polecił przygotować okład z placka figowego i położyć na wrzód jaki pojawił się na ciele Ezechiasza. Gdy to wykonano król powrócił do zdrowia. To uzdrowienie poprzedził znak dany Ezechiaszowi od Boga. 

Król poprosił o ów znak, gdyż obecne słowa proroka były sprzeczne z poprzednią wyrocznią i wydawały mu się nieprawdopodobne. Izajasz zaproponował mu wybór: czy cień na słonecznym zegarze króla ma ruszyć do przodu o dziesięć stopni, czy też o tyle samo się cofnąć. Władca poprosił by cień się cofnął. Uważał, że taki znak będzie gwarantował, iż nie dokonują się tu jakieś sztuczki czy triki. Tak rzeczywiście się stało. Na prośbę proroka cień wskazujący godzinę dnia cofnął się. Niemożliwe stało się faktem. Potwierdziło królowi prawdę Bożych obietnic. Teraz po latach, wracał do tych wydarzeń pamięcią. Wtedy zgodnie z obietnicą odzyskał zdrowie. Potem widział klęskę i odwrót wrogów. A dziś usłyszał o dramatycznej śmierci tyrana – bluźniercy. Dlatego nie szukał kolejnych znaków dla budowania swej wiary. Był pewien, iż Bóg mówi prawdę i warto Mu ufać. Czy jednak jego następcy pójdą tą samą drogą? Tego nie był pewny. Wiedział bowiem również, iż w przeciwieństwie do Boga serca ludzi bywaj zmienne i niestałe. 

Tekst i zdjęcia ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!