TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 11:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ta, która wykradła uzdrowienie - słowo, które ożywia

Słowo Boże na każdy dzień

XXXI Niedziela zwykła 1 listopada
Ap 7, 2-4. 9-14; Ps 24; 1 J 3, 1-3; Mt 5, 1-12a;
Poniedziałek, 2 listopada
Mdr 3, 1-6. 9; Ps 103; 2 Kor 4, 14 – 5, 1; J 14, 1-6;
Wtorek, 3 listopada
Rz 12, 5-16a; Ps 131; Łk 14, 15-24;
Środa, 4 listopada
Rz 13, 8-10; Ps 112; Łk 14, 25-33;
Czwartek, 5 listopada
Rz 14, 7-12; Ps 27; Łk 15, 1-10;
Piątek, 6 listopada
Rz 15, 14-21; Ps 98; Łk 16, 1-8;
Sobota, 7 listopada
Rz 16, 3-9. 16. 22-27; Ps 145; Łk 16, 9-15;

Z Księgi Apokalipsy Świętego Jana Apostoła
Ja, Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: «Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego». I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela. Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: «Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi». A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: «Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!» A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: «Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?» I powiedziałem do niego: «Panie, ty wiesz». I rzekł do mnie: «To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka».

Z Pierwszego listu Świętego Jana Apostoła
Najmilsi: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się podobnie jak On jest święty.

Z Ewangelii według Świętego Mateusza
Osiem błogosławieństw
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie».

 

Komentarz do Ewangelii

Darmowa łaska
Dzisiejsza liturgia Słowa prowokuje mnie do zadania sobie pytania: czy z takim życiorysem, jaki mam, zasługuję na niebo? Oczywiście powyższe pytanie jest co najmniej podchwytliwe i nie ma za wiele wspólnego z rzeczywistością zbawienia, ale przecież wielu religijnie poukładanych chrześcijan tak właśnie myśli o wieczności. Wydaje się nam czasem, że musimy ZASŁUŻYĆ na zbawienie, albo jeszcze inaczej - krąży w głowach wizja Boga, który wymaga od nas, żebyśmy zaSŁUŻYLI na Jego miłość (przypomina się wyrzut starszego syna z Ewangelii o miłosiernym ojcu - Łk 15,29). Stąd skrupulatne liczenie odmówionych Różańców, pacierzy, koronek, litanii, aktów strzelistych, modlitw „przed” i modlitw „po”, w trakcie których nierzadko odmawiamy Bogu i sobie szansy na zbudowanie relacji i doświadczenie DARMOWEJ łaski. Przygniata nas troska o właściwe, pobożne, pełne skupienia przestrzeganie wskazań dotyczących „życia godnego chrześcijanina”, co czasami owocuje frustracją i lękiem przed rozproszeniami, odejściem od utartych schematów i sakramentalnego wręcz „zawsze tak było” (albo „nigdy tak nie było”).
A dzisiejsze Słowo prowadzi nas w zupełnie inne rejony wiary i relacji z Panem (choć w sumie wiara to właśnie relacja z Bogiem) i burzy motywacje trwania w Kościele wielu chrześcijan. Weźmy choćby fragment Listu apostoła Jana - już sam początek („Popatrzcie”) jest wezwaniem do zatrzymania się i przyjrzenia się miłości, jaką OBDARZYŁ nas Ojciec. Umiłowany uczeń Jezusa dzieli się prawdą, której sam doświadczył i na którą patrzył z niedowierzaniem stojąc pod krzyżem w strugach deszczu i krwi tryskającej z otwartego boku Chrystusa. Dalsze zdania listu są jeszcze mocniejsze - św. Jan twierdzi, że będziemy podobni do Boga, bo „ujrzymy Go”. Spojrzenie Bogu w oczy czyni nas podobnymi do Niego! Wpatrywanie się, przyglądanie się, obserwowanie Go sprawia, że zaczynamy wyglądać tak, jak On…
Taki punkt wyjścia zmienia całkowicie motywację wiary - już nie chodzi o pytanie, czy zasłużę na niebo, ale o tęsknotę do częstych spotkań na adoracji i modlitwie (bo to przecież najlepsze okazje do „wpatrywania się”). Wtedy faktycznie Różańce, pacierze, koronki, litanie i akty strzeliste są po prostu wyrazem głębokiego pragnienie bycia z NIM dla NIEGO samego, a nie z przyzwyczajenia (to straszne dla miłości - bycie razem z przyzwyczajenia) albo obowiązku (to chyba jeszcze gorsze). Wtedy wierność i czas dany Panu staje się autentycznie niespokojnym oczekiwaniem nieba nie w sensie nagrody za „dobre, uczciwe i porządne” życie, ale spełnienia dziecięcej tęsknoty za namacalną obecnością Ojca. I o tym mówią pozostałe czytania - zarówno radosny tłum w bieli i z gałązkami palmowymi w dłoniach (Ap 7, 9), który przeszedł przez wielki ucisk i ma pierwsze miejsca przed tronem Najwyższego, jak i wszyscy po ludzku przegrani, cierpiący, smutni, ubodzy, odrzuceni, których Jezus nazwie makarioi - szczęśliwymi. Jednych i drugich łączy ogromna tęsknota za Bogiem i nieustanne pytanie: co mogę jeszcze dla Ciebie zrobić, Ojcze?
A to zupełnie inne pytanie niż kwestia zasługiwania na niebo…

Ks. Grzegorz Mączka

 

Słowo, które ożywia
Ta, która wykradła uzdrowienie

Opowiadanie o kobiecie, która po cichu wykradła swe uzdrowienie znajdujemy we wszystkich ewangeliach synoptycznych (Mk 5, 24-35; Mt 9, 18-22; Łk 8, 40-48). Relacja Marka jest najbardziej rozbudowana i szczegółowa.

Dowiadujemy się z niej, iż bezimienna kobieta od dwunastu lat cierpi na krwotok. Jej stan nie polepsza się, mimo podjętych wielu prób terapii. Na leczenie straciła cały swój majątek, a czuje się coraz gorzej. Jej sytuacja wydaje się być beznadziejna. Cierpi fizycznie i moralnie, gdyż trwający upływ krwi w świetle Prawa żydowskiego czynił ją nieczystą i zabraniał jej kontaktów z ludźmi ( por. Kpł 15, 19-30). Oznacza to zatem, że owa kobieta przez dwanaście lat była wykluczona ze społeczności i skazana na samotność. Fakt ten pozwala nam lepiej  zrozumieć zachowanie kobiety wobec Jezusa. Nieczysta, przyzwyczajona do ukrywania się, przepraszająca za to, że żyje, podchodzi do Jezusa ukradkiem, od tyłu, niewidoczna w anonimowym tłumie. Nie oczekuje, by On wysłuchał jej skarg i narzekań. Nie prosi, by udał się do jej domu. Nie ma odwagi odezwać się, choćby jednym słowem. Jej wystarczy dotknięcie Jego płaszcza. Uzdrowienie jest natychmiastowe. Kobieta odczuła, że została uzdrowiona, a Jezus jest świadomy mocy, która wyszła z Niego. W tym miejscu opowiadanie mogłoby zostać zakończone, ale ewangelista Marek przedstawia nam bardzo ciekawy dalszy rozwój wydarzeń. Jezus świadom tego, co się stało wypatruje w tłumie twarzy tej, która dotknęła Jego płaszcza. Nie rozumieją tego uczniowie, którzy ironicznie odpowiadają „widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz, kto się mnie dotknął?”. On jednak rozglądając się dalej szukał jej spojrzenia. Jezus nie chce być jedynie „źródłem mocy”, On zaprasza ją na spotkanie, nie boi się jej nieczystości, wzywa do dialogu, do wyjścia przed tłum. Jezus nie zadowala się tym, by kobieta była przekonana o swoim uzdrowieniu. Pragnie, by poznała prawdziwą jego przyczynę. Chce uświadomić jej, że to nie gest dotknięcia szat spowodował cud, ale coś innego; coś, co ona ma w sobie. To coś, co kazało jej wyjść z domu, poszukiwać Go, pokonać strach, zbliżyć się do Niego. To „coś” Jezus nazywa wiarą. To wiara umożliwiła cud, wiara ją uzdrowiła, wiara doprowadziła ją na spotkanie twarzą w twarz z Jezusem. Spotkanie to przyniosło uzdrowionej kobiecie dar o wiele większy niż prosiła. Na początku myślała tylko o swoim uzdrowieniu, przyszła po zdrowie, a podczas spotkania z Jezusem otrzymała dar o wiele większy  - zbawienie, czyli przyjaźń z Bogiem, który patrząc prosto w oczy, wyprowadza z anonimowego tłumu i mówi czule: „córko”.

ks. Piotr Bałoniak

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!