TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 18:21
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Rozbite złudzenia

Rozbite złudzenia

Jeroboam mimo wydarzeń jakie rozegrały się w Betel czuł się bardzo pewnie. Postrzegał siebie nie tylko jako pana narodu. Uznał, że ma prawo nawet do tego, by mianować kapłanów według swojego upodobania.

Jeroboam nie zważał na przepisy Prawa nadane przez Mojżesza jasno wskazujące na ród, z którego powinni pochodzić kapłani. Dlatego ktokolwiek prosił władcę o ten urząd nadawał mu go z ochotą. W ten sposób dążył do tego, by religia wzorem pogańskich krajów, stała się narzędziem utrwalającym jego władzę. Bóg i przykazania, które zostały nadane na Synaju nie miały dlań żadnego znaczenia. Nie przejmował się również tym, że pogaństwo zakorzeniało się w sercach Izraelitów.


Brak zawierzenia
W istocie Jeroboam stawiał siebie samego w miejsce Boga. Jego wola i pragnienia miały być jedynym prawem. Jak wielkie to było złudzenie przekonał się w jednej chwili. Była nią godzina, w której zachorował jego syn Abiasz. Władca, któremu wydawało się, że jest najpotężniejszym człowiekiem, nagle zobaczył swoją bezradność. Nie mógł nic uczynić ani nakazać. Najmądrzejsi lekarze nie potrafili pomóc. Zaklęcia i modły były bezskuteczne. W tej sytuacji postanowił uciec się do podstępu. Poprosił żonę, by udała się do proroka Achiasza do Szilo. Tego samego proroka, który w imieniu Boga Izraela oznajmił, iż dana zostaje Jeroobamowi władza nad dziesięcioma pokoleniami ludu Izraela. Sam bał się iść. Wiedział co uczynił z darem Boga. Nie chciał też, by prorok rozpoznał jego żonę. Mógł przecież przekląć go jako odstępcę.
Dlatego polecił żonie, by zmieniła strój i zasłoniła twarz tak, by nie poznano kim jest. Prorok był już stary. Wzrok jego był przyćmiony. A nóż zlituje się nad losem nieznanej kobiety i jej chorego syna. A jeśli to nie zdołałoby poruszyć jego serca to na wszelki wypadek polecił małżonce zabrać dary: chleby, ciastka i miód. Liczył, że one wyjednają życzliwość i pomyślne proroctwo odmieniające los chorego. Nie umiał już bowiem zawierzyć Bogu. Nie szukał nadziei w Jego miłosierdziu. Nie. Jedyne czego pragnął to pokierować biegiem wydarzeń według swej woli. Nie zrozumiał nic z tego, co działo się dookoła niego. Nie nawrócił się, ale brnął dalej w swoje grzechy. Ufał nie Bogu, ale sile swych darów. Proroka nie traktował jako zwiastuna woli Boga, lecz jak maga, który za cenę złożonych darów zaklęciem lub wypowiedzianym słowem sprawi, by wszystko potoczyło się zgodnie z wolą króla. Owa decyzja pokazała jak daleko Jeroboam zabrnął w swoim grzechu. Znalazł się w ślepej uliczce i nie umiał znaleźć drogi do wyjścia. Uparcie brnął w obranym kierunku, nie zdając sobie sprawy z popełnionego błędu. Utraciwszy wzrok wiary zachowywał się jak ślepiec. To zaś, co potem rozegrało się w domu proroka, wydobyło tylko na światło dzienne stan skrywany w mrokach serca.


Bolesne orędzie
Królowa jeszcze w drodze do Szilo była pewna sukcesu. Już nieraz umiejętnie skrywała to, co niosła w sercu i grała osobę inną niż była w rzeczywistości. Zawsze stawiała na swoim. Tym bardziej teraz, gdy zorientowała się, że ma przed sobą ledwo co widzącego starca. Był już u kresu swego życia. I do tego był ociemniały. Parę miłych słów, nieco płaczu i trochę z przyniesionych darów, a powie jej to czego oczekuje. I pewnie do końca swych ziemskich dni nie będzie wiedział z kim rozmawiał. Chwila i bez kłopotu wróci z pomyślnym słowem do swego męża.
Zapomniała tylko o jedynym. Ów starzec oglądał świat nie tylko oczyma ciała. Miał wzrok bardziej przenikliwy niż ludzkie oko, wzrok zrodzony przez dar proroctwa otrzymanego od Boga. Ów dar pojawiał się w sposób nieprzewidziany, niezależny od niego. Przychodził jak gwałtowny wicher. Ogarniał jego serce i pozwalał zobaczyć, to czego nie mogli ujrzeć ani zrozumieć nawet najbardziej przenikliwi ludzie. Dawał możliwość poznania sensu biegu wydarzeń nakreślonych przez Boga. Dlatego bez trudu rozpoznał przychodzącą kobietę i cel jej wizyty.
Nie zdążyła wypowiedzieć nawet jednego słowa. To on powiedział kim jest i poruszył jej sumienie, pytając o powód przebrania. Zaniemówiła. Nie zdążyła nawet wyciągnąć ręki, by spróbować przekupstwa. Natomiast prorok nie przestawał mówić. Ale nie były to już słowa powitania, lecz grozy. Przekazywał jej orędzie Boga, bolesne orędzie. Dar Boga jaki otrzymał Jeroboam został zmarnowany. Gdyby był posłuszny Bogu, mógł zostać wielkim władcą. Ale on wolał iść swoją drogą. Pycha owładnęła jego sercem i rozumem. Nie tylko wzgardził Bogiem, ale odciągnął serce ludu od wiary i skierował go ku idolom. Uczynił ich na powrót poganami. I dlatego jego ród dotknął nieszczęścia i zostanie zgładzony z powierzchni ziemi. Swym odstępstwem wniósł miecz i pożogę w dzieje Izraela. Znakiem tej przyszłości będzie śmierć syna, w którym widział następcę tronu. Król złoży go do grobu, a lud będzie go opłakiwał. I tylko syn Jeroboama jako jedyny z całego rodu spocznie w grobie, gdyż umiera niewinnie. Bóg okaże mu łaskę. Pozostali z rodu, którzy oddali swe serce bałwochwalstwu, polegną na pobojowisku. Królowa słuchała tych słów jak oniemiała. Z dawnej buty czy pewności nie pozostał najmniejszy ślad. A to, co najbardziej bolesne dopiero nadeszło. Prorok zapowiadał bowiem nie tylko kres rodu Jeroboama.


Śmierć syna
Prorok mówił o wielkiej klęsce narodu, jak gdyby oglądał wszystko własnymi oczyma. Były to słowa nie o pojedynczej bitwie czy wojnie, ale o utracie ojczyzny i wielkim bezpowrotnym wygnaniu za wody rzeki, do ziem pogan. Tam skierował ich Jeroboam wprowadzając na drogę bałwochwalstwa. Ale kult obcych bóstw nie tylko w niczym im nie pomoże, lecz okaże się sidłem chwytającym w niewolę. Ci, którzy teraz wyrzekli się Boga, utracą daną im przez Niego ziemię i rozproszą się bez nadziei powrotu.
Królowa nie chciała dłużej słuchać tych słów. Powstała i zawróciła do stolicy. Miała nadzieję, że gdy tylko powróci do Tirsy, gdy wejdzie do pałacu królewskiego, z pewnością dojdzie do siebie. Była przekonana, że to wszystko stanowi majaczenie starca. Jest szaleństwem kogoś, kto sam stoi u progu śmierci. Nie mniej jedno nie dawało jej spokoju. Jak ją rozpoznał? Czyżby ktoś zdradził, doniósł? Tak, to wydawało się rozsądnym wyjaśnieniem. Tylko kto uknuł tę intrygę. Nie spocznie nim tego nie odkryje. Tak jednak się nie stało, bowiem w chwili gdy tylko przekroczyła próg pałacu usłyszała o śmierci dziecka. Umarło w chwili, gdy wróciła. Dokładnie tak, jak zapowiedział prorok. Wydarzenie było niczym pieczęć potwierdzająca prawdę jego słów.

Ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!