TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 03:17
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Przewoźnik i organista - pasjonaci w diecezji

Przewoźnik i organistaprzewoznik

Prom łączy miejsca, które nie są w sposób trwały połączone, choćby mostem. Muzyka, zwłaszcza organowa w kościele łączy ludzi między sobą i z Bogiem.

Dobrych kilka lat temu, dwoje przyjaciół opowiadało mi o przygodzie jaka ich spotkała podczas podróży, bodajże do Warszawy. Ich podróż przebiegała bez zakłóceń, ale w pewnym momencie nawigacja doprowadziła ich do rzeki (zdaje się, że była to Wisła), niestety nie było tam żadnego mostu. Po krótkiej, dość nerwowej chwili, zorientowali się jednak, że dojechali do miejsca, w którym regularnie kursuje mały prom przewożący ludzi i pojazdy na drugą stronę. Wtedy, już na spokojnie, rozejrzeli się dookoła w oczekiwaniu na prom i dostrzegli piękno tej sytuacji i miejsca jakby z innej epoki. W tym miejscu nad Wisłą, którego niestety nie pamiętam nazwy, czas się zatrzymał, a ponieważ moi przyjaciele wybrali w nawigacji najkrótszą trasę, to mimo kilkunastominutowego oczekiwania na prom, dotarli na miejsce punktualnie, a w pamięci pozostał im ten zabawny epizod z promem i przewoźnikiem, który przyniósł ich do innych czasów. Kiedy wówczas opowiadali mi o tym, bardzo chciałem sam znaleźć się w takim miejscu, a nawet specjalnie tam pojechać. Umówiliśmy się, że kiedyś wybierzemy się razem w taką drogę, ale niestety było to jedno z tych ustaleń i planów, które możemy przyrównać do ziarna z ewangelicznej przypowieści o siewcy, które padło między ciernie, a ciernie - czyli troski doczesne - wybujały i zagłuszyły je.

Wyprawa do Pogorzelicy
Dlaczego piszę dzisiaj o tej sytuacji? Otóż, kilka tygodni temu usłyszałem od Piotra Nowickiego z naszej telewizji internetowej „Dom Józefa”, że organistą w kościele parafialnym w Pogorzelicy jest pan, który na co dzień pracuje, jako przewoźnik, czy może operator promu, na rzece Warcie. Przypomniało mi się wówczas moje dawne pragnienie i pomyślałem, że jak człowiek czegoś bardzo pragnie, a nie jest to sprzeczne z wolą Bożą, to Pan Bóg prędzej czy później pozwala się wydarzyć sytuacji, w której owo pragnienie może się ziścić. Dodatkowym argumentem była nasza nowa rubryka w „Opiekunie” na temat różnych pasjonatów z naszej diecezji, których zainteresowania łączą się z wiarą i religijnością, do której przypadek przewoźnika na Warcie z zamiłowaniem do gry organowej pasuje jak ulał. Zanim więc jakieś ciernie zdołały zagłuszyć i ten pomysł wybrałem się do Pogorzelicy w dekanacie żerkowskim. Wcześniej skontaktowałem się tylko z ks. kanonikiem Rafałem Mielcarkiem, proboszczem w Pogorzelicy i jednocześnie dziekanem żerkowskim, a potem wyruszyłem, trochę w ciemno, nie wiedząc czy spotkam naszego przewoźnika, ale ponieważ był cudowny, słoneczny dzień, nie chciałem stracić okazji.
Gdy dojeżdżam na miejsce prom znajduje się akurat po drugiej stronie rzeki, mam więc kilka minut, aby nacieszyć oczy przepiękną panoramą. Nie ukrywam też, że na myśl przyszedł mi jeden z najbardziej znanych operatorów promów rzecznych, a mianowicie... Charon. Pamiętacie? To bóg umierających w mitologii greckiej, który był przewoźnikiem dusz zmarłych przez mityczną rzekę Styks. Opisuje się go jako starca posępnego, bezwzględnego i bezlitosnego. No i oczywiście nikt żywy nie mógł dostać się do jego łodzi. Szybko jednak skojarzenia te mi przechodzą, bo widzę jak po drugiej stronie na prom wjeżdża samochód osobowy i po chwili prom odbija od brzegu. Ponieważ samochód nie wyglądał na poruszający się bez kierowcy futurystyczny pojazd Tesli, ze spokojem mogłem założyć, że jest w nim żywy kierowca ;). A na promie oczywiście żywy przewoźnik. I jak się okazuje miałem szczęście, ponieważ pan Henryk ma też swojego zmiennika na promie, ale akurat dzisiaj przypadła jego zmiana.

pasjonat organy35 lat łączenia brzegów
Pan Henryk Węgrzynek okazuje się nie mieć absolutnie nic wspólnego z posępnym Charonem, jest człowiekiem pogodnym i pełnym wewnętrznego spokoju.
- Pracuję na promie od 1982 roku i można powiedzieć, że przez te lata właściwie nic się tutaj nie zmieniło – opowiada mi kręcąc „kierownicą” raz w jedną raz w drugą stronę.
- Czyli 35 lat, to naprawdę szmat czasu, a skoro nic się nie zmieniło to chyba jednak trochę monotonna ta praca? – dopytuję, bo jakkolwiek widok jest piękny, to jednak ja bym chyba nie wytrzymał takiej pracy przez tyle lat.
- Nie, wcale. Praca nie jest monotonna, bo jednak ludzie się zmieniają, pojawiają się nowe twarze. Często ludzie do mnie zagadują, a więc nie można narzekać.
- Czy przejazd tym promem jest płatny?
- Nie. Prom łączy drogi powiatowe i płynie pomiędzy wsią Pogorzelica (powiat Jarocin, gmina Żerków) i Nowa Wieś Podgórna (powiat Września, gmina Miłosław) i jest bezpłatny – opowiada pan Henryk. - Gdyby nie prom to ludzie musieliby nadkładać jakieś piętnaście, dwadzieścia kilometrów, a tak to nie muszą. Prom przewozi naraz trzy auta osobowe plus 12 osób, generalnie do siedmiu ton, i właściwie kursuje codziennie. Czasami zdarza się, że jest bardzo zła pogoda, to może być przerwa przez kilka godzin.
- A proszę mi powiedzieć panie Henryku czemu pan tak kręci tym kołem raz w jedną, raz w drugą stronę? - pytam przyglądając się jak z wielką wprawą pan Henryk posługuje się „sterem”.
- W ten sposób ustawiam położenie całego promu, który musi być po skosie do prądu wody, żeby był wypierany do przodu. Prom nie ma żadnego napędu, tylko jest przyczepiony stalową liną do tej poprzecznej liny, która idzie od brzegu do brzegu. I ja kręcąc tym kołem, czyli nakręcając linę na kołowrót albo odkręcając ją, ustawiam prom w taki sposób, żeby prąd rzeki pchał go w odpowiednim kierunku – tłumaczy pan Henryk.
- A do czego służy ta druga „kierownica”? - pytam widząc, że w pewnym momencie pan Henryk zaczyna kręcić równocześnie dwoma kołami.
- Ta służy do opuszczania pomostu, który łączy prom z brzegiem – wyjaśnia pan Henryk, po czym wychodzi ze swojej kabiny, mocuje za pomocą łańcucha prom do wybrzeża, następnie opuszcza inny łańcuch, który odgradza drogę i samochód stojący na wybrzeżu może bezpiecznie wjechać na prom. I potem czynności powtarzają się w odwrotnej kolejności.
Z inspiracji żony i brata
- Jak to się stało, że rozpoczął pan tutaj pracę? - pytam kiedy pan Heniek znowu zaczyna manewrować dwoma kołami.
- Ja mieszkałem z jednej strony rzeki, a ożeniłem się z drugiej i tak jakoś wyszło, że akurat zwolniło się miejsce, zrobiłem uprawnienia i dostałem to miejsce i tak już zostało. Tyle, że teraz mieszkam z drugiej strony – uśmiecha się pan Henryk.
Jak można przeczytać na stronie Transport-publiczny.pl na Warcie jest więcej takich miejsc, ponieważ, „wymykający się podziałowi na infrastrukturę i tabor zamiennik mostu wciąż spina dwa brzegi rzeki w kilkudziesięciu miejscach w kraju. Postępująca likwidacja międzybrzegowej żeglugi śródlądowej nie zawsze związana jest z ułatwiającym życie mieszkańców powstawaniem mostów, wielokrotnie oznacza bowiem zerwanie szlaków komunikacyjnych. (…) Reżim pracy takich promów jest bardzo ograniczony, a chęć skorzystania z nich wymaga często wcześniejszego uzgodnienia z przewoźnikiem realizującym swoje usługi na zlecenie lokalnych samorządów”.
W przypadku naszego promu nie ma takich problemów, ponieważ jak mówi pan Henryk prom działa codziennie z niedzielą włącznie.
- Czy to znaczy, że w niedzielę wozi pan ludzi również do kościoła, a potem gra pan dla nich na organach? - pytam.
- Nie, nie, w niedzielę jak gram w kościele, to na promie pracuję popołudniu.
- To może jeszcze kilka słów o pracy organistowskiej. Za pracę na promie w pewnym sensie odpowiada żona, a kto odpowiada za pana zamiłowanie do gry na organach?
- Starszy brat. On był tutaj organistą i ja w 1972 roku, jak miałem 17 lat to zacząłem grać w kościele. Uczyłem się od brata, a potem jeszcze zrobiłem studium organistowskie w Gnieźnie i tak gram po dziś dzień – tłumaczy pan Henryk.
Ks. kanonik Rafał Mielcarek mówi, że pan Henryk jest człowiekiem godnym zaufania i dobrze mu się z nim współpracuje.
- Można na nim polegać, od pewnego czasu angażuje się nie tylko w śpiew i grę na organach, ale często też prowadzi modlitwę różańcową za zmarłych. Jest tu znacznie dłużej ode mnie i ludzie też mają do niego zaufanie – opowiada Ksiądz Dziekan.
A ja jeszcze raz przepływam z panem Henrykiem na drugi brzeg, tam gdzie zostawiłem samochód. Zanim się pożegnam mam jeszcze jedno pytanie.
- A jakie pieśni lubi pan najbardziej?
- Wszystkie maryjne, a zwłaszcza „Czarną Madonnę” - odpowiada pan Henryk, a ja się zastanawiam ilu jeszcze takich ciekawych ludzi jest wokół nas, o których warto napisać, bo za kilka lat ich zawody zanikną na zawsze. Dzieci pana Henryka też mają zupełnie inne plany na życie.

Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek

pasjonat

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!