TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 12:20
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Prorok znikąd

Prorok znikąd

Ziemie Izraela od czasu śmierci Jeroboama nie zaznały spokoju. Kolejne spiski zabarwiły tron krwią. Żądza władzy splatała się
z niemoralnością i bałwochwalstwem. Nie pomagały słowa wzywające do nawrócenia. Nikt nie cofał się od zła mimo gróźb wypowiadanych przez proroków.

Nie wyciągano z nich wniosków nawet wtedy, gdy owe zapowiedzi spełniały się na oczach kolejnych pokoleń mieszkańców Królestwa Izraela. Na drodze mordów zmieniały się rody panujących, zaś nowi królowie byli konsekwentni w jednym: odchodzili od wiary w Boga.


Pogańska ofiara z synów
Tak też stało się, gdy do władzy doszedł Omri, który ufał jedynie pieniądzom. Na nim budował potęgę kraju. I kolejne lata zdawały się świadczyć o jego sukcesach. Zaszedł tak daleko, że przeniósł stolicę kraju z Tirsy do Samarii. Zbudował potężne i zasobne miasto. Jednoczenie nie zważał na Tego, który jest źródłem wszelkiego dobra – Boga. Tak też wychował swego syna i następcę Achaba, który był „pojętnym” uczniem i do grzechów swych przodków dołożył kolejne: poślubił pogańską księżniczkę Izebel i zaczął czcić pogańskiego boga zwanego Baalem. Jemu zbudował w Samarii świątynię, a ku czci małżonki Baala wystawił aszerę. Zezwalał też na pogańskie praktyki. Ich wynikiem było zabicie przez niejakiego Chiela z Betel własnych synów. Zrobił tak, by złożyć ich w ofierze. Miała zapewnić pomyślność odbudowywanemu przezeń miastu Jerycho. Ciało pierworodnego ofiarował przy zakładaniu fundamentów. One stały się jego grobem. Zaś najmłodszego kazał złożyć w ofierze, gdy wznoszono bramy miasta. Tym chciał zapewnić pomyślność swojemu dziełu. To było dlań ważniejsze niż życie własnych dzieci. Raz rozlana krew zaczęła płynąć coraz szerszym strumieniem. Jednak nie widziano w tym zbrodni. Ludzie mieli oczy zaślepione pragnieniem dobrobytu. Nikt nie pamiętał przestrogi związanej z ruinami Jerycho. Ich odbudowanie miało stać się początkiem końca; znakiem spoganienia ludu, któremu Bóg darował Ziemię Świętą. A to otwierało drogę do utraty tak cennego daru.


Misja Eliasza
W tak trudnym czasie Bóg wezwał proroka Eliasza. Był to człowiek, który przeszedł na świat w Tiszbe, mieście położonym na ziemiach Gileadu. Owe ziemie leżały na wschód od Jordanu. Przynależały do potomków Rubena, Gada i połowy pokolenia Manassesa. Sama miejscowość musiała być bardzo nieznaczna. Poza wzmianką o pochodzeniu Eliasza nigdzie nie jest wspomniana. Obecnie nikt nie umie w sposób pewny wskazać, gdzie mogła się ona znajdować. Wieki okryły ją mgłą zapomnienia. A może nawet nie była miejscem urodzenia proroka, a jedynie miejscowością, z której wyruszył, by rozpocząć swą misję, zadanie powierzone mu przez Boga.
Kim był przedtem? Skąd pochodził? To wszystko pozostało tajemnicą zakrytą przed nami. Jedno jest tylko pewne: był wierny Bogu. Może jednym z niewielu wiernych, a może jedynym na ziemi Izraela. O tym mówiło już jego imię: Eliasz. Ono znaczy „Bogiem moim jest Jahwe”. Nie tylko w to wierzył. Tej prawdy był świadkiem i jej bronił. Czynił tak nawet wtedy, gdy przychodziło mu stawać samemu przeciw wszystkim. Nie wiemy też, jak i kiedy stanął z orędziem Boga przed obliczem króla Achaba. Nie wdawał się w dyskusję. Mówił w imieniu Boga. Przedstawił się jako sługa Boga żywego i przepowiedział dramatyczny czas: suszę. Zapowiedział również, iż będzie ona trwała tak długo, aż jej nie odwoła. Czy ktoś go posłuchał? Czy przeląkł się jego słów? Nie. Nie zapisano żadnej reakcji króla czy ludu. Może z szacunku dla proroka nie wspomniano o szyderstwie lub lekceważeniu jego orędzia i osoby. Król Achab był pewien, że pogańskie bóstwo burzy i deszczu, jakim był Baal, nie ma sobie równych i nikt, i nic mu nie zaszkodzi. Tym bardziej jakiś Eliasz przybywający z maleńkiego Tiszbe, położonego gdzieś
w zapadłym kącie za Jordanem, rzecznik umierającego Boga, którego nikt nie chce czcić, straszący ludzi suszą i nieurodzajem.

Posłuszeństwo i zaufanie
Prorok odszedł w milczeniu sprzed oblicza króla. Ono otworzyło jego serce na głos Boga. Tym razem usłyszał polecenie skierowane do niego. Miał udać się za Jordan nad potok Kerit. Tam będzie mógł pić wodę, a Bóg da mu pokarm przynoszony przez kruki. Trochę to wszystko zakrawało na żart. Najpierw miał stawić się przed królem i zapowiedzieć nieprawdopodobne wydarzenia. Potężnemu władcy mówił, że on, słaby człowiek może pozbawić ziemię deszczu. Zapowiedział, że jako posłany przez Boga jest silniejszy niż bóstwo czczone przez liczne pogańskie ludy. Ogłaszał, że bożek czczony na dworach władców i w domach ich poddanych jest tak słaby, że Bóg nie musi występować sam przeciw niemu, lecz posyła jedynie bezbronnego człowieka wyposażonego w Jego słowo.
Teraz miał iść na wschód i nie oglądać tego, co wydarzy się po wypowiedzeniu przez niego proroctwa. Czyż ludzie nie powiedzą, iż uciekł jak tchórz? Nie rozumiał tego, ale skoro Bóg mu nakazał, był Mu posłuszny. Nie ważne jakie sądy wypowiedzą o nim inni. On ufał Bogu i Jego słowu, dlatego ruszył we wskazanym kierunku. Ruszył, bo wierzył, że to, co mówił Achabowi jest prawdą, że słowa Pana spełnią się prędzej czy później. Jego zadaniem nie było napawać się radością zwycięstwa czy posiadania racji. Nie po to poszedł przed oblicze króla. On miał jedynie spełnić dane mu zadanie. Przekazać zapowiedź znaku Boga. Miał wypowiedzieć słowa, które nierozumnym zdawały się być jedynie słowami ludzkimi, a w rzeczywistości naznaczone były mocą zamieszkałego w nich Słowa Boga. Wiedział też, że posłuszeństwem okazanym Bogu ratuje swoje życie. Wiara mówiła mu, że zapowiedziany czas suszy prędzej czy później nadejdzie. I nie zawiódł się na Bogu. Nie chodziło wcale o sprawę deszczu. Wpierw doświadczył troski Boga o jego życie. Rzeczywiście kruki przynosiły mu rankiem chleb, a wieczorem mięso, zaś potok dostarczał świeżej wody. Niedługo zaś potem zobaczył, że to co zapowiedział królowi zaczęło się spełniać. W czasie, gdy miały przyjść pierwsze deszcze, na ziemię nie spadła ani jedna kropla. Nie było jak zaorać pola. Wszystko wskazywało, że rzucone na ziemie ziarno będzie zmarnowane. Niedługo potem wysechł i potok, z którego prorok czerpał wodę. W obliczu tych wydarzeń Eliasz choć był niepewny swego losu, milczał. Czekał na dalsze polecenia Boga.

tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!