TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 09:23
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Próbuj - okiem młodych

Próbuj

Jakiś czas temu jechałam samochodem przez pół Polski. Zmęczona, po ostatnich zawodach motocyklowych, myślałam już tylko o ciepłym łóżku. Z tyłu głowy miałam kilka tysięcy zdjęć do segregacji i wysyłki, czyli siedzenie przy komputerze do upadłego. Auto pełne toreb, torebeczek z najpotrzebniejszymi rzeczami, kurtki, parasol, buty na zmianę…, a na dodatek koleżanka poprosiła mnie o przewiezienie do Kalisza psa. Piesek maleńki, w transporterku, jedenastoletni. Wabił się Pchełka i znalazł nowy dom. Tak też podróżowałam sobie z całym moim zestawem wyjazdowym i adoptowaną Pchełką. Uświadomiłam sobie, jak bardzo zaczyna mnie to męczyć. Kłopoty ze zdrowiem, brak sił i ja ze sprzętem fotograficznym nadal wyjeżdżam w różne zakątki Polski i Europy. Zmienić pasję i pracę? Być może, tylko na co?
Nagle zauważyłam przy przejściu dla pieszych leżącego kotka. Zapewne potrącony przez auto. Ruszył kilka razy ogonkiem w górę i w dół. Żyje! Pojechałam dalej, ale spojrzałam na Pchełkę w transporterku. Człowiek chce być dobry dla zwierząt, ale dlaczego tylko dla niektórych? Akurat jak trafi się okazja, to pokazuje swoje dobre serce. A co z resztą?
Biłam się chwilę z myślami i zdecydowałam, że trzeba zwierzęciu pomóc. Widocznie machanie ogonkiem było przeznaczone dla mnie, jako prośba o pomoc. Kotek też stworzenie Boże… Podeszłam do malucha, który płakał strasznie i ciężko dyszał. Odwróciłam głowę, a przy ogrodzeniu stała mała dziewczynka, purpurowa na twarzy od płaczu. Z domu wybiegła jej mama. Zawiozłyśmy koteczka kilka ulic dalej do weterynarza. Wyglądało na to, że skoro tak szybko zareagowałyśmy i jesteśmy u weterynarza, kotek przeżyje.
Niestety, ta historia nie kończy się dobrze. Kiciuś miał zmiażdżone płuca, dlatego tak ciężko oddychał. Dodatkowo ucierpiało serduszko. Pozostało nam tylko skrócić cierpienie, bo maleństwo dusiło się. Odwiozłam mamę dziewczynki do domu. Nagle na chodnik wybiegła jej córeczka. Podeszła do mnie i powiedziała: dziękuję, że próbowała pani uratować mojego kotka… Przy wypowiadaniu słowa „kotka“, łezki leciały już po policzkach. Co zrobić, przytuliłam ją, pocieszałam. Pokazałam w transporterku Pchełkę, która jedzie do nowego domu. Kochane dziecko dało mi w podzięce czekoladę. Zgodziłam się przyjąć, bo w sumie odmowa byłaby swego rodzaju brakiem szacunku. Już siedziałam w samochodzie, a mała krzyknęła: czy mogę do pani mówić ciocia? Oczywiście pozwoliłam jej. Wszystkie dzieci nasze są.
Ruszyłam z powrotem na trasę i jak tylko upewniłam się, że nikt mnie nie widzi, rozbeczałam się. Totalnie rozkleiła mnie ta dziewczynka i jej łzy. Każdemu dziecku, które straciło zwierzątko, jest bardzo przykro i płacze, ale ona powiedziała mi coś więcej niż podziękowania. Ośmiolatka przypomniała mi o czymś bardzo ważnym.
Próbuj. Lepiej zrobić coś niż nic nie robić. Nawet w najgorszej chwili, próbuj. Dla jednego może być to tylko gest, a dla drugiej osoby to takie ważne. „Próbowała pani uratować mojego kotka…” Liczą się intencje. Zapomniałam, że dążenie do celu jest ważne samo w sobie. Przypomniała mi o tym mała dziewczynka i jej kotek. Jedyna rzecz, jakiej można żałować to taka, że nie spróbowało się. Rób, walcz. Wstań i nie siedź w miejscu, próbuj. Może i jedna mała sprawa nie ma znaczenia w perspektywie ogółu, ale od czegoś trzeba zacząć!

Katarzyna Smolińska

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!