TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 15:43
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pomagam podróżując rowerem - Konrad Matuszewski

Pomagam podróżując rowerem

p. Matuszewski

Wycieczka rowerowa wydaje się być czymś zwyczajnym. Sposobem na spędzenie czasu, czy nawet wakacji. Ale to zwykłe z pozoru kręcenie kołami może łączyć się ze szczytnym celem. Czy osobista pasja może przerodzić się w dobro świadczone dla drugiej osoby?

Konrad Matuszewski - jak większość z nas - swoją przygodę z rowerem rozpoczął w dzieciństwie. Najpierw był to Pelikan, potem Wigry 3, „góral” i wiele innych po drodze. Obecnie jeździ  rowerem z serii Gazela. Czy można to nazwać pasją, sam nie wie, ale zapewne jest to jego ulubione zajęcie. Jeździ, jeśli tylko mu czas pozwala, codziennie. - Jeżdżę codziennie, bez względu na pogodę, nie na pokaz, nie dla szpanu, nie na jakimś „wypasionym” rowerze, jeżdżę, bo chcę, jeżdżę, bo lubię. I zarażam tym moją rodzinę – zauważył Konrad. Rocznie pokonuje kilka tysięcy kilometrów na dwóch kółkach, czasami są to krótsze wyprawy z rodziną, ale większość to trasy nieco dłuższe z przyjaciółmi albo i samotnie. Jedyny taki czas, kiedy zrezygnował z dłuższych wypraw, był to czas zaraz po ślubie i kiedy na świat przyszły jego córeczki. Także wypadek, po którym uszkodził sobie łękotkę i przeszedł operację, wykluczył jazdę na rowerze na jakiś czas. Ale gdy tylko wrócił do zdrowia i formy, koła poszły w ruch. Jak sam zauważa, obecnie operowana noga jest nawet mocniejsza od tej niekontuzjowanej.

Dla Szymona
- Jazda na rowerze zawsze sprawiała mi wielką frajdę, podróżując w ten sposób można dostrzec to, czego nie zobaczymy z okien pędzącego samochodu. Otaczająca przyroda aż woła, by pośród niej przemierzać kilometry. Nota bene druga moja taka pasja to właśnie rośliny i urządzanie ogrodu. Ale wracając do tematu, zauważyłem, że są osoby, które nie mogą jeździć chociażby na rowerze, bo nie pozwala im na to zdrowie. I tu zrodziła się myśl, by moje kilometry przełożyć na jakieś dobro  – wyznaje Konrad. Jego żona często opowiadała o pewnej kobiecie, która boryka się z chorobą swojego synka. Dziecko zmaga się z białaczką. Poddawany jest chemioterapii. Początkowo Konrad wysłuchiwał, ale nic sobie z tego nie robił, bo co tu zrobić, jak pomóc. Jednak któregoś dnia zaświtała mu myśl, czy nie można by było wykorzystać w jakiś sposób swojej pasji rowerowej, by zrobić coś pożytecznego. Był to czas przygotowań do kolejnej wyprawy - na Święta Lipkę. I na dwa tygodnie przed planowaną wyprawą odwiedził on rodzinę chorego chłopca z zapytaniem, czy nie miałaby nic przeciwko, gdyby nagłośnił ich problem. I gdyby swoją wyprawę połączył z akcją dla Szymonka. Rodzina zgodziła się ze łzami w oczach. Konrad podjął więc odpowiednie kroki, by pozyskać sponsorów i nagłośnić akcję. W ciągu 11 dni pokonał rowerem 1500 km w szczytnym celu. Zdobył fundusze na leczenie kilkuletniego mieszkańca gminy Nowe Skalmierzyce - Szymona Baranka. Towarzyszyło mu jeszcze trzech innych rowerzystów. Po błogosławieństwie Księdza Proboszcza wyruszyli ze Skalmierzyc pokonując pierwszego dnia 115 km, kolejnego 155 km docierając do Paczkowa, trzeciego dnia także 115 km i tak każdego kolejnego dnia promując akcję dla Szymona. Dziewiątego dnia dotarli na Świętą Lipkę. To miejsce, do którego Konrad bardzo często wraca.

Dla Hani
W swoich wyprawach Konrad wybiera trasy, gdzie znajdują się miejsca, które Bóg naznaczył swoją obecnością; gdzie można znaleźć wyciszenie i pociechę dla ducha. Nigdy nie zapomina o innych. Podkreśla, że wśród nas są ludzie „inni”, którym trzeba pomagać. - Oni nie potrzebują współczucia, oni potrzebują akceptacji drugiej osoby – podkreśla Konrad. Przyszedł czas kolejnej wyprawy, podczas której chciałby pomóc właśnie takiej osobie. Bił się z myślami, czy dalej robić akcję dla Szymona, czy tym razem dla kogoś innego. - Uważam, że wpadłem na genialny pomysł. Poprosiłem panią dyrektor szkoły podstawowej i panią dyrektor przedszkola o wytypowanie dziecka, stawiając dwa zasadnicze warunki. Musi to być osoba naprawdę potrzebująca i drugi, by rodzice dziecka byli na tyle medialni, żeby się nie bali rozgłosu. Jest to bowiem impreza nagłaśniana przez media społecznościowe, reklamowana itd. Poza tym, w tym roku jest to wydarzenie międzynarodowe. Wytypowana została Hania – opowiada Konrad.
Dostał dane dziecka i pojechał do rodziców przedstawić propozycję. Mama dziewczynki była w szoku, że ktoś obcy chce coś zrobić dla jej dziecka. Akcję promocyjną rozpoczął w połowie maja.  Odezwało się bardzo wielu ludzi. Znajomi z całej Polski odpowiedzieli na apel. Znaleźli się sponsorzy, którzy chcą wesprzeć akcję dla Hani. Ponadto otrzymał oficjalny „glejt” od Księdza Proboszcza, tłumaczony na cztery języki. No i - co najważniejsze - zgodę i wsparcie żony. To najważniejsza kwestia dla Konrada, gdyż tym razem wyprawa potrwa ponad 27 dni i żona sama zostaje z dziećmi i wszystkimi sprawami. - Zawsze powtarzam, że moje akcje są w połowie jej zasługą, bo gdyby nie pozwoliła mi na wyjazdy, nic by z tego nie było – zaznacza.
Hania urodziła się bez jednej nóżki, a dokładniej - jej nóżka kończy się przed kolanem. Natomiast druga nóżka też nie jest w pełni sprawna, jest uszczerbek w postaci braku części kości piszczelowej. Nóżka ta jest sztucznie rozciągana przez specjalny aparat. W jej nóżkę wbite są szpikulce i co jakiś czas podkręcane śrubami. Niestety druty te sprawiają ból małej Hani. Ta konstrukcja też musi być odpowiednio obciążana, gdyż przejmuje cały ciężar dziecka przy chodzeniu. Hania ma zaledwie cztery latka, więc jak każde dziecko rośnie i proteza do krótszej nóżki ciągle musi być zmieniana. I tutaj rodzi się problem dla rodziców, bo jedna proteza kosztuje około 15 tysięcy złoty. A tych  protez w takim wieku dziecko potrzebuje sporo. Wystarczy sobie wyobrazić, jak często trzeba kupować dla dziecka nowe, większe buciki.
Akcja ma na celu zebrać środki na kolejne protezy. Jednak, jak mówi Konrad, pokonane przez niego kilometry są tylko cząstką całego projektu, a wszyscy darczyńcy, sponsorzy czy media, tworzą ekipę wsparcia dla Hani.

Skalmierzyce - Rzym
Tym razem Konrad wybiera się do Rzymu. W trasę rusza 26 sierpnia i chce dotrzeć tam w około 21 dni. Ma cicha nadzieję, że uda mu się spotkać z Ojcem Świętym na audiencji generalnej 20 września. Boi się bardzo długiej i wymagającej drogi, ale z pomocą Bożą dotrze w wytyczone miejsce. Obawia się jedynie, jak pokona barierę językową, gdyż - jak sam twierdzi - nie zna żadnego obcego języka. Jedyne, co ma przygotowane na tę wyprawę, to oczywiście rower i mapę. Rusza samotnie, bez żadnego zaplecza technicznego. Nie ma przygotowanych żadnych noclegów, posiłków itp. Na całą trasę ma pewne tylko cztery noclegi, resztę zostawia spontaniczności i Opatrzności. Ma na wyposażeniu karimatę, śpiwór i jakoś da radę. Jedzenie gdzieś po drodze. Pierwszym przystankiem będzie Hannhein w Niemczech, gdzie posługę kapłańską pełni ks. Ryszard Dyc, pochodzący ze Skalmierzyc. Ks. Ryszard wraz ze swoimi parafinami włączył się także w akcję pomocy dla Hani. Będzie tam sprawowana Msza św. w jej intencji. - Nadkładam 300, a może nawet 400 km. Ale warto, bo chciałbym mu podziękować za to, że uczestniczy w naszej pielgrzymce rowerowej na Jasną Górę – podkreśla Konrad. Drugim takim wyzwaniem będzie Przełęcz Stelvio. Przełęcz ta jest najwyższą przejezdną przełęczą we włoskich Alpach Wschodnich - 2757 m n.p.m. Często gości ona kolarzy z wyścigu Giro d’Italia i stanowi najwyższy punkt wśród trzech wielkich Tour’ów. Trasa ta jest wielkim marzeniem dla naszego bohatera i pokonanie jej będzie wielkim wyzwaniem. Dla sprawdzenia swoich sił w ostatnich dniach Konrad pokonał Karkonoską przełęcz, nazywaną Ścianą Płaczu. Jej nachylenie miejscami dochodzi do 18,3%  na 100 m. a średnia nachylenia - 7,7 %.
Gdy zobaczyłam torbę, z jaką ma zamiar ruszyć w tak długa drogę, aż nie mogłam uwierzyć. Mieszczą się w niej skarpetki, bielizna i koszulki na zmianę. Wszystkiego po trzy sztuki. Poza tym karimata, śpiwór i tyle. No i oczywiście kilka kluczy, w razie awarii roweru, dwie dętki, opony, zapinki do łańcucha i łatki. Każdego dnia ma zamiar pokonać od 150 do 200 km. 
- Nie wiem jeszcze, czy każdego dnia uda mi się uczestniczyć w Mszach św., ale na pewno chcę każdego dnia wejść do świątyni i chociaż  „koronkę różańca” odmówić. Moim celem jest totalne wyciszenie. Mam nadzieję na przemyślenia duchowe i wszelkie inne. Wezmę ze sobą Pismo Święte, prawdopodobnie w formie elektronicznej, bo chcę, by każdego dnia słowo Boże „przechodziło” przeze mnie. „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20).” - te słowa mnie bardzo nakręcają - podkreśla pan Konrad.
Wszyscy będą mogli śledzić drogę dzięki zamontowanemu GPS-owi lokalizacyjnemu. Ponadto każdego ranka planowane są wejścia na żywo na Facebooku, żeby pokazywać gesty życzliwości, chociażby uścisk dłoni napotkanej osoby. Także diecezjalne Radio Rodzina chce każdego dnia relacjonować poczynania rowerzysty zmierzającego do Rzymu.

Wrażliwość i determinacja 
Konrad Matuszewski pracuje jako przedstawiciel pewnej firmy i często jest w drodze. Wszędzie wozi ze sobą rower. Jeśli tylko nadarzy się okazja, chwila przerwy, wsiada na niego i kręci kilometry. Tylko w tym półroczu przejechał ok. 6 tysięcy kilometrów. Oczywiście nie zawsze jego wyprawy są usłane różami, miewa chwile, że chce wyrzucić rower podczas trasy. Często pogoda krzyżuje plany,  brakuje po ludzku sił, przychodzi zwątpienie. Wtedy warto pomyśleć o tych, którzy zmagają się z chorobą. Jaka w nich musi być siła i wola walki, by się jej nie poddawać. Oczywiście Konrad wie, że ważne jest, by nie przeciążać swojego organizmu, by zawsze mierzyć siły na zamiary. I mieć w sobie dużo pokory. Sztuką jest powiedzieć w pewnym momencie: „dosyć, jutro też jest dzień”. 
W ostatnich dniach Konrad, jeszcze przed wyprawą do Rzymu, uczestniczył w pielgrzymce do św. Lipki, Gietrzwałdu i Lichenia z Feliksem oraz z parafianami ze Skalmierzyc w pielgrzymce rowerowej na Jasną Górę. Towarzyszyła mu starsza córka, w której tata zaszczepił pasję do wypraw rowerowych. Na co dzień wraz z żoną i jeszcze jedną córką często organizują sobie rodzinne przejażdżki.

Tekst Arleta Wencwel

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!