TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 06:49
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pielęgnujcie te przyjaźnie

Pielęgnujcie te przyjaźnie

Ostatni tekst o papieskich szlakach jest kolejnym świadectwem wielkiego zamiłowania Jana Pawła II do natury, do czynnego wypoczynku, ale może w jeszcze większym stopniu ukazuje jaką wagę przywiązywał on do przyjaźni. „Środowisko”, czyli grupa krakowskich przyjaciół ciągle powraca tu jak refren i skłania do refleksji. Czy ja mam swoje „środowisko”?

Mieliśmy już dwa ściśle górskie odcinki naszego cyklu, a o kajakach było dotychczas tylko raz, więc aby oddać sprawiedliwość historii, musimy w tym ostatnim akcie wyrównać bilans. A zaczniemy od biografii.


Z kajaków po mitrę i z powrotem
„Na początku sierpnia 1958 roku (…) ksiądz Karol Wojtyła rozpoczął ze Środowiskiem wyprawę kajakową na rzece Łynie w północno – wschodniej Polsce. Pierwszego dnia kierowana przez „Admirała” Zdzisława Heydla flotylla kajaków przepłynęła jakieś dwadzieścia parę kilometrów. Turyści rozbili biwak na brzegu rzeki, grali w piłkę nożną i rozmawiali przy ognisku. Heydel zostawił w Krakowie szczegółowy plan spływu, tak żeby listy od dzieci czy przyjaciół, którzy nie mogli brać udziału w wyprawie, były przesyłane do miejscowych urzędów pocztowych, gdzie kajakarze mogliby je odbierać. 5 sierpnia Wojtyła otrzymał list polecający mu natychmiast stawić się u Prymasa, kardynała Wyszyńskiego, w Warszawie. Wyruszyli w dwa kajaki, Wujek sam w jednym, Zdzisław Heydel i Gabriel Turowski w drugim (…). Trzej mężczyźni wyciągnęli kajaki z rzeki niedaleko drogi do Olsztynka, najbliższej stacji kolejowej, i zostawili je pod mostem, „Admirał” Heydel próbował zatrzymać przejeżdżające auto. Zatrzymała się ciężarówka z mlekiem i Heydel powiedział, że zapłacą za benzynę, jeśli szofer zawiezie ich do Olsztynka. Wujek usadowił się między bańkami z mlekiem. Kiedy dojechali do stacji w Olsztynku, wśliznął się do toalety, włożył sutannę, i jak potem powiedział Turowski, „wyszedł z toalety znowu jako ksiądz”. Kiedy ksiądz Karol Wojtyła wszedł do biura Prymasa, kardynał Wyszyński poinformował go, że 4 lipca papież Pius XII mianował go tytularnym biskupem Ombi i biskupem pomocniczym arcybiskupa Baziaka, administratora apostolskiego archidiecezji krakowskiej. Wojtyła przyjął nominację (…) i pojechał omówić wszystko z arcybiskupem Baziakiem, który prawdopodobnie spodziewał się, że jego nowy biskup pomocniczy zostanie już w Krakowie. Wojtyła jednak powiedział arcybiskupowi, że musi wracać na Łynę, żeby odprawić niedzielną Mszę Świętą dla swoich przyjaciół. Heydel i Turowski wyjechali mu naprzeciw na drogę do Olsztynka, koło mostu, gdzie zatrzymali ciężarówkę, i powiosłowali z powrotem do miejsca biwaku. Starzy przyjaciele, zaskoczeni nowiną, zastanawiali się, jak teraz powinni do niego mówić. Nie martwcie się, powiedział, Wujek zostanie Wujkiem”.
Tak historię nominacji biskupiej Karola Wojtyły opisał jego biograf George Weigel. Być może największe zdumienie powinien wywołać fakt, że mowa tutaj o najmłodszym wówczas, bo mającym zaledwie 38 lat, biskupie w Polsce, ja jednak chciałbym się skupić na innej przeciekawej sytuacji, a mianowicie, że wiadomość o nominacji dotarła do Wojtyły, kiedy był na spływie kajakowym, a co jeszcze ciekawsze, że postanowił on wrócić i go dokończyć. Tak cenne były to dla niego chwile, i tak ważne zobowiązania podjęte wobec przyjaciół, że Arcybiskup w Krakowie musiał jeszcze kilka dni dać sobie radę bez niego. Czyli dzisiaj będzie o kajakach, ale i o przyjaciołach.
Zastanawiałem się, gdzie powinniśmy się wybrać w tę ostatnią wakacyjną podróż i wyszło mi, że do kompletu brakuje nam Polski północno – zachodniej. Wspomniany przez Georga Weigla epizod miał miejsce na rzece Łynie na Mazurach, ale to nie znaczy, że nie działy się ciekawe rzeczy również na innych rzekach. W tym tekście skoncentrujemy się na dwóch: Drawie i Rurzycy. Zaproponujemy w ten sposób jeden szlak dla początkujących i jeden dla zaawansowanych. Ruszamy więc w Zachodniopomorskie.


Matka Boża po drodze
Podróżując na północny zachód postanowiłem, że tym razem zupełnie sobie „odpuszczę” architekturę na rzecz natury. W końcu nie jest tajemnicą, że podczas spływów kajakowych Karol Wojtyła celebrował Msze Święte polowe, na ołtarzach zrobionych z kajaków i wioseł. A poza tym, jeżeli już człowiek się nawiosłuje przez cały dzień, to nie ma za bardzo sił na zwiedzanie. Jednak już podczas drogi musiałem zrobić mały wyjątek, a mianowicie nie mogłem się oprzeć urokowi wizerunku Matki Bożej, który mignął mi w oczach na tablicy informacyjnej wraz z nazwą miejscowości – Skrzatusz. Kiedy okazało się, że to zaledwie kilka kilometrów od trasy, skręciłem nie zastanawiając się ani chwili. I naprawdę było warto, aby choć przez chwilę pomodlić się przed Najświętszym Sakramentem, bo akurat trwała adoracja, ale też zachwycić się XV – wieczną Pietą, która króluje w sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej, nazywanej przez biskupa koszalińsko – kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka Matką Zranionej Miłości i naszej nadziei. Wspomniana Pieta z wierzbowego drewna trafiła do Skrzatusza w 1575 roku po dramatycznych wydarzeniach w kościele w Mielęcinie leżącym ok. 15 km na południowy zachód od Wałcza. Tam luteranie wyrzucili ją z kościoła, uszkodzili, usiłowali utopić, w końcu odsprzedali przygodnemu garncarzowi z Piły. Od niego nabyła figurę, z myślą umieszczenia jej w miejscowym drewnianym kościółku, mieszkanka Skrzatusza Katarzyna Kadujska (Kadrzycka). Kult nie był szczególnie ożywiony aż do 1621 roku, kiedy uwagę przechodzących obok Skrzatusza nocą podróżnych zwróciła jasność bijąca od kościoła, a ściślej od figury Piety, stojącej wtedy na bocznym ołtarzu kościoła. Figurę uroczyście przeniesiono do głównego ołtarza drewnianego kościółka, a do Skrzatusza zaczęły napływać rzesze wiernych, prosząc o łaski. W kronikach można znaleźć zapisy przynajmniej 66 wydarzeń uznanych za cudowne, które dokonały się przez wstawiennictwo Matki Bożej w tym wizerunku. Dodam jeszcze, że od 2016 roku do miejscowej parafii i pracy w sanktuarium przybyły Siostry Uczennice Krzyża i to właśnie one rozpoczynają Różaniec za zgromadzonymi wiernymi, kiedy ja już opuszczam piękne sanktuarium. W każdym razie gorąco polecam, jeśli będziecie się udawali na jakiś spływ śladami Jana Pawła II. Warto tutaj się zatrzymać. Zwłaszcza, że jest tu również Dom Pielgrzyma i restauracja. A ja ruszam dalej.


Ostatnie kajaki kard. Wojtyły
Jak już mieliśmy okazję się przekonać, nominacja biskupia zastała ks. Karola Wojtyłę „na kajakach”. Ale okazuje się, że nie było to jedyne znaczące wydarzenie, które „przyłapało” późniejszego Jana Pawła II właśnie w takich okolicznościach. Trochę skaczemy w czasie i przenosimy się nad jezioro Krępskie Średnie koło Wałcza, gdzie od 23 do 30 lipca 1978 roku, kard. Karol Wojtyła wspólnie z przyjaciółmi ze swego krakowskiego Środowiska spędzał - jak się później okazało - swój ostatni urlop w Polsce, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Kilka dni po jego zakończeniu dotrze wiadomość, że zmarł papież Paweł VI, kard. Wojtyła wyjedzie na konklawe, a po krótkim pontyfikacie Jana Pawła I, dwa miesiące później zostanie wybrany na papieża. Pobyt nad jeziorem Krępskie to były tzw. „stabilne kajaki”, czyli z jedną bazą wypadową. Teresa i Piotr Małeccy tak wspominali te dni: „To było niezwykłe przeżycie, szczególnie w kontekście tego, co za dwa miesiące się wydarzyło. Mieliśmy poczucie, że Opatrzność nad nami czuwała. Według starego zwyczaju każda „załoga” mogła gościć Wujka przez jeden dzień podczas posiłków. Była to wspaniała okazja do długich rozmów. Kierował nimi Wujek przez zadawanie konkretnych pytań. Były więc oczywiście pytania i tematy rodzinne, wiele miejsca zajęły problemy związane z naszą pracą zawodową. Zadawał wiele pytań dodatkowych, jakby chcąc sobie lepiej uporządkować te wiadomości. Do tych tematów powracał Wujek wielokrotnie, już jako Ojciec Święty Jan Paweł II, dając świadectwo doskonałej o tym pamięci”. Natomiast Krzysztof Rybicki zapamiętał, że Wujek „wypływał na jezioro bądź spacerował „jak perkal w sitowiu” według wiersza pewnej amerykańskiej Polki (miała na myśli perkoza). W każdym razie, kiedy śpiewaliśmy balladę o Johnym i doszliśmy do: „żył szczęśliwie i wygodnie, ale tylko dwa tygodnie” Wujek poprawił na „niestety tylko tydzień...”. Krzysztof Rybicki wspomniał o jeszcze jednej piosence z tamtych czasów. „Tam nauczył nas meksykańskiej piosenki o barce, i tam istotnie swoją barkę pozostawił na brzegu (oczywiście w przenośni, bo złożony kajak pojechał samochodem do Krakowa”. I przytoczmy jeszcze jedno wspomnienie Zdzisława Heydla dotyczące sprawowania Eucharystii. „Wraz z tatą budowaliśmy codziennie ołtarz z wioseł, rozbierając go zaraz po Mszy św., gdyż nie mogliśmy pozostawić żadnych śladów. A biwakowaliśmy na jednym miejscu kilkanaście dni. Wujek miał specjalny turystyczny „sprzęt” liturgiczny: relikwiarz był marmurowy, bardzo ciężki, a swoimi rozmiarami przypominał cegłę, skręcony z dwóch części kielich, bieliznę kielichową, mały mosiężny krzyż, dwie plastikowe ampułki – czerwona na wino i niebieska na wodę, srebrną małą tackę, dwa pudełka metalowe – jedno okrągłe na hostie a drugie prostokątne na komunikanty, malutki, może trzycentymetrowej wielkości dzwoneczek, do tego szaty liturgiczne z bardzo lekkich materiałów, ornaty dwustronne oraz specjalne tenisówki. Całość mieściła się w szaroniebieskim worku zawiązywanym na tasiemki”. Jak widać z tych szczegółów Karol Wojtyła co do pewnych spraw nie szedł na ustępstwa. Tak było zawsze. Przyjaciele wspominają jeden z pierwszych spływów na Dunajcu, kiedy ks. Karol wraz z załogantem przedziurawili kajak i dotarli do mety siedząc po pas w wodzie, ale jedyną suchą rzeczą był brewiarz. Zresztą Wujek zawsze wprowadzał świetną atmosferę, lubił żartować, ale obowiązywały też pewne zasady choć nie określone żadnym regulaminem. Na przykład strój kąpielowy służył wyłącznie do kąpieli, a na biwaku chodzono w szortach i bluzkach lub podkoszulkach.


Pierwszy na świecie pomnik Jana Pawła II
„Stabilne kajaki” nad jeziorem Krępskie Średnie były ostatnimi kajakami Karola Wojtyły. Ale niemal ta sama grupa przyjaciół, ale już bez niego, spotkała się tam ponownie rok później od 1 do 12 sierpnia 1979 roku. I wtedy jeden z nich, dr med. Mieczysław Wisłocki rzucił pomysł uczczenia miejsca, gdzie rok wcześniej stał namiot Kardynała, przyszłego papieża. Wspólnie z prof. Gabrielem Turowskim ustalili tekst napisu na tymże planowanym pomniku, aby już w Krakowie przygotować do niego litery.
Pomnik w kształcie pieczęci przybitej na brzegiem jeziora, jakby potwierdzającej związany z tym miejscem fakt historyczny, budowniczowie nazywali „plackiem” i tworzyli w pełnej konspiracji. Dr Wisłocki przywiózł nie tylko litery, ale metalowe pręty do zbrojenia i narzędzia do pracy. Kamienie otoczaki pochodzące z Dunajca - ukochanej rzeki papieża Polaka - wybrała z rzeki i przywiozła w swym „maluchu” prof. Bożena Turowska. Pomnik był wotum dziękczynnym za wybór Polaka na papieża. W środku „stempla” znajduje się asymetryczny krzyż z wpisaną dużą literą „M”, czyli herb papieski, a wokół napis: X. KARD. KAROL WOJTYŁA - PAPIEŻ JAN PAWEŁ II - WYPOCZYWAŁ TU W LIPCU 1978 R. Na stojącym obok drzewie zawiesili brzozowy krzyż. - To pewnie pierwszy w Polsce a na pewno i w świecie pomnik Jana Pawła II - mówi dr Wisłocki. W trakcie wielu późniejszych spotkań osób ze Środowiska z Ojcem Świętym ten pomnik był wspominany i pokazywano jego fotografie, co było z radością przyjmowane przez papieża. 24 lata później w 25. rocznicę pontyfikatu wykonano nowy krzyż, z wyrzeźbionymi kajakowymi wiosłami na ramionach i głową Chrystusa. „Niechaj ten Krzyż św. pozostanie tu i zaświadcza, że w dniach Jubileuszu byliśmy tu i dzięki składaliśmy za doznane łaski” - napisano w odczytanym przesłaniu.
Oczywiście dotarłem do tego pomnika, akurat nie kajakiem, ale na rowerze. Spotkałem dwie osoby, które szukały tam spokoju i również przybyły drogą lądową. Natomiast dla wszystkich amatorów kajaków mam do zaproponowania trasę papieską. I to jest plan na jeden, maksymalnie dwa dni.


Szlak Kajakowy im Jana Pawła II na Rurzycy
Przez jezioro, o którym była wyżej mowa, przepływa rzeka Rurzyca i na niej zlokalizowano „Szlak kajakowy im. Jana Pawła II”. Dogodnym miejscem w górnym odcinku rzeki Rurzyca do rozpoczęcia spływu jest miejscowość Trzebieszki, leżąca przy trasie Wałcz - Jastrowie. Bardziej zaawansowani kajakarze mogą popłynąć 1,5 km pod prąd, by zwiedzić jeziora górnej rzadko uczęszczanej części Krępsko Długie i Krępsko Małe, gdzie wyznaczony został rezerwat „Diabli Skok”, a mniej zaawansowani mogą popłynąć od razu z prądem na wąskie jezioro Trzebieszki, którego zbocza porasta sosnowy las. Przy wypływie z jeziora, na lewym brzegu mija się niewielką osadę, Piaskinię, po czym wpływa się na największy na szlaku akwen – jezioro Krępsko Górne, uważane za najładniejsze na trasie Rurzycy. Po 3 km rzeka opuszcza je i po chwili wpada do następnego i najbardziej nas interesującego jeziora - Krępska Średniego. Choć wysokie brzegi są mało dostępne, to jednak właśnie tam, na lewym brzegu, na polanie umieszczono pomnik Karola Wojtyły i tam koniecznie trzeba się zatrzymać. By nie ominąć tego miejsca trzeba pamiętać, by trzecie jezioro (od startu w Trzebieszkach) przemierzać lewą stroną. Miejsce to jest oznaczone tablicą, którą widać z wody, jest tam również charakterystyczna, pochylona ku wodzie, sosna. Jeżeli jednak dotrzemy do pomostu, to znaczy, że jesteśmy przed stanicą Wrzosy, a pomnik minęliśmy, trzeba się cofnąć ok. 200 metrów za pierwszy zakręt jeziora. A potem do stanicy Wrzosy, gdzie można się wykąpać, a także przenocować, jeśli się planuje spływ dwudniowy. Jeśli się kontynuuje, należy kierować się nieco na wschód. Po opuszczeniu jeziora natrafiamy na most z zastawką, która zmusza do przeniesienia kajaków brzegiem. Dalej rzeka rozszerza się, płynie leniwie aż do ostatniego na szlaku jeziora Dąb. Rurzyca opuszcza akwen po kilometrze i zaczyna wić się wśród pięknych lasów i zmierza do mety, czyli do Krępska, które rozpoznamy po zabudowaniach. W sumie 20 kilometrów, z przystankami da się to przepłynąć w około sześć godzin.
Szlak kajakowy im. ks. kardynała Karola Wojtyły rzeką Drawą
A jeżeli ktoś chce się zmierzyć z poważniejszym wyzwaniem, to zapraszam do Czaplinka. Stamtąd Karol Wojtyła wypływał na Drawę i tu mówimy o szlaku liczącym około 170 kilometrów i trzeba na to przeznaczyć od tygodnia do nawet 10 dni. Są chętni? No to kilka słów o tym szlaku. Przyszły papież przynajmniej trzy razy spływał Drawą, po raz pierwszy w roku 1955 i wtedy właśnie przebył całą trasę od Czaplinka aż do Krzyża Wielkopolskiego, gdzie Drawa wpada do Noteci. Kolejny pobyt w tych stronach to na pewno rok 1961, a następnie krótko po uzyskaniu kapelusza kardynalskiego w lipcu 1967 roku. W Czaplinku w roku 2005 w 50. rocznicę pierwszego spływu odsłonięto pomnik przy promenadzie na brzegu jeziora Drawsko i stamtąd warto zacząć zwiedzanie, a najlepiej spływanie (nieco dalej znajduje się plaża miejska) i to właśnie stamtąd wypływał Karol Wojtyła z przyjaciółmi. Na trasie przede wszystkim natura, bo znajdujemy się w Drawskim Parku Krajobrazowym, a później w Drawieńskim Parku Narodowym, ale choćby w Głęboczku przepływa się obok opuszczonego XIX - wiecznego młyna wodnego zbudowanego w unikatowej technice ryglowej. Oczywiście w różnych miejscach, gdzie biwakował Karol Wojtyła są poświęcone mu głazy czy pomniki, jeden z ciekawszych znajduje się w Barnimiu. W tej miejscowości znanej również z przeprawy hetmana Stefana Czarnieckiego, który w II połowie XVII wieku gonił tędy za Szwedami, znajduje się głaz poświęcony Karolowi Wojtyle z cytatem z ulubionej „Barki”: „Dziś wypłyniemy już razem. Janowi Pawłowi II bracia po wiośle”, a obok głazu stoi oparty kamienny kajak. To tyle o tym szlaku, bo tu nie ma co opowiadać, tylko trzeba po prostu wypłynąć.
A na zakończenie jeszcze jedna ciekawostka. W 100. rocznicę urodzin Ojca Świętego, Urząd Gminy Szczecinek udostępnił unikalną fotografię. Na pierwszym planie - ks. Karol Wojtyła i dopiero co złowiony szczupak, a w tle malownicze jezioro. Fotografię wykonał Zdzisław Heydel, który cały czas pojawia się w relacjach „z kajaków”. Znalazła się ona w albumie autorstwa prof. Gabriela Turowskiego, pt. „Karol Wojtyła. Przyjaciel, Kardynał, Papież”, a została zrobiona podczas wakacji, które na przełomie lipca i sierpnia 1975 roku kard. Karol Wojtyła spędzał właśnie w tych stronach, nad jeziorem Wierzchowo z grupą przyjaciół.
Zawsze ci przyjaciele. Jakie to ważne. Może nawet najważniejsze z tych naszych rozważań o papieskich szlakach. Bo może się okazać, że mówiąc „pilnujcie mi tych szlaków”, Jan Paweł II tak naprawdę zachęcał nas do pielęgnowania przyjaźni.

Tekst i zdjęcia Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!