TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 16 Kwietnia 2024, 22:46
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Opowieść o dwóch gwiazdach

Opowieść o dwóch gwiazdach

Mam w domu pięcioramienną, czerwoną i w dodatku podświetlaną gwiazdę, z wytłoczonym napisem „Made in USSR”, która została skonstruowana z myślą o wieńczeniu choinki. Nie dekoruję nią, rzecz jasna, świątecznego drzewka, tylko przechowuję wyłącznie jako swoiste historyczne kuriozum. Na wypadek gdyby ktoś twierdził, że takowe nie istniały.

Coraz więcej mówi się o zakazach eksponowania w miejscach publicznych symboli Bożego Narodzenia. Zwłaszcza na Zachodzie. Naturalnie wszystko po to, by nie godzić w wolność wyznania zarówno ateistów, jak i tych, którzy nie są chrześcijanami. Temat ten budzi wiele niepokoju wśród katolików, a przecież walka ze świętami Bożego Narodzenia to nic nowego w historii. Tym bardziej w historii Polski. Zwłaszcza Polski Ludowej.

Na ludowo
Już w późnych latach czterdziestych minionego wieku, propaganda systemowa zaczęła przedstawiać święta Bożego Narodzenia wyłącznie jako święta ludowe, natomiast o dniach między Wigilią a Nowym Rokiem mówiła zwykle w kategoriach króciutkich, zimowych wakacji. Idee te szybko znalazły swoje odbicie choćby w drukowanych masowo kartkach świątecznych. Odtąd nie przedstawiano już na nich Dzieciątka Jezus, aniołów, pasterzy przy żłóbku czy Trzech Króli z darami, ale krasnale niosące prezenty, kolędników, zaśnieżone pejzaże czy postacie w strojach krakowskich lub góralskich w zimowej scenerii. Święta Bożego Narodzenia były co prawda dniami wolnymi od pracy, jednakże w Wigilię wszelkimi sposobami starano się zatrzymać jak najdłużej pracowników rozmaitych zakładów, fabryk i biur. Choinki, które ustawiano w urzędach, szkołach, świetlicach czy halach fabrycznych, zamiast gwiazdą betlejemską wieńczono wspomnianą już przeze mnie na początku pięcioramienną czerwoną gwiazdą. W miejsce błyszczących bombek na gałązkach świerkowych umieszczano modele dźwigów, lokomotyw, armat, czołgów, a nawet hut! Jeszcze w latach osiemdziesiątych, niektórzy z nauczycieli mówiąc o tradycji strojenia choinki tłumaczyli dzieciom, że tak lubiane przez nie drzewko ma bardzo nieprzyjemną historię, gdyż wywodzi się ze starodawnych obyczajów germańskich. Czyli w zasadzie niemieckich. A przecież wiadomo, co Niemcy robili z Polakami w czasie wojny. Zatem zamiast pielęgnować niemieckie obyczaje, zdecydowanie lepiej było sięgać do tradycji słowiańskich. Czyli w  efekcie ludowych. Jako dziewczynka sama uczestniczyłam w takiej lekcji.

Lenin przy choince
A skoro już przy choince jesteśmy… Imprezy świąteczne dla dzieci nazywano „choinkowymi”, a radosne zabawy, które je wypełniały miały charakter ściśle indoktrynacyjny, zgodnie z wytycznymi nakreślanymi przez Wydział Propagandy. Ofiarą komunistycznego antyteizmu padł również Święty Mikołaj, któremu prócz związków z antypostępostępowym Kościołem zarzucono też inklinacje ze „zgniłym, kapitalistycznym” i reakcyjnym rzecz jasna, Zachodem. By jednak likwidacja ukochanego przez dzieci Świętego nie była dla nich zbyt bolesna, sprowadzono im w zastępstwie ze Związku Radzieckiego Dziadka Mroza. Dziadek Mróz miał stać się symbolem ludowych korzeni świąt bożonarodzeniowych - pisze Mateusz Pietrzyk w artykule „A Święty Mikołaj stał się wrogiem ideologicznym”. - Przyodziany był zazwyczaj w biały lub złoty kaftan, co ciekawe, czasami ubrany był w strój rosyjskiego chłopa. Mrozowi towarzyszyła zazwyczaj żona, Starucha Zima oraz wnuczka - Śnieżynka. Cała trójka rozdawała dzieciom prezenty, a następnie czytała bajki, w tym m. in. „Lenin wśród dzieci”. Opowiadanie to przedstawiało historię traktującą o wodzu rewolucji, który razem z dziećmi świętował przy choince przyjście Nowego Roku. Oto fragment owego wiekopomnego dzieła: „Wokół przystrojonego drzewka powstało taneczne koło. Lenin sam wśród dzieci bawi się zachwycony, zagradza drogę kotkowi, ułatwia ucieczkę myszce. Dzieci zrozumiały, że Lenin, którego widziały po raz pierwszy, jest ich największym przyjacielem i towarzyszem”. Swoją drogą peerelowski czarny - czy może raczej czerwony - PR Świętego Mikołaja, pokutuje wśród nas do dzisiaj. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ilekroć powtarza z przekąsem powiedzenie, że Święty Mikołaj nie istnieje, ów peerelowski PR zwyczajnie podtrzymuje.

Szopka i Plan Sześcioletni
Kiedy w 2014 roku przeprowadzałam wywiad z Anną Szałapak z „Piwnicy pod Baranami”, w związku z jej świeżo obronioną pracą doktorską poświęconą szopkom krakowskim, dowiedziałam się, że w okresie stalinizmu wojnę wypowiedziano w Polsce również krakowskiej tradycji szopkarskiej. - Władze w tamtym okresie nie zabroniły kultywowania tradycji szopkarskiej twierdząc, iż szopka krakowska jest wyrazem świeckiej, ludowej tradycji - wyjaśniała pieśniarka. - Nie wolno było natomiast wiązać jej z Bożym Narodzeniem, zakazano umieszczać figurki Dzieciątka, Maryi, św. Józefa i wszystkich tych elementów, które wiązały się z przyjściem na świat Chrystusa. I tak np. postacią wiodącą w jednej z szopek stał się Czerwony Kapturek. Pojawiały się też szopki, których motywem przewodnim był Plan Sześcioletni. Stosunkowo szybko jednak te absurdalne zwyczaje zanikły i szopki na powrót stały się scenerią narodzin Jezusa. Wojna z Bożym Narodzeniem okazała się wielką przegraną władz komunistycznych i to niemal już na starcie. Nikt nie zamierzał świętować wieczerzy wigilijnej w cieniu choinki zwieńczonej czerwoną gwiazdą i przybranej modelami czołgów czy hut. Rodzice rezygnowali z posyłania dzieci na propagandowe imprezy choinkowe. Cóż, świętą rację miał Stalin, kiedy mówił, iż wprowadzanie komunizmu w Polsce przypomina siodłanie krowy. Nie mniej, władze PRL do samego końca trwania u steru pozostawały jednoznacznie przeciwne katolickim tradycjom bożonarodzeniowym.

Tekst Aleksandra Polewska

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!