TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 15:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ojciec na co dzień

20.03.18

Ojciec na co dzień


Pan Piotr wyniósł z domu obraz ojca, który nadużywa alkoholu i sam wpadł w nałóg. Teraz jako mąż i ojciec trójki synów w rekolekcyjnej rozmowie, emitowanej przez Diecezjalną Telewizję Internetową Dom Józefa, dzieli się swoim doświadczeniem wyjścia z nałogu pijaństwa. Dzięki Jezusowi nawet nie pamięta smaku alkoholu i stara się być ojcem na co dzień, a nie tylko od święta.

Moim kolejnym rozmówcą w temacie ojcostwa jest pan Piotr. Co może Pan powiedzieć o sobie?
Pan Piotr: Mam już 45 lat, ojcem zostałem sześć lat temu. Moją młodość, którą powinienem poświęcić dzieciom, na wychowywanie ich, zmarnowałem. Zabrałem się za to bycie ojcem troszeczkę późno. Takie jest moje zdanie. Oczywiście to wszystko staram się nadrabiać, aczkolwiek siły już nie pozwalają na to, aby tak dużo można im dać. Łapię się na tym czasami, że po prostu nie mam już tyle siły, by dać im całego siebie każdemu z osobna.

Ile Pan ma dzieci?
Mam trzech synów w wieku 5 lat, 3,5 lata i 10 - miesięczne.

To wymagają dużo wszystkiego: uwagi, siły, pieniędzy?
Tak, pogodzić to wszystko jest bardzo trudno, bo gdybym się skupił na pieniądzach, a nie chcę na tym się skupiać, to brakłoby mi czasu dla nich. Jednak chcę, żeby mieli ojca na co dzień, by mogli sobie „brać” kiedy chcą. Oczywiście według możliwości. Osiem godzin pracy jest niezbędne w moim życiu. Muszę iść do pracy, żeby zapewnić byt rodzinie.

Czyli żyję po to, pracuję dlatego, że mam rodzinę, dzieci, żonę. To jest takie oczywiste?
Po moim nawróceniu to jest oczywiste. Dostałem nowe życie i nie chcę go zmarnować tak, jak marnowałem je w czasie, gdy jeszcze nie byłem żonaty.

Panie Piotrze, jak to jest, że do tej pory Pan żył i tego nie widział, a nagle priorytety się zmieniły?
To jest właśnie najgorsze w tym wszystkim, że brałem przykład z ojca, z sytuacji, które mnie bardzo denerwowały, których nienawidziłem. Być może w podświadomości nienawidziłem ojca kiedy pił, kiedy marnował czas, kiedy go nie było z nami, czyli ze mną, rodzeństwem i moją mamą. Później, będąc jeszcze sam, nagle nie wiadomo czemu robiłem to samo. Często się zastanawiam, dlaczego tak jest, że bierzemy przykład z ojca, który daje zły przykład. Pomimo tego chcemy być tacy jak on. Mógłbym podać przykłady tego, że chciałem być taki jak on. Ale oczywiście taki jak on kiedy był trzeźwy - silny, mądry, na wszystkim się znał i zna do tej pory, chociaż już przyszła starość i różne choroby. Przy okazji tego dobra, które on dawał, wziąłem też to, co było złe.

Tak w pakiecie. To jest niesamowite, to pokazuje jak Pan Bóg działał stwarzając nas, że tęsknimy za tym, co dobre w człowieku. Już kilka razy ktoś opowiadał mi o swoim ojcu z żalem, wyrzutem, kończył jednak – ale ten ojciec pomimo tego, że tyle razy był pijany, nigdy mnie nie uderzył. Doszukujemy się w tym człowieku jakiegoś dobra. Teraz jeśli to za daleko, to przepraszam, jak to jest kiedy dziecko widzi pijanego ojca?
To jest bolesne, ale można się do tego przyzwyczaić. Myśmy wiedzieli, kiedy będzie pijany. Przychodził dzień wypłaty był pijany i to się przeciągało raz krócej raz dłużej, w zależności od tego, do kiedy starczyło mu pieniędzy. Ale nie zapomnę jego przytulania, gdy był pijany. On nie potrafił zrobić tego gdy był trzeźwy. Przytulał mnie gdy był pijany, śmierdzący, a ja oczekiwałem czegoś innego - tego przytulania prawdziwego, które teraz daję swoim dzieciom. Przychodzę z pracy całuję je w głowę, przytulam. Tego cały czas mi brakowało. Miałem przytulnie ojca kiedy był pijany. Wtedy potrafił wziąć mnie na kolana. Nie wiem czemu. Nigdy nie rozmawiałem z nim o tym. Czy tylko wtedy miał odwagę? Czy wtedy bardziej nas kochał? Pewnie nie, bo kocha nas do tej pory. Ale to jest najtrudniejsze. Pamiętam ten zapach alkoholu, ojca, który był pijany.

Czy pojawiała się opinia w szkole – jestem dzieckiem pijaka, jestem ten gorszy?
Nie. Byli chłopacy, którzy mieli gorszych ojców, bardziej się afiszujących. Mojego też można było spotkać pod sklepem i w knajpie. Ale to było wtedy normalną sprawą, że ojcowie piją.

Nie boi się Pan, że wróci do swojego nałogu?
Nie, mam całkowitą pewność, że Jezus to zabrał. To było tak namacalne, takie silne doświadczenie i dostałem coś w zamian.

Mówi to Pan, bo rozmawia z księdzem?
Nie, wszystkim to mówię w świadectwie, że Jezus zabrał nałóg ode mnie tak, że nawet nie pamiętam smaku alkoholu. Wcześniej próbowałem z tym skończyć i to mi nie wychodziło. Aż do momentu kiedy zrozumiałem, że jeśli nie oddam tego Jezusowi, to ja sobie z tym nie poradzę. Był moment kiedy upadłem na kolana, kiedy prosiłem Boga: tylko Ty możesz mi pomóc.

Czy czuł Pan do siebie żal, pogardę, że chce, próbuje, ale nie daje rady?
Tak, często się z tym się borykałem, bo jest przykazanie „miłuj bliźniego swego jak siebie samego“, a często patrząc rano w lusterko nie kochałem siebie. Można powiedzieć, ze nawet nienawidziłem się. Drugie pytanie mogłem sobie zadać: jak mam kochać bliźniego jak siebie samego, skoro siebie nienawidzę za to co zrobiłem, że znowu upadłem, znowu było picie, znowu było źle? Tu obiecuję sobie, potem znowu upadam. Jak mam kochać bliźniego? W ogóle nie rozumiałem tego przykazania. To było trudne i nadal jest trudne, bo nie wiem czy tak do końca pokochałem siebie bym mógł innym ofiarować siebie. Pewnie tak. Krucjata mnie tego uczy, że kawałek siebie mogę dawać innemu człowiekowi.

Z tego co się orientuję, to nie widzi się, że ma się problem. Wypiera się go. Wszyscy dookoła widzą, ale ja nie i trzeba sięgnąć dna. Kiedyś słyszałem słowa też ojca – alkoholika: proszę księdza każdy ma swoje dno. Dla jednego dnem będzie to, że dziecko płacze, bo nie ma na wycieczkę i czuje się gorsze w szkole, a dla mnie to nie było dnem. Żona płakała, dla mnie to nie było dnem. Jak to jest, że człowiek nagle widzi, że nie tędy droga, że ja tak nie chcę i zaczynam walczyć?
We mnie było takie pragnienie. Dostrzegałem, że to jest złe, ale nie widziałem tego, że jest to aż tak bardzo złe. Wszyscy tak przecież robią, sobota, niedziela, raz w tygodniu, nieraz trzy albo cztery razy. Bardzo wielu ludzi wokół mnie tak właśnie robiło, tak spędzało czas. Chociaż wszyscy moi koledzy z klasy i klas młodszych oglądali się za dziewczynami, zaczęli się żenić i mieć swoje dzieci, a człowiek nie. Moje życie to była walka Boga o mnie, tak to sobie zacząłem tłumaczyć.
Dlaczego tak myślę? Bo On postawił kilka osób, które mnie sprowadziły na drogę, która była już przygotowana i ona prowadziła do Niego. Nawet nieraz sobie żartuję, że Pan Bóg tak to właśnie zrobił, że podejmując pewne decyzje byłem pijany. Potrafił to moje pijaństwo obrócić w dobrą stronę, bo mój kolega proponował mi wyjazd do Kalisza na studium duchowości, gdzie będziemy poznawać duchowość. Ja byłem pijany, myślę sobie, dobra pojedziemy, może jakieś fajne dziewczyny spotkam, super. Później kiedy wytrzeźwiałem głupio mi było powiedzieć: jedź sam. Pojechaliśmy i ta droga od tego się zaczęła. Rok, drugi, trzeci, ale weekendy nadal były przy piciu, przy wódce. Później przyszedł kolejny etap. Jeśli to jest za mało, to jeszcze są rekolekcje, może tam coś znajdziesz. Tam ktoś przyszedł i powiedział: jest krucjata, może byś podpisał. Wtedy nie rozumiałem tego słowa „krucjata”, o co tu chodzi. Ja nie mam żadnego problemu z piciem, bo wtedy myślałem, że tylko alkoholicy podpisują krucjatę. Takie było moje myślenie. Wtedy podczas tych rekolekcji jakbym dopuścił do działania Boga: to działaj, zobaczymy na ile potrafisz, sprawdzam Cię.

I dzisiaj nie pamięta Pan smaku wódki?
Tak. Przez trzy miesiące do następnych rekolekcji zobaczyłem jaki mam problem. Piwo musiało już stać przy moim łóżku w nocy, żebym miał czego się napić, bo woda mi już nie smakowała. Bóg mi pokazał, zobacz, masz problem, więc nie mów, że go nie masz. Kolejne moje rekolekcje były w tym celu, by pojechać i podpisać Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. Podpisałem i zostałem uzdrowiony.


Jakim Pan jest ojcem?
To jest trudne pytanie. Dobrym to nie, bo tylko Bóg jest dobry. Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie.

Dokąd chce Pan doprowadzić swoje dzieci? Jakimi mają być ludźmi?
Świętymi. Chciałbym, żeby doszli do Pana Boga. Przede wszystkim, żeby się nie wstydziły Boga, żeby mogły o Nim mówić, żeby On nie był kimś obcym dla nich. Żeby dla nich to było normalne, oczywiste, że On jest i z wszystkim do Niego można pójść.

Rozmowę z panem Piotrem, której fragmenty zamieszczamy, w całości, można obejrzeć na stronie internetowej www.domjozefa.tv. Nowe odcinki rekolekcji wielkopostnych będą się na niej pojawiały w środy i piątki Wielkiego Postu.


rozmowiał ks. Darusz Brylak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!