TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:04
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Od ciemności do światła

Od ciemności do światła

Wszystko zaczęło się od spojrzenia, które Izraelici skierowali w stronę Egipcjan. Tym samym przestali patrzeć w kierunku ziemi obiecanej im przez Boga. Stracili ją z pola widzenia. Nie spoglądali także ku niebu, w stronę Boga. Od tego momentu zaczęli widzieć jedynie uzbrojonych żołnierzy.

Ten widok przeraził ich serca. Sami byli bezbronni. W porównaniu z nimi nie mieli żadnych szans. Wynik starcia mógł być tylko jeden. Znali dobrze Egipt. Nie mogli liczyć na litość. Wraz z widokiem rydwanów faraona przed ich oczyma zagościła śmierć. Serca przepełnił strach. Na wargach pojawiły się słowa buntu. Zaczęli wołać do Boga, ale nie była to modlitwa. Nie prosili o ratunek. Czuli się oszukani. Zwątpili w Jego opiekę.

Ostre słowa
To, co odczuwali względem Boga wyrazili wobec Mojżesza. Obwiniali go za sytuację, w jakiej się znaleźli. Padły ostre słowa. Nikt nie pamiętał o cierpieniach doświadczanych w Egipcie. Zdawało im się, że prościej było tam żyć i umrzeć. Jaki sens ma to, co uczynił Mojżesz skoro tu na pustyni spotka ich to samo - grób. W czym Mojżesz im pomógł? Byli przekonani, że to po ich stronie była racja, wtedy gdy w Egipcie opierali się jego słowom. Życie na służbie u faraona uważali za prostsze. Reguły były jasne i określone. Jeśli byli im posłuszni, to niczym nie musieli ryzykować. Natomiast Mojżesz roztoczył przed nimi miraż wolności i nowej ojczyzny. Ale zamiast tego zaprowadził ich na pustynię i wydał na pewną śmierć. Gdyby nie posłuchali jego głosu, mogli by żyć dalej. Dali się zwieść. Zamiast obiecanego domu na pustyni czekał na nich bezimienny grób. To mogli mieć w Egipcie. Więc po co to wszystko? Nie ma ocalenia. Jedynym do czego doszli to śmierć.
Między dwoma żywiołami
Wśród wrzawy głosów nie zabrzmiał ani jeden, który by stanął w obronie Mojżesza. Nic też nie wskazywało, że może być inaczej niż przewidywali Hebrajczycy. Tymczasem Mojżesz patrzył w zupełnie innym kierunku niż jego rodacy. Spoglądał w stronę, z której docierał głos Boga. Nie dał go w sobie zagłuszyć słowami zwątpienia. Nie uległ im. Dlatego wezwał swych rodaków do porzucenia lęku. Przypomniał im, że nie idą sami. Nie, to nie o niego chodzi. On jest jedynie narzędziem. Wędrówka, do jakiej wezwał swych rodaków nie była jego wizją, czy planem na ich życie. To Bóg był tym, który do niej wezwał. Dlatego Mojżesz był pewien, że teraz to On będzie walczył o swój lud. Jego wiary nie podkopało zwątpienie Izraelitów, choć słuchając ich czuł się, jakby stał między dwoma żywiołami. Z jednej strony znajdowała się potęga armii faraona, z drugiej jego właśni rodacy przepełnieni buntem i złością. Mimo takiej ściany przeciwności nie uląkł się i sam wzywał do odwagi. Nie była ona potrzebna do walki, gdyż to nie Izraelici będą walczyć. To Bóg podejmie rękawicę rzuconą przez faraona. Okaże swą potęgę i zniszczy wrogów. Choć Hebrajczycy widzą teraz potężne szyki wojsk, to już za chwilę ich oczy nie ujrzą nikogo. Oni zostaną przy życiu, a ich wrogowie przestaną istnieć. Bóg unicestwi tych, którzy pragnęli ich zabić. Te słowa Mojżesz wypowiadał z niewzruszoną pewnością. Mówił tak, choć w tej chwili był jedynym, który wierzył w ich spełnienie. Swą wiarą chciał rozpalić serca rodaków, uczynić z niej pomost, po którym przejdą, aby znaleźć ocalenie. Izraelici wpierw mieli pozostać w miejscu, w którym się znajdowali. Ich zadaniem było patrzeć na wydarzenia rozgrywające się dookoła. One ukształtują w nich nowe spojrzenie zrodzone z wiary. Taki sposób patrzenia na otaczający świat ma moc ocalenia.

Przez usta Mojżesza
Wydarzenia zapowiadane przez Mojżesza, owa walka Boga, wydawały się nieprawdopodobne. To co spotykało Izraelitów przypominało potęgę morza, niepokonany żywioł. Morskie wody kojarzyły im się tylko z jednym, bramą śmierci. Zarówno morze, jak i śmierć, stanowiły miejsce nie do przebycia. Jeśli cokolwiek znajdowało się za nimi, to stanowiło to nieprzeniknioną tajemnicę. Teraz stali na jej progu. Czuli się zupełnie bezradni. Nie potrafili go przekroczyć. Ocalenie zdawało się niemożliwe. Z bezruchu wyrwał ich głos Boga. Dotarł do nich przez usta Mojżesza. Nakazywał ruszyć przed siebie. Owo polecenie wydawało się szaleństwem. Mojżesz zapowiadał bowiem powstanie przejścia pośród wód. Bóg polecił mu, by wyciągnął swą laskę nad wodami morza. Obiecywał, że te rozstąpią się i otworzą dla Izraelitów drogę ucieczki. Na niej znajdą ocalenie. I choć ich śladem pójdą Egipcjanie, to w tym miejscu znajdą śmierć. Morze stanie się miejscem ratunku jakiego doświadczą prześladowani, a jednocześnie przyniesie zniszczenie prześladowców. Po raz kolejny Mojżesz stanął przed podjęciem się zadania wydającego się niemożliwym do spełnienia. Zapowiadane wydarzenia kłóciły się ze zdrowym rozsądkiem. Stały w sprzeczności z tym, co wiedział o otaczającym go świecie. Były nierealne. A jednocześnie stanowiły jedyną szansę. Skoro w tym, czego się podjął zaszedł tak daleko, to zawracać z obranej drogi nie było warto. Zresztą, w jakim innym kierunku miałby iść. Jedyne, co mu pozostawało to zdać się na Boga i wejść w to, co jest nieznane. Była to szansa zarówno dla niego, jak i dla jego narodu. Kiedy w głębi swego serca wypowiedział słowa zgody wobec Bożego planu, gdy pozwolił, by Bóg posłużył się nim, jak narzędziem dla realizacji swych zamiarów, wszystko zaczęło się zmieniać tak, jak w kalejdoskopie.

Blask nowego życia
Mojżesz i Izraelici dostrzegli to, co było niewidoczne dla ich oczu. Były to znaki Bożej obecności. Wskazywał na nią ktoś, kogo nazwali aniołem, posłańcem Boga. Ową obecność objawiał również im tajemniczy obłok. Prowadzeni wiarą obudzoną przez Mojżesza zrozumieli, że to Bóg ich prowadzi i toruje im drogę. Następną rzeczą, jaką ujrzeli było to, że zarówno anioł, jak i obłok obecności Bożej, znaleźli się na ich tyłach. Tym samym stanowili mur pomiędzy nimi a wojskiem faraona. Izraelici odczuwali pośród siebie światło Bożej troski. Ono wskazywało im drogę ocalenia. Niedawni niewolnicy odnaleźli nową perspektywę. Ci, którzy do tej chwili widzieli jedynie jarzmo śmierci, spostrzegli blask nowego życia pochodzącego od Boga. On pociągał ich do wyruszenia w drogę. Dawał odwagę. Owo światło było tym bardziej przedziwne, że nie pozwalało zbliżyć się do nich ich wrogom. Ci wobec tego tajemniczego światła zdawali się przebywać w ciemności, jak gdyby mrok zła, w którym byli pogrążeni odbijał się o jakąś przeszkodę i zamazywał ich drogę. W ten sposób noc, podczas której szli żołnierze i uciekinierzy stała się czasem rozdzielenia. Pomiędzy Izraelitami i Egipcjanami stanął Bóg. On nie pozwolił, by jedni zbliżyli się do drugich. Dlatego ścigający, mimo potęgi swego oręża byli bezradni. Znaleźli się w obliczu niezrozumiałej bariery. Nie byli w stanie jej pokonać. Jednak mimo to nie odstąpili od swych zamiarów. Ciemność bowiem dotykała nie tylko ich oczu. Ona znajdowała się w głębi ich serca i prowadziła ku zagładzie.

tekst i foto ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!