TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 13:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O cudach inżynierii

O cudach inżynierii

zapora

Pisałem przed dwoma tygodniami, w związku z moją wizytą w Mesa Verde National Park, że czasami warto zboczyć z drogi, bo można zobaczyć coś ciekawego. I gdyby nie fatalna pogoda, która przegoniła nas z Wielkiego Kanionu, pewnie nie miałbym okazji zobaczyć słynnej Hoover Dam, czyli Zapory Hoovera, którą spotkaliśmy „po drodze” udając się w poszukiwaniu słońca do Californii. Wiadomo, „California mon amour, śmieszne niebo, co nie zna chmur...” 

Zanim jednak dotarliśmy pod to „śmieszne niebo”, najpierw trzeba było opuścić Arizonę i przejechać całkiem spory kawałek Nevady. I właśnie na granicy pomiędzy tymi dwoma stanami znajduje się Zapora Hoovera, czyli betonowa zapora wodna typu grawitacyjno – łukowego zbudowana w Czarnym Kanionie na rzece Kolorado. Choć, jak powiedziałem trafiliśmy tam przez przypadek, to muszę przyznać, że nazwa nie była mi obca i to nie tylko dlatego, że ta potężna konstrukcja była również protagonistką kilku filmów, m.in. „Sabotażu” Hitchkcocka w 1942 roku, czy bardziej nam współczesnego „Supermana”. Otóż, kiedy w roku ubiegłym wróciłem z krótkiej wycieczki do tutejszych parków, w brooklińkiej parafii, gdzie mieszkałem, liczni znajomi słuchając moich opowieści o cudach natury, które widziałem kiwali z uznaniem głowami, ale kiedy kończyłem moją opowieść, pytali:

- A widziałeś Hoover Dam? Nie? Hmm, powinieneś zobaczyć... 

Trochę mnie to dziwiło, bo przecież cóż tam taka zapora w porównaniu z liczącymi miliony lat kanionami i skałami, ale najwyraźniej dla tych ludzi, a trzeba zaznaczyć, że byli oni mniej więcej w wieku naszego zakrystiana Andrew, czyli około siedemdziesiątki, Zapora Hoovera była dumą ich młodości, jeździli z wycieczkami szkolnymi, aby ją oglądać. 

Największa na świecie

Kiedy ukończono jej budowę w 1936 roku dzierżyła ona podwójny prymat: największej na świecie elektrowni wodnej i największej na świecie konstrukcji betonowej (oba prymaty utraci 9 lat później na rzecz Grand Coulee w stanie Waszyngton). Była też ówcześnie najdroższą inwestycją w historii USA kosztując 49 milionów dolarów (obliczono nawet, że w roku 2010 odpowiadało to 700 milionom), a betonowa ściana waży około 8,6 milionów ton. Po dziś dzień dostarcza prąd ponad milionowi mieszkańców pobliskich stanów, ale mieści się zaledwie pod koniec czwartej dziesiątki największych elektrowni na świecie. Dodajmy jeszcze, że początkowo jej nazwa brzmiała Boulder Dam, ale ponieważ Herbert Hoover odegrał kluczową rolę w jej powstaniu najpierw jako minister handlu, a później jako prezydent USA, w roku 1947 nadano zaporze jego imię. I ostatnia ciekawostka: zaporę zainaugurował uroczyście prezydent Franklin D. Roosevelt 30 września 1935 roku, a prace ukończono definitywnie w 1936 r., ponad dwa lata... wcześniej niż planowano. I ten fakt szczególnie mocno przemówił do mojej wyobraźni.

W budżecie i na czas

Jeśli ktoś mając przed oczami dzisiejsze inwestycje w naszym kraju głęboko teraz wzdycha i z rozrzewnieniem wspomina międzywojnie, kiedy i w Polsce udawały się wielkie inwestycje, z których do dziś jesteśmy dumni, jak Amerykanie z Zapory Hoovera, to muszę Wam powiedzieć, że takie rzeczy są możliwe również w... naszych czasach! Naprawdę! I właśnie dlatego piszę ten materiał, bo sama Zapora Hoovera pewnie by mnie tak nie zainspirowała. Ale bardzo blisko Hoover Dam powstał całkiem niedawno piękny most. Wiecie, że ja na punkcie mostów jestem zafiksowany... Cóż takiego niespotykanego ma w sobie ten most, oprócz tego, że rozciąga się z niego fantastyczny widok na zaporę i utworzone przez nią sztuczne jezioro Mead? Już tłumaczę. Mike O’Callaghan – Pat Tillman Memorial Bridge, bo tak się nazywa został zbudowany w latach 2005-2010 i oddany do użytku w październiku 2010 r.,
zgodnie z założonym na początku harmonogramem prac i jak czytamy na pamiątkowych tablicach, kosztował 240 milionów dolarów, zgodnie z założonym początkowo budżetem, ani dolara więcej! Jeśli dodam, że Mike O’Callaghan, któremu zadedykowany jest ten most, jest opisany na tablicy pamiątkowej jako „człowiek, który poświęcił się rodzinie, Bogu i Ojczyźnie w służbie publicznej”, to zdajemy sobie sprawę, że u nas w kraju takie rzeczy w dzisiejszych czasach, tak, to byłby cud!

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!