TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 16:54
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

(Nie)możliwe! - pokolenie JP II

(Nie)możliwe!

Stajemy bezradni, rozkładamy ręce, użalamy się, bo czegoś nie jesteśmy w stanie zmienić. Ale czy aby
na pewno? Czy nie za szybko i łatwo odpuszczamy? Albo po prostu robimy coś nie tak?

Św. Jakub w swoim liście pisał: „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk 4, 3). Okazuje się, że można modlić się i jednocześnie pielęgnować w sobie pychę i egoizm. Równia pochyła, grożąca niezłym przejechaniem się. Nie musimy jednak od razu zdobywać aż takich wyżyn absurdu i hipokryzji. Niekiedy wystarczają nam pagórki. Tak jak bywało u współczesnych Jezusowi, o których mówił: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. (...) Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie” (Mt 6, 5.7). Ani pokazowa modlitwa ani mnożenie słów nie są przepisem na dobre spotkanie z Bogiem. Wołać - szczególnie, gdy wali się nasz świat - jasne, to jest ważne. Potrzebujemy niekiedy wykrzyczeć cały ból i na to potrzeba czasu. Ale to są niestandardowe sytuacje. Rzeczywistość naszej codziennej modlitwy jest o wiele bardziej przyziemna. Zawsze mnie zastanawia, czy Duch św. ma takie limity. Że nie przyjdzie, gdy powiemy „Przyjdź Duchu św.”, tylko trzeba nawijać Mu o tym przez 5 minut, pół godziny czy jeszcze dłużej, jakby miał problemy ze słuchem albo zrozumieniem prostego wezwania. Potrzebujemy czasu na to, by się wyciszyć, gdy na modlitwie „lądujemy” prosto z rozgadanego i rozedrganego świata, ale mam wrażenie, że jednak to przyzywanie Ducha św. więcej wspólnego ma z pewnego rodzaju targowaniem się. „Przyjdź”, „Nie przyjdę”, „No przyjdź, proszę”, „Nie”. Po 45 minutach Duch św. jednak ulega naszym namowom i przychodzi. Można prościej, chociaż po ludzku to są Himalaje modlitwy – nie do zdobycia. Chodzi o stawanie na modlitwie z wiarą. Wiara natomiast jest łaską, którą Bóg chce nas obdarzać, ale nie będzie wciskał nam jej za wszelką cenę jak natrętny sprzedawca. Mimo iż Stwórca wie, że wiara może góry przenosić, nie uszczęśliwi nas na siłę i wbrew naszej woli. To musi być dla Niego bolesne. Patrzy jak Jego dzieci umierają z pragnienia na pustyni, w rękach trzyma wiadro z wodą albo nawet całą cysternę, a one po prostu mówią: „nie”. A przecież nie musi tak być. Bóg jest dobry i dobrem chce nas obdarzać - zarówno tym wielkim, jak i najmniejszym. Sam o tym mówi: „I otrzymacie wszystko, o co z wiarą prosić będziecie w modlitwie” (Mt 21, 22), „Wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie” (Mk 11, 24). Setnik słyszy od Jezusa: „Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś” (Mt 8,10).
Grecki czasownik pisteú?, czyli wierzyć, oznacza także między innymi ufać, mieć zaufanie, być przekonanym, powierzyć coś komuś, natomiast rzeczownik pistis określający wiarę, tłumaczy się również jako ufność, zaufanie, przekonanie, zapewnienie, poręka, dowód, świadectwo. Powyższe określenia bardzo dobrze pokazują, na czym wiara ma polegać - na byciu przekonanym, przeświadczonym o tym, że Bóg się zatroszczy, dlatego ze spokojem i zaufaniem można powierzyć, czyli oddać jakąś sprawę w Jego ręce i nie szukać alternatywnych dróg na wypadek, gdyby Bóg nie zadziałał albo co gorsza - w ogóle by Go nie było. Nie ma czegoś takiego jak „prawie wiara” albo „wierzę, ale…”. Po prostu nie ma. Albo wierzymy albo nie. Albo wypuszczamy nasze życie z własnych rąk albo nie. Wymaga to niekiedy przeżycia wielu lat i różnych doświadczeń, ale potrzebne są też chęci. Czy w ogóle zależy nam na życiu wbrew ludzkiej logice.
Kiedy przyglądałam się Ewangeliom mówiącym o wierze, zobaczyłam, że Jezus chwali ludzi za wiarę. To wiara w ludziach Go zachwyca, zadziwia, ujmuje i głośno wyraża te pochwały. Takich fragmentów jest wiele. Obok wspomnianego już setnika mamy między innymi kumpli paralityka (Mt 9, 2; Mk 2, 5; Łk 5, 20), kobietę cierpiącą na krwotok (Mt 9, 22; Mk 5, 34; Łk 8, 48), kobietę kananejską (Mt 15, 28), niewidomego Bartymeusza (Mk 10, 52; Łk 18, 42), a także grzesznicę, która spotkała się z Jezusem podczas uczty w domu faryzeusza (Łk 7, 50). W życiu tych osób dzięki wierze działy się cuda, czyli rzeczy niemożliwe. Jednocześnie mocne są słowa Jezusa skierowane do Piotra: „Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci»” (Łk 22, 32). Jak wielkie znaczenia ma wiara, skoro Jezus modlił się o nią dla Piotra.
Ludzi, w życiu których działy się sprawy niemożliwe, znajdujemy nie tylko w Piśmie Świętym. Takich ludzi nazywamy świętymi lub błogosławionymi. Okazuje się, że świętość jest bardzo prosta - oddajesz wszystko w ręce Boga i zajmujesz się Nim, a On sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. Takim człowiekiem był wspominany w sierpniu św. Wawrzyniec, który zmarł rozciągnięty na żelaznych rusztach i powoli przypiekany. Miał wówczas powiedzieć: „Widzisz, że ciało moje jest już dosyć przypieczone. Obróć je teraz na drugą stronę!” Piec ognisty III wieku. Niemożliwe by unieść takie cierpienie. A jednak. Przykład ogromnej wiary znajdziemy także w życiu Stanisławy Leszczyńskiej, która narażając własne życie, nie godziła się na to, że ma je odbierać nowo narodzonym dzieciom w obozie koncentracyjnym w Brzezince. Była w stanie przeciwstawić się doktorowi Mengele i - o dziwo - nie zginęła. Gdy później przez 36 lat odbierała porody, nie zdarzył się jej ani jeden przypadek śmierci noworodka lub matki. Miała w sobie ogromne pokłady wiary w to, że Bóg człowieka nie opuszcza. To jest sedno – wiara w Boga, który jest i jest bardzo blisko. Wówczas można prosić Go o wszystko – nie tylko o pomoc w wielkich sprawach, ale „zawracać Mu głowę” także tymi najmniejszymi. Tego także uczą nas święci. Św. Tereska marzyła o śniegu w dniu swoich ślubów zakonnych - i spadł w maju. Gdy Scholastyka szła pewnego dnia do klasztoru, by odwiedzić swojego brata Benedykta, prosiła Boga, by mogła dłużej u niego zostać. Rozpętała się więc burza i Scholastyka opuściła klasztor dopiero następnego dnia. W życiu biblijnych osób oraz świętych takich sytuacji było wiele. W Liście do Hebrajczyków czytamy, iż mamy dookoła siebie mnóstwo świadków - i tak jest.
Mówi się, że Bóg nie jest od spełniania naszych zachcianek. Gdy jednak mamy z Nim żywą relację i traktujemy Go jak najlepszego Ojca, to co stoi na przeszkodzie, by prosić także o te najmniejsze rzeczy. Bóg przecież „z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru” (Rz 8, 28). Jeśli Słowo mówi, że we wszystkim to we wszystkim. Trzeba jedynie wierzyć i rzeczywiście tej wiary chcieć dla siebie ze wszystkich sił. Bo to wiara nadaje sens modlitwie.

Tekst Katarzyna Strzyż

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!