TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 12:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Może zostawię coś, co nie przeminie

Może zostawię coś, co nie przeminie

Jej „Kawiarenki”, „Wymyśliłam cię” czy „Kocha się raz” jeszcze teraz brzmią w uszach wielu. Obdarzona była głosem o niezwykle cieplej barwie, trafiającym do serc słuchaczy. Na koncerty Ireny Jarockiej jeszcze tak niedawno chodzili nie tylko ludzie jej pokolenia, ale i dwudziestolatkowie. Nazywali ją ikoną polskiej piosenki. Była, bo jej „kawiarenka” już ruszyła „w rejs, wielki rejs”, ostatni rejs. Irena Jarocka zmarła w wieku 65 lat w jednym z warszawskich szpitali. Chorowała na nowotwór mózgu.

Pamiętam z dzieciństwa czarne płyty z jej przebojami, które nucili prawie wszyscy. A pół Polski kochało się w niej, w jej promiennym uśmiechu i piosenkach. Nie przypominała gwiazd, które koniecznie, za wszelką cenę muszą zrobić karierę. Interesowała ją piosenka z dobrym tekstem, liryczna i melodyjna. Temu zawsze pozostała wierna.

 

Gondolierzy i motyl

Talent córki pierwsza dostrzegła mama i pomogła znaleźć się w chórze katedry oliwskiej w rodzinnym mieście. Zaprowadziła też Irenkę do prof. Haliny Mickiewiczówny, dzięki której, i oczywiście talentowi, dostała się do średniej szkoły muzycznej w Gdańsku na wydział wokalny. Po maturze młoda Jarocka myślała o tym, by zostać architektem, potem nauczycielką wychowania fizycznego i biologii. Bo potrzebny był zawód, jak mówiła, „tak na wszelki wypadek”. Na szczęście śpiewała w gdańskich klubach Rudy Kot i Żak.

Dostrzeżono jej talent. Na festiwalach wyśpiewywała nagrody i uznanie. Pierwszą w Sopocie, gdzie zaśpiewała „Gondolierów znad Wisły”. To był przebój 1968 roku. Piosenkę dla mało znanej Ireny Jarockiej napisał wtedy sam Seweryn Krajewski i Krzysztof Dzikowski, autor utworów dla Czerwonych Gitar. I posypały się przeboje, jak „Motylem jestem”, „Kocha się raz”, „Odpływają kawiarenki”, „Wymyśliłam Cię”, „Beatlemania story”. Nagrała wiele płyt. Zagrała także w filmie „Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka” i w Teatrze Polskim w Waszyngtonie w sztuce Sławomira Mrożka „Piękny widok”. Ale najlepiej czuła się śpiewając. Każdy dostrzegał jej urok osobisty. Urzekała nie tylko publiczność, ale i twórców. Jednak pozostała skromna i naturalna.

 

Blaski i cienie

Wbrew pozorom życie Ireny Jarockiej nie było łatwe. Kiedy odniosła pierwszy sukces pojechała do Francji. Doskonaliła swoje umiejętności. Miała stypendium, ale nie było lekko. Śpiewała w kabarecie Chez Raspoutine przy paryskiej Olimpii za niewielką stawkę. Była młoda i czuła się samotna. Często chorowała. Był czas, że po operacji nie mogła śpiewać. Zajmowała się wtedy domami dwóch zaprzyjaźnionych rodzin. Do Paryża Marian Zacharewicz przywiózł jej piosenkę „Wymyśliłam cię”. Jej słowa: „Dobrze wiem, co oznacza samotność, osobna noc, osobny dzień... Gdy samotność dokuczy zbyt mocno, niech dzieje się co chce, co chce!” były dla niej i chyba tak naprawdę trochę o tym, co czuła. Postanowiła wrócić do kraju i znowu wyśpiewała przebój.

Lata 70. ubiegłego wieku należały do niej. Odnosiła sukcesy w Polsce i za granicą. We Francji śpiewała u boku sław, jak Charles Aznavour i Mireille Mathieu. Potem lata 80. znowu były dla niej trudnym okresem. Na scenę wchodził polski rock, któremu Irena Jarocka nie poddała się na scenie. Kiedy jej mąż Michał Sobolewski otrzymał propozycję pracy za granicą postanowiła wyjechać razem z nim. Ze smutkiem w sercu żegnała Polskę, tęskniła za nią. Mieszkali w Lubbock w Teksasie, gdzie Sobolewski był profesorem na Texas Tech University. Artystka wróciła ze Stanów Zjednoczonych na stałe do Polski w 2008 roku.

 

Warto żyć

Już w 2008 roku Irena Jarocka wydała płytę „Małe rzeczy” i w 2010 roku „Ponieważ znów są Święta”. Ten ostatni album zawiera 14 utworów, w tym pastorałki i piosenki świąteczne napisane m.in. przez Wojciecha Młynarskiego i Andrzeja Sikorowskiego.

Piosenkarka cieszyła się, bo po osiemnastu latach nieobecności, po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, znowu miała publiczność, która uwielbiała słuchać jej piosenek, Nawet małe dzieci na koncertach śpiewały z nią „Kawiarenki”. W rozmowach mówiła niedawno: „Mam rodzinę, życiową stabilizację, dom, moje pasje i moją publiczność. Warto żyć, bo może zostawię po sobie coś, co nie przeminie?” I jeszcze: „Jednak dziękuję Bogu, że mogłam wyjechać. Poszerzyłam swoje horyzonty, ale też przeżyłam załamania, które mnie wzmocniły, zbudowały i dały mi takiego kopa w życiu, że potrafię się odnaleźć w każdych warunkach”. A w wywiadzie dla Radia Watykańskiego powiedziała kiedyś: „Bóg nigdy nas nie opuszcza, ciągle jest przy nas. Musimy tylko chcieć Go słyszeć i wierzyć, że nie jesteśmy sami”. Irena Jarocka zachorowała latem ubiegłego roku, a 14 listopada trafiła do hospicjum. W styczniu tego roku jej stan się pogorszył. Piosenkarka zmarła 21 stycznia w jednym z warszawskich szpitali. Nie była sama i teraz też, tak jak wierzyła, na pewno nie jest sama.

Renata Jurowicz

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!