TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 13:49
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Moje dojrzewanie do nowego powołania

Moje dojrzewanie do nowego powołania

Mam wrażenie, że pierwszym skojarzeniem, które nasuwa nam się, gdy słyszymy słowo ,,powołanie” jest kapłaństwo. Od niego zacznę, ale swoje rozważania chcę skierować ku innemu powołaniu, do którego właśnie dojrzewam.

Kiedy uczestniczyłam w Eucharystii, podczas której ksiądz biskup Stanisław Napierała wyświęcał nowych kapłanów diecezji kaliskiej, pomyślałam jak bardzo dumni muszą być rodzice tych młodych ludzi, wkraczających na drogę nowego powołania. Dla wielu matek to pewnie najpiękniejszy prezent w dniu ich święta, dla innych znowu ból z powodu rozłąki z synem, czy niespełnieniem własnych marzeń. Zauważmy jak ściśle wiążą się te dwa powołania: kapłaństwo i macierzyństwo. Ksiądz Twardowski pisał, że „matka posiada dziecko i może się nim cieszyć, radować, ale nie ma nad nim władzy. Dziecko w jakiś sposób odchodzi od niej, aby być w planach Bożych, aby być dla ludzi”. Jednym z przykładów takiego „odchodzenia” jest właśnie pójście młodego człowieka do seminarium. Jakże nieraz trudno rodzicom zaakceptować taki wybór. Nie można jednak stawiać swoich planów nad plany Boże.

Jako przyszła matka, przygotowująca się do nowego powołania, do macierzyństwa, teoretycznie zdaję sobie z tego sprawę, ale nie wiem, czy w praktyce będę umiała z pełnym zaufaniem poddać się Bożym zamiarom. Macierzyństwo to zapewne jedno z najpiękniejszych powołań życiowych, ale tak jak w każdym powołaniu trzeba być przygotowanym na trudne chwile, czasami dramatyczne. Ks. Twardowski pisał: „Macierzyństwo to nie tylko radość posiadania dziecka dla siebie, ale także mądrość ciągłego oddawania dziecka Panu Bogu. Radość i krzyż jednocześnie(...) W sercu macierzyństwa kryje się krzyż – dziecko nie należy tylko do matki. Na tym polega wielkość macierzyństwa”.

Doskonałym streszczeniem tych kilku zdań, było życie Maryi, która razem z Józefem ofiarowała w świątyni swego Syna Bogu, a następnie pod krzyżem rozstała się ze swoim ukochanym dzieckiem, patrząc na Jego mękę i śmierć. Myślę, że największy ból dla matki to patrzeć na cierpienie i umieranie swojego dziecka. Jest to jednak wpisane w macierzyństwo i nie można od tego uciekać, bo krzyż to nieodłączny element każdego powołania: „Matka nigdy nie odchodzi od kołyski, ani od Kalwarii, ani od grobu swojego dziecka” - powiedział kardynał Stefan Wyszyński. Być Mamą przez duże ,,M” to wyzbycie się wszelkiego egoizmu: „Zapomnij że jesteś, gdy mówisz że kochasz” (to znów ks. Twardowski). Słowa te, przytoczone niecały rok temu na moim ślubie, noszę cały czas w sercu i uczę się tej wymagającej sztuki życia. Zapomnieć o sobie to jednak bardzo trudne, ale zarazem piękne i szlachetne. Już niedługo się okaże, czy zdam egzamin z tej sfery życia chrześcijańskiego. Jak na razie o wynikach mógłby powiedzieć mój mąż. Teraz, gdy noszę pod sercem drugie życie, towarzyszy mi strach i obawa, że nie sprostam nowym wyzwaniom, bo być mamą to odpowiedzialna rola, której trzeba uczyć się całe życie. W chwili obecnej, w mojej głowie pojawiają się pytania: Czy będę umiała ofiarować swoje życie tej maleńkiej Istocie, która niedługo przyjdzie na świat? Czy będę potrafiła zrezygnować z  przyjemności i dotychczasowych przyzwyczajeń dla dobra naszego dziecka? W tym natłoku wątpliwości nie pozostaje nic innego, jak oddać się i zawierzyć wszystkie te sprawy tej, która ukochała najbardziej – Matce Bożej. Myślę, że to nie przypadek, iż obraz Jasnogórskiej Pani przybywa do mojej parafii już za kilkanaście dni, kiedy będę miała jeszcze czas na przemyślenia i przygotowania do  przyjścia na świat Zosi lub Franciszka (jeszcze dokładnie nie wiadomo).

Ufam, że Maryja doda mi sił i ześle deszcz łask, po którym wzejdzie słońce niosące światło i nadzieję. To ona – Matka Chrystusowa i Matka Kościoła - jest dla mnie wzorem Matki wyzbytej egoizmu, pychy; wzorem tej, która zawsze stała z boku i nie zasłaniała sobą, choć była ostoją świętości i czystości. W tym miejscu pozwolę sobie po raz kolejny przytoczyć słowa ks. Jana, który pisał, że „miłość której nie widać nie zasłania sobą”. O jak wiele brakuje mi do takiej postawy, ale może fakt, że jestem słabym i grzesznym człowiekiem uczy mnie jeszcze większej pokory i stawiania sobie coraz wyższej poprzeczki. Maryja pokazała wszystkim matkom, na czym polega wielkość i istota macierzyństwa. Nauczyła nas swoim życiem, że zawsze należy powierzać swoje dziecko planom Bożym. I mnie też, kilka miesięcy przed rozwiązaniem, pełnej radości i obaw, nie pozostaje nic innego, jak proste wezwanie: „Jezu, ufam Tobie!” i Tobie, Jezu powierzam moje życie i życie mojego dziecka.

Boża Owieczka

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!