TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 01:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Modlitwa czyni cuda

Modlitwa czyni cuda

Słowo „cud” ma w języku polskim kilka znaczeń. Można je rozumieć jako niezwykły, szczęśliwy zbieg okoliczności, pożądany, choć niezwykle mało prawdopodobny. W religijnym rozumieniu cudem nazywa się fenomeny niewytłumaczalne, o których sądzi się, że były skutkiem nadprzyrodzonej interwencji.

Przełożenie obu znaczeń na potrzeby języka nauki będzie oznaczać zjawisko, które wykracza ponad znane nam prawa natury, czy zachodzi w nieznanym nauce mechanizmie, a przy tym jest rzadko obserwowane w naturze i z racjonalnego punktu widzenia nieoczekiwane.


Zwyczajne cuda
Rozumienie, co uznajemy za cud, a czego nie uznajemy za taki zmieniało się w czasie i nadal zmienia. Wraz ze wzrostem wiedzy i rozwojem nauk zwiększały się możliwości zarówno wyjaśniania, jak i wywoływania zjawisk. Naukowiec z XIX wieku czułby się w dzisiejszym mieście otoczony przez cuda.
W szczególnym stopniu dotyczy to medycyny, która w znanej nam postaci istnieje z grubsza od końca XIX wieku. A dopiero od lat powojennych możliwe jest skuteczne leczenie wielu wcześniej śmiertelnych chorób. Także XIX-wieczny lekarz czułby się we współczesnym europejskim szpitalu otoczony przez cuda. Zobaczyłby również, że wielu chorych, których wyleczenie w swoich czasach uznałby za cudowne jest dziś leczonych całkowicie przyziemnymi metodami, rutynowo. Ale dostrzegłby także, że wiele chorób nadal pozostaje nieuleczalna, a patologiczne zmiany w ludzkim organizmie, które powstawały przez wiele lat pozostają nieodwracalne, aczkolwiek niewytłumaczalne i nieoczekiwane przez lekarzy ozdrowienia nadal się zdarzają, choć są bardzo rzadkie.


Cud cudowi nierówny
W roku 2006 u pewnego 76-letniego Włocha z Salerno, w trzy lata po postawieniu diagnozy raka płuca, mocno już zaawansowany nowotwór z licznym przerzutami zniknął, a sam chory trwale wyzdrowiał. Lekarze nie potrafili wyjaśnić, w jaki sposób doszło do ozdrowienia z nieuleczalnej choroby. Podobna historia przydarzyła się w roku 2001 pewnemu 86-letniemu Japończykowi. W marcu tegoż roku stwierdzono u niego raka płuca. Z uwagi na wiek i liczne choroby współistniejące nie zdecydowano się ani na operację, ani na chemioterapię. Oczekiwany czas przeżycia w takim przypadku nie przekracza roku. W lipcu jego stan zaczął się jednak poprawiać, a w listopadzie po kontrolnym badaniu tomografii komputerowej stwierdzono, że nastąpiło pełne samowyleczenie, guz zniknął. Pięć lat później, gdy wykonano badania kontrolne guza nadal nie było.
Co różni te dwa przypadki, poza narodowością i wiekiem obu panów? Otóż pierwszy został zgłoszony do odpowiednich watykańskich urzędów w ramach procesu kanonizacyjnego św. Jana Pawła II
jako cud za wstawiennictwem nowego świętego, drugi tylko opisano w fachowej prasie medycznej. Jednak oba znacząco przecież wykraczały poza typowy przebieg choroby i oba można nazwać cudem. Tyle, że w przypadku pacjenta z Włoch świadkowie potwierdzili, że samowyleczenie nastąpiło w związku czasowym z modlitwą wstawienniczą i zjawiskami o religijnej naturze, a o modlitwie za chorego z Japonii nic nie było wiadomo.


Nienaukowa modlitwa
Nieżyjący już utytułowany fizyk i znany ateista Victor Stenger w książce „Bóg. Błędna hipoteza” poświęca jeden z rozdziałów zagadnieniu cudownych uleczeń i skuteczności modlitwy wstawienniczej. W charakterystyczny dla swych tekstów sposób rozprawia się dosyć bezlitośnie z nieracjonalnością takiej modlitwy. Z chrześcijańskiego punktu widzenia cały ten wysiłek jest próżny, zwłaszcza dla katolika. Katolik nie oczekuje, bowiem, naukowych dowodów na skuteczność modlitwy wstawienniczej. Przeciwnie, gdyby dało się udowodnić jej medyczną skuteczność, byłby to jednocześnie dowód na całkowicie doczesny, możliwy do wyjaśnienia i przyziemny mechanizm jej działania. Czyli raczej dowód na jej naturalny, nienadprzyrodzony charakter i to tym bardziej, im bardziej statystycznie skuteczna byłaby taka modlitwa. Bóg wprawdzie stworzył naturę i jej prawa, ale sam im nie podlega, więc trudno oczekiwać, żeby Jego interwencje w świecie przyjmowały rozkład zgodny z prawami statystyki. A właśnie metodami statystyki, rachunku prawdopodobieństwa, weryfikuje się prawdziwość hipotez w naukach przyrodniczych.
Jak należy oczekiwać nie udowodniono dotychczas skuteczności modlitwy wstawienniczej w badaniach prowadzonych zgodnie z uznanymi w naukach przyrodniczych protokołami. Nie ma też takiej potrzeby. W procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych bada się wprawdzie szczegółowo, czy uzdrowienie jest niewytłumaczalne współczesną wiedzą, ale związek między modlitwą a cudownym uzdrowieniem przyjmuje się a priori, na wiarę. Podobnie, jak na wiarę ateiści przyjmują, że za niewytłumaczalnie uzdrowionych w innych okolicznościach nikt się nie modlił, czego przecież pewnym być nie można.


Modlitwa własna a zdrowie
Inaczej wygląda w badaniach naukowych skuteczność modlitwy własnej. Istnieje sporo przesłanek, że ma ona mierzalną statystycznie skuteczność. Dosyć dobrze przebadane jest choćby łagodzące ból działanie modlitwy własnej. Wydaje się ono niezależne od stosowanych leków przeciwbólowych i wspomagające ich efektywność, a postulowanym mechanizmem jest wpływ modlitwy na psychikę modlącego się. Modlitwa niewątpliwie wpływa na sferę psychiczną i można zaproponować kilka różnych mechanizmów, w jaki sposób uzyskane modlitwą efekty psychiczne będą dobrze wpływać na ból. Nie może to dziwić i niekoniecznie należy się w tym doszukiwać cudu, choć przecież mógł on się również zdarzyć.
Z punktu widzenia człowieka wierzącego jest to, jednak działanie oczekiwane – modlitwa to dar dopasowany do naszych ludzkich właściwości. Jest nam potrzebna dla wspomożenia w pozyskiwaniu dóbr duchowych, ale i doczesnych. Złagodzenie bólu z dużą pewnością nie jest w konflikcie z dobrami duchowymi, więc skuteczność modlitwy w tej kwestii może najspokojniej w świecie należeć do repertuaru praw natury, a zatem być mierzalna doczesnymi metodami badawczymi.


Modlitwa jako leczenie uzupełniające
Badanie skuteczności modlitwy własnej jest trudne do poprawnego zaprojektowania, z uwagi przede wszystkim na mnogość czynników, które mogą prowadzić do poprawy dolegliwości oraz brak ścisłych definicji rodzajów modlitwy. Stąd też niełatwo uzyskać wartościowe wyniki w bardziej złożonych zagadnieniach zdrowotnych. Praktycznie nie da się też zaprojektować badania, które porównałoby np. skuteczność modlitwy u osób różnych wyznań. Dotychczasowe badania dają w tej kwestii prawdziwie ekumeniczne wyniki – modlitwa własna wydaje się skuteczna niezależnie od wyznania modlącego się.
Współczesna medycyna w kwestii zaleceń dotyczących modlitwy zajmuje jednoznaczne stanowisko jedynie przestrzegając przed zastępowaniem modlitwą uznanych metod terapeutycznych. Przed rezygnacją z tradycyjnego leczenia na rzecz samej modlitwy przestrzega też nauczanie Kościoła. Ale modlitwa jako metoda wspomagająca leczenie jest z pewnością przydatna, przynajmniej wierzącym. W niektórych stanach, np. właśnie w bólu, czy w części zaburzeń psychicznych istnieją wręcz poważne przesłanki, że jej wpływ jest wymiernie korzystny. Stąd nawet najtwardszy ateista nie powinien do modlitwy o zdrowie własne i cudze zniechęcać, o ile chory przestrzega medycznych, „ziemskich” zaleceń – nie miałoby to naukowych podstaw.

Doktor Jarosław

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!