TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 20:06
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Miłosierdzie czynne całą dobę

Miłosierdzie czynne całą dobę

Ojciec Zdzisław Pałubicki SJ, dla wielu po prostu Zdzich, był bezpośredni, pełen humoru, zawsze z dowcipem w rękawie i wizytówkami o Bożym Miłosierdziu w kieszeni marynarki.

Taki Boży szaleniec pełen serdeczności i zatroskania, wyrozumiały kierownik duchowy o wielkiej intuicji i wiedzy o ludzkich sumieniach, gorliwy spowiednik, również księży diecezjalnych i biskupów. Człowiek modlitwy, zatroskany o innych - wierny syn św. Ignacego Loyoli i św. Andrzeja Boboli - tak zapamiętali go ci, którzy mieli z nim kontakt – współbracia, przyjaciele, świeccy, którymi chętnie się otaczał i na których był zawsze otwarty. Kim był dla mnie? Był moim największym przyjacielem, kierownikiem duchowym i przybranym ojcem. Zwykł mawiać, że zostałem mu podesłany jako duchowy syn. A ja wymodliłem takiego przybranego ojca, którego szczerze ceniłem, szanowałem i podziwiałem. Imponował mi jako człowiek i jako kapłan swoją stanowczością, własnym zdaniem i gorliwością w głoszeniu Bożego Miłosierdzia i kultu świętych. Po moim nawróceniu 10 lat temu nie przypuszczałem, że spotkam kapłana tak wielkiego formatu, z którym złączy mnie przyjaźń przekraczająca granice śmierci.


Misje Miłosierdzia Bożego
Towarzysząc o. Pałubickiemu przez ostatnią dekadę życia (od 1992 roku związany był z kaliskim klasztorem jezuitów) poznałem go niemal na wskroś, jako zwykłego człowieka, oddanego Przyjaciela oraz jako charyzmatycznego kapłana, wyrozumiałego spowiednika, duchownego rozpoznawalnego w Polsce i na świecie. Jedną z jego największych inicjatyw duszpasterskich, którą konsekwentnie realizował od 2001 roku do momentu, kiedy ukończył 74 lata, były Misje Miłosierdzia Bożego. Wygłosił ich ponad 1 000, najpierw w diecezji kaliskiej, a następnie w Polsce i na świecie – w Ameryce, Australii, Anglii, Niemczech, Szwecji, Portugalii i Chorwacji, na Białorusi, Litwie i Węgrzech. Z podróżą do Polonii w Ameryce wiąże się humorystyczne zdarzenie, o którym często opowiadał: serwując lunch stewardesa podała Ojcu, nie pytając o upodobania kulinarne, koszerny posiłek zakładając, że tak elegancki pasażer z brodą jest wyznania mojżeszowego. Ze względu na swój „rabinowski” wygląd o. Zdzisław przez niektórych bywał nawet nazywany żartobliwie „Ickiem”. I nie było w tym nic dziwnego, albowiem o. Zdzisław przywiązywał należytą wagę do stroju, twierdząc, że w koszuli (zawsze ze spinkami) i marynarce mężczyzna wygląda dostojnie. Zawsze o to dbał.
Był osobowością nieprzeciętną, o niezwykle żywej inteligencji, otwartości i nieskrępowanym upodobaniu do dowcipów, czym zjednywał sobie otoczenie i słuchaczy. Nie interesował się współczesną polityką. Niekiedy tylko żartował, że poznał Józefa Piłsudskiego, ponieważ urodził się 11 maja 1935 roku, czyli na dzień przed śmiercią Marszałka. Wcześniej, w czasach PRL przeciwstawiał się władzy komunistycznej i jak wielu duchownych był inwigilowany i aresztowany.
Obok Misji podejmował liczne akcje związane z szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego. Były one naznaczone ufnością i miłością do Jezusa oraz wiarą w słuszność działań na chwałę Boga. Na podstawie „Dzienniczka” św. siostry Faustyny opracował Godzinki do Miłosierdzia Bożego oraz litanię, której przymiotem uczynił Miłosierne Serce Jezusa. Zredagował ponadto modlitewnik: „Modlę się słowami Świętej Siostry Faustyny” (Apostolicum, 2011) oraz „Modlitewnik Misyjny. Jezu ufam Tobie” (Drukarnia Wojciech Lewicki, 2004) i bogaty zbiór materiałów misyjnych. Z jego inicjatywy i dzięki jego staraniom w 1998 roku ustanowione zostało, na mocy decyzji ks. bpa Stanisława Napierały, Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w Kaliszu - jedyne takie na świecie. Pięć lat wcześniej sprowadził do Kalisza obraz Jezusa Miłosiernego, tzw. drugi pierwowzór, namalowany przez Ludomira Sleńdzińskiego, według dyktanda bł. Michała Sopoćki. O jego pozyskanie walczył cztery lata, aż wreszcie otrzymał go od pierwszego (po bł. Michale Sopoćko) właściciela – ks. bpa Zbigniewa Kraszewskiego. Jego pomysłem było także sprowadzenie z Włoch kopii Całunu Turyńskiego w skali 1:1 i przywiezienie do kaliskiego klasztoru figury św. Andrzeja Boboli, która w jego zamyśle miała stanąć przy wjeździe do kościoła.


Modlitewna rozmowa ze świętymi
Znamiennym rysem duchowości o. Pałubickiego był kult świętych i umiejętność modlitewnej rozmowy z nimi. Twierdził, że jest to niewykorzystany potencjał i zwykł się obruszać, kiedy dostrzegał niedocenianie świętych w codziennym życiu. Opowiadał jak dla potrzeb misyjnych niezbędny był mu nowy samochód. Nie posiadał jednak żadnych środków na ten cel. Wpadł na pomysł, aby poprosić o pomoc św. Józefa. Po miesiącu odebrał telefon od Zenona Reise z informacją o prezencie w postaci Opla Vectry. Takich sytuacji było wiele. Nieustannie prosił orędowników w niebie o pomoc w trudnych sytuacjach życiowych i duchowych. I nigdy się nie zawiódł. Konsekwencją tej wielkiej ufności w obcowanie świętych było też pozyskanie dla klasztoru ojców jezuitów w Kaliszu relikwii św. Faustyny, bł. Michała Sopoćki i św. Jana Pawła II. Szczególnie cenił św. Faustynę i za jej przyczyną doświadczał nieprzeciętnych rozwiązań oraz spotkań. Na jej beatyfikacji w Rzymie poznał bratanka św. Faustyny - Janusza Kowalskiego. Pozostawał w przyjacielskich stosunkach z rodziną Świętej i udzielił wiatyku jej bratu. Przez lata miał także nieograniczony dostęp do domku rodzinnego siostry Faustyny w Głogowcu (posiadał osobisty komplet kluczy) i często celebrował tam Msze św.
Jako jezuita miał też niezwykły stosunek do św. Andrzeja Boboli. Jak wspominał, przez 10 lat toczył zmagania o ustanowienie tego świętego Patronem Polski, po czym podjął się realizacji filmu o Męczenniku Podlaskim, na który zebrał całość funduszy i w którym zagrał Świętego. Film „Duszochwat”, czyli łowca dusz, w reżyserii Krzysztofa Żurawskiego otrzymał I Nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmów w Niepokalanowie w 1999 roku, a następnie zainteresowała się nim Telewizja Polska i Program II TV wykupił prawa do emisji. Nie byłoby tego dzieła, gdyby nie przedsiębiorczość i pomysłowość o. Pałubickiego, a także jego ekonomiczny zmysł. Nigdy nie zbierał dla siebie – zawsze na cel głoszenia Miłosierdzia Bożego i na wyjazdy do miejsc naznaczonych obecnością świętych i oczywiście na Jasną Górę. Cały sercem kochał Matkę Bożą – był kapłanem na wskroś maryjnym. Błogosławieństwo, którego codziennie (nierzadko telefonicznie) udzielał swoim licznym znajomym i przyjaciołom, także mnie, zawsze kończył słowami: „niech Cię Pan Jezus błogosławi, a Matka Boża mocno przytuli do serca”. Był człowiekiem modlitwy. Codziennie obok Mszy św. (a nawet dwóch) i gorliwej modlitwy brewiarzowej, odmawiał Koronkę do Miłosierdzia Bożego (dwa razy w ciągu doby, o godz. 15.00 i o godz. 3.00 w nocy), Drogę krzyżową i obowiązkowo cały Różaniec. Zawsze znajdował czas na adorację Najświętszego Sakramentu. Miał też zwyczaj odmawiać Nowennę do Bożego Miłosierdzia według reguły 9 x 9, czyli nieprzerwanie przez 81 dni. Dzielił się, że dzięki niej doświadczył wiele łask i pokonał wiele pokus. Idąc za przykładem siostry Faustyny z uporem powtarzał, że godzina rozważania Męki Pańskiej więcej znaczy niż rok biczowania. Prowadził głębokie życie duchowe, spragniony nieustannie Bożej Miłości. Opowiadał mi, że kiedyś w kościele, na modlitwie, zwrócił się do Jezusa – „daj mi znak, jak bardzo mnie kochasz”. W odpowiedzi usłyszał w duszy: „Spójrz na krzyż, czy ci wystarczy?”. Słowa te bardzo go zawstydziły. Ta więź z Jezusem owocowała, m.in. postawą gorliwego szafarza Sakramentu Pokuty. Mawiał: „upadłeś – powstań”. Chcesz się wyspowiadać? „Miłosierdzie czynne całą dobę”. Spowiedź u o. Zdzisława była możliwa o każdej porze dnia i nocy. Za pokutę często zadawał wejście na swoją stronę internetową. I stąd rozniosła się pogłoska, że Ojciec spowiada przez Internet, co oczywiście nie było prawdą. Z zamiłowaniem śpiewał i nagrywał płyty, posiadał talent wokalny i mocny dźwięczny głos.


Twardy Kaszub znad morza
O. Zdzisław miał też swoje ludzkie słabości i upodobania. Był stanowczy, uparty i czasem apodyktyczny. Nie odpuszczał dopóki nie postawił na swoim i nie zrealizował zamierzonego celu lub pomysłu – twardy Kaszub znad morza. Ale też miał wielką wyrozumiałość dla ludzkich wad i słabości. Kierował się duchową zasadą – nigdy się nie cofać, nie wracać do przeszłości. Mówił: „tego już nie ma, ważne jest to, co jest teraz i co będzie miało wpływ na przyszłość”.
A po ludzku… Był wielkim smakoszem śliwek w czekoladzie i rodzynek. Chętnie przyjmował zaproszenia na spotkania towarzyskie z okazji imienin, uroczystości ślubów (zakonnych i małżeńskich) znajomych i przyjaciół. Święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc spędzaliśmy razem, podobnie jak wakacje. Razem jeździliśmy na ryby, choć nigdy nic nie złowiliśmy. Lepszy był w „łowieniu” ludzkich dusz. Poznałem całą jego rodzinę, ponieważ był człowiekiem niezwykle familijnym. Z przejęciem organizował spotkania rodzinne w Nakle nad Notecią, w Bydgoszczy lub w Szubinie na Kaszubach. Miałem okazję i zaszczyt wielokrotnie w nich uczestniczyć. Poznałem też dzięki niemu wiele osób, z którym się zaprzyjaźniłem, m.in. o. Jerzego Kasprzyka oraz kolegów z seminarium, a także grono jego uczniów z czasów, kiedy prowadził katechezy w Gdyni. Niezwykle wzruszająca była jego ostatnia wizyta w rodzinnym Nakle, jesienią 2018 roku. Dodać należy, że o. Zdzisław był Honorowym Obywatelem tego miasta. Pojechał tam na zaproszenie ks. Michała Adamczyka z parafii św. Wawrzyńca. Podczas niedzielnej Mszy św., po tym jak celebrans przedstawił o. Pałubickiego, rozległy się gromkie, spontaniczne owacje na stojąco. Zdawało się, że nie będą miały końca. Był to niezwykle wzruszający moment.
Podczas licznych wyjazdów, w których mu towarzyszyłem opowiadał o swoim życiu kapłańskim, duchowych doświadczeniach i dziełach Bożego Miłosierdzia (zawsze z nieograniczonym zaufaniem do moich umiejętności jako kierowcy). Dzięki niemu zachwyciłem się nabożeństwem do Miłosierdzia Bożego i koronką przekazaną przez Pana Jezusa siostrze Faustynie. To także dzięki jego pomocy mogłem wybrać się w życiową pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
Ojciec Zdzisław był bardzo troskliwy i opiekuńczy, służył wsparciem i dbał o mnie jak prawdziwy ojciec. Nigdy nie miałem takiego przyjaciela. Martwił się, gdy nie dzwoniłem. Czasem, kiedy było bardzo trudno, np. w pracy, Ojciec niespodziewanie telefonował i mówił: „czuję, że jest ciężko – pobłogosławię cię”. Na łożu śmierci zostawił mi duchowy testament i przekazał mi swój misjonarski krzyż, mówiąc z wielkim naciskiem: „Błogosław, błogosław ludzi tym krzyżem i przekaż im [wszystkim z otoczenia], że będę z nimi, ZAWSZE BĘDĘ Z NIMI. Alleluja i do przodu!”. Tak się pożegnaliśmy.
Poszedł na spotkanie z Jezusem Miłosiernym 15 lutego 2019 roku, w dzień imienin św. Faustyny, we wspomnienie bł. Michała Sopoćki i św. Klaudiusza de la Colombiere, jezuity, spowiednika św. Małgorzaty Alacoque. A zatem podróż do domu Ojca odbył w towarzystwie wielkich czcicieli Bożego Miłosierdzia, z którymi był zaprzyjaźniony przez całe życie. Kiedy o nim myślę, nieustannie czując jego obecność, jestem Bogu wdzięczny za to, że obdarował mnie wspaniałym kierownikiem duchowym i przyjacielem - ojcem Zdzichem – Bożym szaleńcem, któremu Bóg kiedyś powiedział: „Kocham cię. Jesteś drań, ale nie mogę przestać cię kochać, bo przestałbym być Bogiem” (Z. Pałubicki, „Miłosierdzie Boże na drodze mojego życia”). Ojcze, dziękuję!

 

Arkadiusz Adamiec, III Zakon św. Franciszka
Wspomnienia spisała Małgorzata Bańkowska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!