Matka niewidomych
Dziełem życia matki Róży Czackiej był ośrodek dla niewidomych w Laskach utworzony przez nią w 1921 roku. Choć sama była niewidoma to całe swoje życie poświęciła służbie bliźnim. Przez wiele lat w tym dziele pomagał jej ks. Stefan Wyszyński.
12 września kard. Stefan Wyszyński i matka Róża Czacka zostaną wyniesieni na ołtarze w świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. - Wspólna beatyfikacja tych postaci nie jest kwestią przypadku, bo ich drogi przecinały się przez 40 lat - powiedział kard. Kazimierz Nycz.
13 kilometrów piechotą
Dzisiaj, żeby dotrzeć do zakładu niewidomych w Laskach wystarczy wsiąść w podmiejski autobus z Warszawy i przejść kilkaset metrów. Jednak gdy w 1921 roku Antoni Daszewski, ziemianin z Lubelszczyzny, ofiarował Róży Czackiej pięć morgów piaszczystej ziemi na skraju Puszczy Kampinowskiej, wszędzie było stamtąd daleko. – Dzięki zaangażowaniu Antoniego Marylskiego powstały tam pierwsze domy tworzące przyszły ośrodek w Laskach. Wówczas były to dalekie peryferie, nie było nawet drogi utwardzonej. O stworzenie jej matka Czacka poprosiła lokalnych gospodarzy. Z Warszawy dojechać komunikacją można było do Powązek. Dalej – na własnych nogach. Matka wielokrotnie tak chodziła. Potem funkcjonowała tzw. furka. Na tej furze, na zmianę z panem Marylskim jeździła często ze zlewkami dla zakładowej trzody chlewnej – opowiadała s. Radosława Podgórska w wywiadzie dla KAI.
A przecież jej życie mogło potoczyć się inaczej, ponieważ pochodziła z arystokratycznego rodu herbu Świnka. Urodziła się 22 października 1876 roku w Białej Cerkwi (obecnie Ukraina), jako szóste z siedmiorga dzieci Zofii i Feliksa Czackich. W 1882 roku rodzina Czackich przeniosła się do Warszawy. Róża była dzieckiem wrażliwym i nieśmiałym. Bardzo ważną osobą w życiu Róży była babcia Pelagia z Sapiehów Czacka. To jej w dużej mierze zawdzięczała wychowanie patriotyczne i religijne. Uczyła się czytać na jej kolanach, z francuskiego egzemplarza książki „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Była to książka, która towarzyszyła jej przez całe życie.
Wzroku pani nie odzyska
Od dzieciństwa miała problemy ze wzrokiem. Do ostatecznej jego utraty przyczynił się niefortunny upadek z konia. Operacje, leczenie i rehabilitacja nic nie pomagały. Nie było łatwo z tym się pogodzić młodej, 20–letniej dziewczynie i jej rodzinie. Kilka lat później w 1898 roku, gdy planowana była kolejna operacja, Róża usłyszała od lekarza: „Wzroku pani nie odzyska, gdyż jest bezpowrotnie stracony. Wszelkie dalsze starania i zabiegi już nic nie dadzą. Zamiast tego niech pani pomyśli raczej o zajęciu się losem 18 tysięcy niewidomych w Królestwie Polskim, o których do tej pory nikt się nie zatroszczył”. Wtedy na trzy dni zamknęła się w pokoju i podjęła decyzję, która zaprowadziła ją do ofiarowania swojego życia niewidomym. Przygotowywała się do tego zadania przez 10 lat. Po śmierci ojca w 1909 roku zyskała samodzielność finansową i zdecydowała się cały swój majątek przeznaczyć na pomoc niewidomym. Dzięki wielkiej determinacji w 1910 roku otworzyła pierwszy dom dla grupy niewidomych dziewcząt w Warszawie, a rok później założyła w Warszawie Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi.
Franciszkański habit
Na tym jednak nie poprzestała, była bowiem przekonana, że to nie wystarczy, że wezwana jest do czegoś jeszcze większego, czego owocem było powołanie do życia Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. W maju 1918 roku przyjęła franciszkański habit i została siostrą Elżbietą. Pod jej adresem kierowane były niezbyt miłe uwagi, nawet tego typu, że „zachciało się ślepej babie zakon zakładać”, ale ona szła dalej i 1 grudnia 1918 roku zaczęło istnieć założone przez nią Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Jego charyzmatem stała się służba ludziom niewidomym i wynagradzanie za duchową ślepotę świata.
Dziełem jej życia był ośrodek w Laskach utworzony, jak wcześniej wspomniałam, w 1921 roku. Dzięki ogromnej pracy, wielkiemu samozaparciu i głębokiej wierze, niewidoma zakonnica stworzyła w Lasach najnowocześniejsze w Polsce centrum pomocy niewidomym. Powstało materialne i duchowe centrum wspomagające ludzi niedowidzących i niewidomych. Było to także miejsce franciszkańskiej duchowości, które przyciągało ludzi poszukujących, miejsce, gdzie cierpienie spowodowane brakiem wzroku, przyjmowane jest z męstwem i pogodą, gdzie na równych prawach współpracują ze sobą osoby niewidome, pracownicy świeccy i siostry zakonne. Obecnie w ośrodku przygotowuje się do samodzielnego życia ponad 250 uczniów z całej Polski. Zespół specjalistów Wczesnego Wspomagania Rozwoju Niewidomego Dziecka udziela profesjonalnej pomocy ponad 40 dzieciom i ich rodzinom.
Matka i Prymas
To właśnie w Laskach matka Czacka poznała przyszłego Prymasa Polski. Ks. Stefan Wyszyński miał wówczas 25 lat, był zaledwie dwa lata po święceniach kapłańskich. Pięćdziesięcioletnia matka Elżbieta Czacka tworzyła miejsce stałego pobytu dla niewidomych. Potem ks. Wyszyński był kapelanem w Laskach w czasie II wojny światowej (więcej na ten temat na str. 38 - 39). Opuścił zakład w marcu 1945 roku, ale przyjaźń, pełna matczynej troski ze strony matki i oddania ze strony kapłana, trwała aż do śmierci założycielki Lasek, czyli 15 maja 1961 roku.
Zachowało się 65 listów i kartek, które wysyłali do siebie jako dowody duchowej troski. Listy ks. Wyszyńskiego, a potem biskupa, prymasa i kardynała, są przede wszystkim zapisem ufności w modlitwę wstawienniczą matki Czackiej, sióstr franciszkanek i niewidomych w Laskach. Każdy niemal list jest powierzeniem się modlitwie mieszkańców Lasek z matką na czele. Każdy jest też dowodem na jego pamięć o sprawach Lasek. Nie ma w listach narzekania, ani na choroby, niedomagania i trudności, z którymi oboje na co dzień się mierzyli.
Kard. Stefan Wyszyński towarzyszył matce Czackiej w ostatnich dniach przed śmiercią. 4 maja 1961 roku, gdy jej stan bardzo się pogorszył, przyjechał do Lasek, aby odprawić Mszę św. Wtedy też udzielił jej odpustu zupełnego na godzinę śmierci. Osiem dni później, gdy rozpoczęła się agonia, przyjechał do niej znowu, a dwa dni później, 14 maja, gdy matka była już nieprzytomna, przyjechał do Lasek, będąc w podróży z Warszawy do Gniezna. Modlił się przy niej i błogosławił. 15 maja otrzymał wiadomość o jej śmierci. 19 maja wziął udział w pogrzebie.
Cudownie uzdrowiona
Matka Czacka zmarła w opinii świętości. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1987 roku. W październiku 2020 roku papież Franciszek zatwierdził cud za jej wstawiennictwem, który wydarzył się dziesięć lat wcześniej i związany był z ciężkim wypadkiem 10-letniej wówczas dziewczynki.
Zdarzenie miało miejsce 31 sierpnia 2010 roku w okolicy Łomży. - Dziecko bawiło się na huśtawce z bali sosnowych. Bal podtrzymujący całą konstrukcję pękł, przygniatając dziewczynce lewą część twarzoczaszki. Była w ciężkim stanie, w głębokiej śpiączce. Lekarze nie dawali wielkiej nadziei. Uszkodzenia były tak duże, iż spodziewali się, że dziecko jeśli nie umrze, pozostanie w stanie wegetatywnym lub będzie miało poważne uszkodzenia, m.in. wzroku i słuchu. Tymczasem już 13 września nastąpił przełom i dziewczynka zaczęła szybko odzyskiwać wszystkie władze. Po 62 dniach leczenia na własnych nogach wyszła ze szpitala. Jest całkowicie zdrowa, choć na zdjęciach rentgenowskich widać ślady wypadku, które mogłyby wskazywać na trwałe uszkodzenia i niesprawność. W dniu wypadku mama dziewczynki, która jest bratową jednej z naszych sióstr, zadzwoniła z płaczem i z prośbą o modlitwę. Modliło się całe zgromadzenie za wstawiennictwem matki Czackiej - tak o cudzie opowiada s. Radosława Podgórska.
Ewa Kotowska - Rasiak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!