TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 19:14
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Mamuty wyginęły mamutowce nie

Mamuty wyginęły mamutowce nie

mamuty

Patrzę na te sekwoje i myślę, że z nimi to jest trochę tak jak z naszymi siatkarzami: nie atakują jak Bułgarzy, nie blokują jak Rosjanie, nie serwują jak Włosi i nie bronią jak Japończycy, ale za to mają wielkie serce do gry i, jak dla mnie, są po prostu najlepsi na świecie i mam nadzieję, że potwierdzą to w Londynie. Sekwoje zaś, a te które oglądam nazywają się dokładnie mamutowce olbrzymie, nie mogą się poszczycić mianem najstarszych drzew na świecie, bo przynajmniej jeden inny gatunek żyje dłużej, jeszcze inny gatunek drzew osiąga większą średnicę u podstawy, a ze trzy inne gatunki są wyższe. Ale żadne inne nie jest większe w swojej masie! I dlatego mogę śmiało zachwycić się, bo oto stoję przed największym drzewem świata. 

Generał Sherman (9 m średnicy i 84 m wysokości), bo tak się ten mamutowiec nazywa, nie jest już młodzieniaszkiem, wręcz przeciwnie. Gdyby potrafił mówić ludzkim głosem (bo pewnie jakimś tam swoim szumem gałęzi i szelestem liści przemawia), to parafrazując słowa Pana Jezusa o Abrahamie mógłby powiedzieć: „Nim Jezus przyszedł na świat, ja jestem”. I nie skłamałby, bo jego wiek jest szacowany na 2200 lat i nie ma tu raczej mowy o błędach w stylu Dionizjusza Małego, który o parę lat się pomylił określając rok urodzenia naszego Pana. Potęga! To chyba jedyne słowo, jakie przychodzi na myśl. Największy na świecie, 2200 lat i ciągle żyje! Każdego roku wzrasta na tyle, że z „ciała”, którego mu przybywa powstałoby całkiem przyzwoite drzewko w normalnych proporcjach o wysokości ponad 18 metrów! Cóż jeszcze? Gdyby go ściąć i wykorzystać do budowy drewnianych domów średniej wielkości to wyszłoby ich z 85... Potęga!

Ktoś może zapytać, gdzie się takie „drzewka” znajdują i odpowiedź jest bardzo prosta, bo rosną one tylko w jednym miejscu na świecie: w masywie Sierra Nevada i to głównie na wysokości pomiędzy 1500 a 2100 m n.p.m. Rzeczony masyw znajduje się zaś w Kalifornii. 

Ponownie na Zachodzie

Jeszcze jedno uzasadnione pytanie może się pojawić: a skąd ty się tam, Klimku, w tej Kalifornii wziąłeś? Krótko mówiąc, burzowa pogoda przegoniła nas z Arizony, gdzie moi przyjaciele chcieli zobaczyć Grand Canyon, więc żeby nie marnować czasu na złą pogodę, a taka się zapowiadała na kolejnych kilka dni, przetransportowaliśmy się do Kalifornii odgrażając się Wielkiemu Kanionowi, że my tam jeszcze wrócimy i o tym napiszę Wam za dwa tygodnie. A odpowiedź nieco bardziej wyjaśniająca mój pobyt na zachodzie Stanów: jak co roku przebywając w Nowym Jorku staram się poznać nowe miejsca w USA, bo skoro jest się już na tej drugiej półkuli to szkoda nie wykorzystać okazji. W tym roku dołączyło do mnie dwóch przyjaciół, kapłanów jak ja, którzy bardzo pragnęli poznać wspaniałe Parki Natury i ja chętnie się zgodziłem, aby pokazać im miejsca poznane w roku ubiegłym, które opisywałem na łamach „Opiekuna”. Miałem tylko małą nadzieję, że oprócz miejsc, które już widziałem, uda się dorzucić coś nowego. I właśnie Park Narodowy Sequoia jest takim nowym miejscem i nowym przeżyciem. Jeszcze krótka dygresja. W ubiegłym roku zwiedzając Parki Narodowe na pograniczu Utah i Arizony szybko obliczyłem, że bardziej mi się opłaci wykupić roczny pass do wszystkich parków, niż płacić za wstęp do każdego z osobna. Ponieważ wówczas w cztery dni objechałem całkiem sporo, więc już wtedy rzecz była opłacalna. Ale, wierzcie mi, absolutnie nie spodziewałem się, że ta przepustka jeszcze kiedyś mi posłuży, a tymczasem... Kolejny raz przekonałem się, że życie, ach tam, życie! Że Pan Bóg nas zaskakuje, że Pan Bóg ma dla nas takie niespodzianki, że „nigdy nie mów nigdy”. Grzechowi i szatanowi należy mówić „nigdy”, choć i tu proza życia uczy, że rację ma Święty Paweł upominający: ,,kto stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Ale wracamy do naszych „drzewek”.

Trochę poezji

Drzewka, czyli mamutowce, prowokują do wielu refleksji. Choć mój stosunek do naszej noblistki Wisławy Szymborskiej jest naznaczony wewnętrzną sprzecznością, bo brak mi spójności pomiędzy niektórymi genialnymi wierszami a tzw. wymową biografii, to jednak w tym miejscu, stojąc pośród tych olbrzymów, jej wierszyk „Sto pociech” kołata mi się po głowie:

Zachciało mu się szczęścia,

zachciało mu się prawdy,

zachciało mu się wieczności,

patrzcie go! (...)

Tylko tak dalej, dalej choć przez chwilę,

bodaj przez mgnienie 

galaktyki małej!

Niechby się wreszcie 

z grubsza okazało,

czym będzie, skoro jest.

A jest - zawzięty.

Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo.

Z tym kółkiem w nosie, 

w tej todze, w tym swetrze.

Sto pociech, bądź co bądź.

Niebożę.

Istny człowiek.

Ale jak się dłużej zastanowić, to się dochodzi do wniosku, że chyba jeszcze lepiej ujął to Psalmista pytając: 

„Kimże jest człowiek, że o nim pamiętasz, 

i kim syn człowieczy, że jesteś z nim

 

Rzeczywiście, mierząc się z tymi olbrzymimi, długowiecznymi bytami żyjącymi, wydaje się być tylko chwilą i słabością i ulotnością. Może właśnie dlatego nie robię sobie zdjęć na tle Generała Shermana? Nie! Nie dlatego, nigdzie sobie nie robię zdjęć. Po co psuć tak piękny widok? Ale właśnie w tej własnej kruchości i ulotności doskonale się czuję w bezpiecznych rękach Boga. 

I jeszcze jedna refleksja rodzi się u stóp tych wielkich drzew. Jak wspomniałem wcześniej, rosną one tylko w jednym miejscu na świecie i bardzo ważne jest dla nich środowisko, w którym wzrastają: ziemia, deszcz, temperatura... Dość powiedzieć, że jeżeli zasiać ziarenko takiej sekwoi w nieodpowiednim dla niej środowisku, to po stu latach grubość jej pnia nie będzie większa od monety ćwierćdolarowej. A my się dziwimy, że w niektórych środowiskach tak ciężko zasiać wiarę. Trzeba nam się od sekwoi uczyć...

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek


Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!