TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 14:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Lekcja stanu wojennego

Lekcja stanu wojennego

 Kolejna, okrągła rocznica wprowadzenia stanu wojennego powinna nas poprowadzić do poważnej refleksji nad znaczeniem suwerenności i podmiotowości naszej Ojczyzny.

Zanim nadejdą radosne Święta musimy jeszcze przeżyć smutną, ale ważną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w naszej Ojczyźnie. To już 30 lat. Przyznam się, że jako dwunastoletni wówczas chłopiec cieszyłem się, że nie muszę iść do szkoły i byłem bardzo podekscytowany, kiedy rano, nieraz przed 6.00, wychodziliśmy z domu na roraty. Jeszcze trwała godzina policyjna! Czy mogą nas zaaresztować? – zastanawiałem się wówczas. Ale pamiętam też smutek w moim domu, zaniepokojone twarze moich rodziców. Pamiętam też, jak bardzo nas wówczas straszono. Że Rosjanie wjadą i czołgami rozjadą Solidarność i wrogów systemu. Że będą strajki. Że zabraknie węgla. Że za chwilę wyłączą prąd. Że zabraknie jedzenia. Że znaleziono arsenały broni. Że jest niebezpiecznie. Że będzie wojna. Właśnie, aby przed tym wszystkim nas „uchronić” wprowadzono stan wojenny, ograniczono naszą wolność. Chyba udało im się wmówić nam te wszystkie niebezpieczeństwa, bo naród gładko przełknął tę pigułkę, bez większych protestów. Trudno było, ale przeżyliśmy. Przeczytałem gdzieś, że właśnie wtedy szukało się oparcia przede wszystkim w rodzinie, i tamte trudne lata zaowocowały największą liczbą urodzeń od czasów powojennych. Wtedy odnajdywaliśmy też oparcie w Bogu i w Kościele.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dzisiaj przeżywamy swoiste deja vu. Znowu nas się straszy, że stanie się coś strasznego, że będzie kataklizm. Tym razem nie ma mowy o rosyjskich tankach, czy pustych półkach. Tym razem kataklizmem ma być rozpad Unii Europejskiej, do którego w żadnym wypadku – tak nam mówią – nie wolno dopuścić. Dlatego trzeba ratować... banki (!), bo to o nie chodzi bardziej niż o Grecję. Procedura jest następująca: trzeba ograniczyć własną wolność i suwerenność i przekazać uprawnienia do kontroli budżetów z demokratycznie wybieranych parlamentów narodowych do biurokratycznie umocowanych i właściwie niekontrolowanych urzędów w Brukseli. Zaciśnijmy pasa, pracujmy za mniej i płaćmy więcej podatków, a nasi wspaniali biurokraci nas uratują z błogosławieństwem Bundestagu, którego przemożnej opieki doprasza się nasz minister spraw zagranicznych. I to ma być droga do sukcesu?

A może jednak, podobnie jak 30 lat temu, spróbujemy poszukać oparcia w rodzinie i w Panu Bogu?

 

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!