TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 13:08
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Leczył rany zbolałych serc

Leczył rany zbolałych serc

Świętość jest zawsze adekwatna do potrzeb czasów, w których rozkwita. Również potem, kiedy zostanie przez Kościół rozpoznana i urzędowo zaakceptowana, nosi wszystkie znamiona oczywistości.

Najtrudniej rozpoznać ją i jej nosiciela wtedy, kiedy ona się staje. Iluż spośród świętych pozostawało za życia nierozpoznanych, nawet nieakceptowanych, ba, nawet sprawiających wspólnotom i jej przełożonym kłopoty w tolerowaniu ich odmienności. Niekiedy szybciej od współbraci w tej samej wierze, rozpoznają dary Ducha i znamię świętości przeciwnicy.
Paradoksalnie — niekiedy świętość mocniej razi złych niż pociąga dobrych. Ale jeszcze częściej, dla współczesnych jest pewnego rodzaju zawstydzeniem. „Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć, lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości” (Jan Paweł II, Tarnów 10 VI 1987). Czy to wskazanie nie odnosi się do nas, zwłaszcza tych. którzyśmy żyli współcześnie w czasach dojrzewania w świętości i do męczeństwa sługi Bożego ks. Jerzego? Parafrazując Psalm 20, to były czasy kiedy wielu zaufało albo i ulękło się rydwanów i jeźdźców, a jego siłą stało się imię Boga, naszego Pana. I po niewielu nawet latach sprawdziło się zapewnienie psalmisty: Tamci zachwiali się i upadli, a on, choć fizycznie pokonany - zwyciężył. Męczennik! Świadomie i dobrowolnie przyjmujący śmierć za wiarę. Taka zdolność nie wyrasta na zawołanie. Nie rodzi się dopiero w momencie kiedy oprawcy zadają ostateczny cios. Nie rodzi się ani z ludzkiej niezłomności ani z żadnego z humanistycznych ideałów. Pewnie, przynajmniej od jakiegoś momentu, znał łagodne, a wymagające podpowiedzi Syracha: ,,Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie. Przylgnij do Niego, a nie odstępuj, abyś był wywyższony w ostatnim twym dniu”. On dorastał do tego poprzez dziecięce zafascynowanie Panem Jezusem i Jego męką. Sam po latach wspominał, że kiedy w latach dziecięcych wbił sobie gwóźdź w rękę, pomyślał wtedy, że taka samą ranę miał Chrystus Ukrzyżowany. Lukrowanie przeszłości, budujące opowieści... Nie! Pan Jezus wziął go za słowo. Prawie dosłownie. Umierał w piątek, tyle że w wieczór dnia Chrystusowej męki i śmierci. Prześladowcy, dzięki informatorom wiedzieli gdzie na niego zaczaić się z kijami. Też zabrali go nocą, podstępnie. Siłą. Obezwładnili. Skrępowali sznurami jak Jezusa. Tyle, że go już chyba nie przesłuchiwali i nie prowadzili przed władców by tłumaczyć - kim jesteś, dlaczego to czynisz - bo już wcześniej z mocodawcami wydali wyrok. Też go bili. Tyle, że może nowszymi sposobami. Jego droga ku śmierci była dłuższa niż ta po ulicach Jerozolimy. Ale też znaczona upadkami, kiedy bez sił leżał powalony na ziemię. Nikt mu nie towarzyszy ani nawet nie widział jego drogi ku wiślanej golgocie. I jak Chrystusa, zabili go poza miastem. Nad jego grobem zamknęła się pieczęć wody. Na trochę dłużej aniżeli na trzy dni. I też wszyscy pytali: gdzie go złożono...

Posyła mnie Bóg
Zanim zalśni blask męczeństwa Opatrzność, wykorzystując nieraz wręcz karkołomne sytuacje, daje okazję do przygotowania się na czasy, które nadchodzą. Wstąpienie do seminarium to była uprzednia zgoda na przesunięcie do wtórnej kategorii społecznej – seminarium, studia nie uznawane za wyższe, bycie księdzem - wejście w kategorię ludzi bez praw społecznych. Późną jesienią roku 1965, roku, w którym (ks. Popiełuszko – przyp. red.) wstąpił do seminarium warszawskiego rozpętała się nagonka na Kościół, a głównie na Prymasa Wyszyńskiego za orędzie milenijne do biskupów niemieckich. Oprócz wieców w zakładach i potępień w mediach, już całkiem dobrowolne bluzgi na ulicach na widok kleryków i duchowieństwa: zachciało się wam hitlerowcom przebaczać. Pod względem formy -jak dzisiaj, tylko całkiem niezasłużenie. Zaraz potem służba wojskowa obliczona jeśli nie na rezygnację z dalszego pobytu w seminarium to na rozpoznanie z kim będzie w przyszłości do czynienia - jakie ma nałogi, jakie słabości, jakie poglądy na naukę Kościoła, czy poważnie traktuje swoje powołanie. I testowanie - odda różaniec, zdejmie medalik, schowa się ze swoją modlitwą. Alumn-szeregowiec Popiełuszko otrzymywał kary za modlitwę na różańcu. Ale nie sposób nie zauważyć, iż nie wszyscy byli tam prześladowani; że można było ustawić się tak dyskretnie, w języku klerykalnym stosuje się na to określenie - roztropnie - ze swoimi praktykami, aby przejść przez dwuletnią służbę bezboleśnie... Pewnie świadomie, choć nie bez odrobiny patosu zwykłego w takim momencie, umieścił na swoim obrazku prymicyjnym parafrazę z proroctwa Izajasza: „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”. Pozwolił mu Bóg posmakować dosłowności każdego z elementów tego wczesnokapłańskiego manifestu.
Funkcja rezydenta przy wybranym przez niego samego kościele św. Stanisława na Żoliborzu, była piątą funkcją w jego ośmioletniej posłudze kapłańskiej. I była to pochodna jego stanu zdrowia. Czy dochodziły do niego opinie pryncypialnych kolegów, iż z tego powodu inni muszą za niego pracować? Faktem jest, iż zmiany miejsc pracy dokonywały się poza zwykłymi terminami przenosin. Czy łatwo było mu interpretować takie decyzje przełożonych i doszukiwać się tego, co zakładał w prymicyjnym uniesieniu - iż to Bóg tam posyła? Za którymś razem ruszyło go. W dniu nietypowych, pod koniec maja, przenosin, proboszcza akurat nie było na plebanii. Nie czekał na niego ani go nie szukał. Położył klucze na stole i wyjechał. Bez pożegnania... Cztery lata dojrzewał do tego, żeby przyjechać i powiedzieć proboszczowi „przepraszam”. Dojrzał - jak sam mówił przez to czego w swoich żoliborskich kazaniach nauczał innych: „Mówię ludziom o miłości bliźniego, o przebaczeniu, a sam mam zadawnione konflikty, swoich spraw nie załatwiłem do końca, chciałbym to naprawić”.

„Przypadkowy” wybór
Po ośmiu latach od święceń (ks. Popiełuszko – przyp. red.) został rezydentem. Rezydent to na ogół ktoś, kto w zależności od nastawienia swego tytułu i stanu jest do wszystkiego albo do niczego. W zależności od tego czy uwierzył, że przysłał go tutaj Pan czy jest ofiarą przełożonych, potrafi niemal wszystko kwitować stwierdzeniem - to nie mój obowiązek, albo też dostrzegać, szukać, podejmować to co nie jest niczyim obowiązkiem, do czego nieraz nie wiadomo jak się zabrać i co przyniesie.
Dzisiaj, po fakcie, wszystko układa się nam w logiczną całość. Że właśnie ktoś taki jak On, w przedpołudnie pamiętnej niedzieli 31 sierpnia 1980 roku wrócił z konfesjonału do zakrystii żoliborskiego kościoła, w której akurat kapelan Prymasa szukał chętnego do pójścia do strajkujących pracowników „Huty Warszawa”. Etatowy wikariusz parafii akurat ubierał się do Mszy parafialnej. Ks. Jerzy spontanicznie zaoferował swoją gotowość. Patrząc wtedy - nic nadzwyczajnego, zbieg okoliczności, przypadek... Ktoś nie może, ktoś musi, a jeszcze lepiej kiedy chce... Czy jednak dzisiaj nie trzeba zadumać się nad tym „przypadkiem”, który w nowo - mowie określany jest powiedzeniem „właściwy człowiek we właściwym miejscu i właściwym czasie”, a co mniej nowocześnie, prości katolicy od wieków kwitowali sentencją: „Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach życia”. Oto po 35 latach indoktrynacji ateistycznej, polska rewolucja z sierpnia 1980 r. spontanicznie, niemal instynktownie oparła się na racjach moralnych i religijnych, a nie na „normalnym” francuskim czy bolszewickim wzorze rewolucyjnego wyrzynania przeciwników. To właśnie on, nie jedyny, choć najbardziej w tym konsekwentny, wszedł najdosłowniej w świat pracy, nie tylko do zakładu, ale między ludzi. I tak jak pragnął - głosił Ewangelię najpierw najdosłowniej pomiędzy warsztatami ludzkiej pracy, a później - dosłownie jak według prymicyjnego wezwania „leczył rany zbolałych serc” towarzysząc pokrzywdzonym w stanie wojennym. Udało mu się to, a nawet więcej, co biskup jego święceń już tylko wspominał z przedwojennych czasów. Chociaż wybór jego osoby wyglądał na zupełny przypadek. Ani on działacz, ani chociaż studiujący naukę społeczną, a tacy już wtedy byli.
Wybrany z ogólnego polecenia Księdza Prymasa, a zatem żadne charyzmatyczne oświecenie, rezydent, który imał się wszystkiego, a jego obecność na Żoliborzu była co najmniej efektem zakłopotania, co z nim zrobić aniżeli - do czego go skierować... Siłą rzeczy raczej nasuwa się porównanie z początkowymi losami Dawida, którego z zawstydzeniem przywołano jako ostatniego, i nikt racjonalnie myślący nie odważyłby się wtedy uważać go godnego wystąpić przeciwko komunistycznemu Filistynowi... I Pawłowe: Bóg wybrał głupich tego świata... I jeszcze mała glossa do tego „przypadkowego” wyboru w żoliborskiej zakrystii. Ten ksiądz, któremu pierwszemu zaproponowano pójście do Huty, a który wtedy ubierał się do Mszy parafialnej, według dokumentacji zachowanej w IPN to TW „Rolando” zwerbowany do współpracy z SB jeszcze jako alumn w 1964 i ponownie jako TW „Poeta” jesienią 1978... Jak wyglądałaby ta historia, gdyby w układaniu grafiku zajęć księży na niedzielę 31 sierpnia 1980 Opatrzność palców nie maczała... To nie jest tak, że wola Boża to tak jak dla innych - zapisane w gwiazdach losy, przeznaczenie - i wystarczy być bezwolnym, aby dać się prowadzić Duchowi Bożemu. Bo nawet Pan Jezus, pełen Ducha - był kuszony... Przedziwnie przeplata się ludzka aktywność, ludzka odpowiedzialność i ostateczne plany Boga, w których nawet pomysły Jego osobistych nieprzyjaciół spełniają swoją opatrznościowa rolę. Decyzje władzy duchownej, którą nieraz postrzega się tylko jako administrację, zarządzanie zza biurka bogatsze od zwykłej biurokracji o znak krzyża na odcisku pieczęci na dekrecie, potrafią posłusznemu im, mimo subiektywnie negatywnych odczuć przybliżać do spełniania roli jakiej pewnie nikt nigdy by dla siebie nie wymyślił. Przecież nikt wtedy nie mówił mu, ani on sam pewnie nie miał iluminacji - od tej chwili wszedłeś na drogę świadectwa męczeństwa, a zakończysz ją za 30 lat, 6 czerwca jako błogosławiony. Mógł pójść, odprawić, wrócić, zaliczyć epizod bohaterskiej posługi strajkującym, mógł zapomnieć o tej niedzieli, siedzieć spijać kawkę, albo i coś mocniejszego, łazić po kominkach i mówić sobie albo innym sfrustrowanym, co ja bym zrobił gdyby się na mnie poznali...

W służbie Kościołowi
Tam gdzie nie bardzo było wiadomo co ma robić, otworzyło się dlań niezmierzone pole działania. „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię...” Bóg scedował to na ludzi, którzy zapraszali go na strajki, aby - nawet przegrywając - mieć oparcie w Bogu i Kościele. Chociaż wielu z nich dawno już o takim wsparciu zapomniało albo i nie miało pojęcia i ze zdumieniem i radością odkrywało wielkość katolickich sakramentów. Duszpasterstwo strajkowe... Polski wynalazek nie przewidziany przez najtęższych pastoralistów.. Łza się w oku kręci...
A potem to już tylko jego szukano. Żeby z comiesięcznej Mszy za Ojczyznę wyjść z ładunkiem nadziei, a bez nienawiści za upokorzenie stanem wojennym. Szukali go - nie za to jak mówił, ale co mówił. Czytał kazania, ale swoje, z którymi się utożsamiał. Słuchali go, choć nie były to porywające oratorsko, emocjonalnie teksty, ale racje drążące umysł, oczyszczające ducha. Prawdziwe. Był narzędziem Pana i nie przysłaniał Go sobą.
Chociaż po ludzku biorąc, mógł momentami dostać zawrotu głowy. Bo kogóż to zapraszał na te Msze i któż tam się - za jego, chłopaka z Suchowoli - przyzwoleniem nie pokazywał. Gwiazdy aktorstwa, polityki, opozycji, nauki, masoni i Żydzi, ekskomuniści i katoliccy związkowcy. Wielu w służbie Kościołowi, a wszyscy w poczuciu utożsamiania się z nim, pewni duchowego i nie tylko takiego oparcia. Nikt przeciwko niemu...
Nostalgia? Znak zapytania czy - w świetle tego co dzisiaj - warto było? Czy nasz błogosławiony nie pomylił się wtedy i nie za szeroko otworzył drzwi? Nie nic z tych rzeczy lecz podziw, że rozpoznał czas i potrzeby i uruchomił skarby Kościoła. Dokładnie choć bez wielkiego zadęcia: Posyła mnie teraz Bóg, abym głosił Ewangelię tym, którzy teraz potrzebują lekarza serc... c.d.n.

Pierwsza część konferencji wygłoszonej przez ks. Antoniego Ponińskiego
podczas Dnia Świętości Kapłańskiej

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!