TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 23:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kwestia wiary

Kwestia wiary

Czternaste okrążenie, kierunek wciąż lewostronny. Agnieszce zaczyna kręcić się w głowie. Nie puszczam jej ręki. Uścisk ani na chwilę nie słabnie. W rytmie muzyki suniemy po lodzie, czujemy się jakby w biegu i tańcu jednocześnie. 

- Puść moją rękę – mówi Aga. Ma już dość, chce sama nieco poszaleć.

- Nieee! – jeszcze bardziej zaciskam dłoń. 

Sama nie potrafię. Gdy jadę z kimś, bez problemu utrzymuję równowagę, odpycham się, nie muszę co chwilę łapać barierki. Kiedy jestem sama, natychmiast boję się poruszyć. Momentalnie tracę zdolność poruszania. Modlę się o to, żeby jak najszybciej dotrzeć do bandy i żeby nikt na mnie nie wpadł. Agnieszka woła o pomstę do nieba i nie mieści jej się w głowie, że w zasadzie jeżdżę na tyle dobrze, by nikogo ani niczego się nie trzymać, a jednak czegoś się boję. 

Owszem, paraliżuje mnie strach. Nie mam pojęcia przed czym. 

Obok nas podjeżdża Rafał. Wyciąga do mnie rękę i mówi:

- Chodź, teraz ze mną zrobisz parę kółek – ma minę, jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem –  Aga, zmienię cię.

Puściłam ją, a po setnej sekundy już trzymałam Rafała. Ktoś ogłosił przez mikrofon, że następuje zmiana kierunku jazdy. Mój towarzysz-instruktor nie pozwolił mi się zatrzymać, ale zrobił to sam, a mną zrobił obrót. Wystraszyłam się, naprężyłam każdy możliwy mięsień i postarałam się nie krzyknąć. Poczułam zimny pot. Jechaliśmy dalej, szło coraz lepiej i nagle puścił moją rękę i odjechał parę metrów dalej. Zatrzymałam się. Nie mogłam się ruszyć, bo oczyma wyobraźni widziałam, jak głowa odbija się o lód i że ktoś przejedzie mnie łyżwą. Powolutku, oglądając się raz w prawo, raz w lewo, dotarłam do bandy. Przyssałam się do niej jak glonojad do szyby akwarium. 

- No jedź! Przecież umiesz. Ze mną dobrze ci idzie, to sama też na pewno dasz radę. – przekonywała koleżanka.

- Nieee. – przysięgłam sobie, że odjadę od tej bandy tylko wtedy, gdy ktoś mnie będzie asekurował. Mój strach zaczął być nieznośny. 

Rafał zrobił ze mną raptem dwa kółeczka i pojechał szaleć sam. Agnieszka zlitowała się i znów wyciągnęła jakże pomocną i konieczną dłoń. Z drugiej strony przyjechał Adam i także mnie przytrzymał. Miałam opiekę z obu stron. W pewnym momencie zahaczyłam czubkami łyżew o lód i nie było ratunku. Żeby nie przewrócić dodatkowo Agi i Adama, puściłam się i rąbnęłam kolanami w twardą niczym beton taflę. Tak bardzo się śmiałam, że nie mogłam wstać. Wtedy Adam złapał mnie za ręce jak dziecko, postawił i rozkazał:

- Jedziemy dalej! Już, nie płaczemy, nie użalamy się nad sobą! 

To były łzy śmiechu. Oprócz siniaka na kolanie nic więcej się nie stało. Po kolejnych okrążeniach na siłę zostawili mnie i nie miałam wyboru, musiałam ruszyć sama. Pierwsze odepchnięcie się od bandy było najgorsze. Świadomość, że w każdej chwili mogę upaść…, odganiałam strach, patrząc przed siebie. Powtarzałam, że dam radę i wszystko będzie dobrze. W końcu udało się. Żeby odkryć w sobie siłę, potrzeba drugiej osoby. Dodaje odwagi i pewności siebie. Od mojego uścisku Agę bolała ręka, ale nie narzekała. Wszyscy wiedzieli, że bałam się wyobrażeń o upadku. Wiara i umiejętności tkwiły we mnie głęboko. Kwestią czasu i motywacji było to, by z siebie wydobyć odwagę. Tak naprawdę została ona wyciągnięta przez kogoś innego… 

Kasia Smolińska

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!