TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 13:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Koronawirus w Bidibidi

Koronawirus w Bidibidi

Chciałbym się z Wami podzielić, jak w ostatnim czasie polityka państwa ograniczyła życie społeczne i wpływa to na życie naszych uchodźców w Ugandzie.

Jak wiecie w ostatnim miesiącu wprowadzono wiele restrykcji na świecie związanych z koronawirusem i nie ominęło to nas i naszych uchodźców. Od 20 marca nie funkcjonują szkoły, a od 1 kwietnia został wstrzymany nie tylko transport publiczny pomiędzy Kampalą a poszczególnymi rejonami, ale także transport samochodów prywatnych. Motory mogą być używane, jeśli przewożą żywność. Sprzedaż na rynku została ograniczona do podstawowej żywności, a sklepy z żywnością w poszczególnych miejscowościach mogą być otwarte, ale pod wieloma restrykcjami. Ruch samochodowy miał być otwarty 15 kwietnia, ale zakaz poruszania się został wydłużony do 5 maja. Podobnie szkoły miały być ponownie otwarte 27 kwietnia, ale już wiadomo, iż w tym terminie nie zostaną otwarte. Kościoły zostały zamknięte i jest zakaz jakichkolwiek zgromadzeń religijnych. Lotniska i granice lądowe zostały częściowo zamknięte, tzn. są tylko wtedy otwarte kiedy sprowadza się żywność i sprzęt medyczny.

Jak to wpływa na miejscową ludność? Zamykanie większości miejsc pracy, w szczególności miastach prowadzi do kłopotów z przeżyciem dla większości biednych mieszkańców przedmieść i slumsów stolicy kraju, którzy pracują na dniówki. Jeśli od 20 marca, czyli przez prawie miesiąc, nie mają z czego żyć, jak również ich rodziny, to możecie sobie wyobrazić, co dzieje się w większości biednych rodzin z przedmieść. Część młodych chłopaków, którzy zostali wysłani przez rodziny, aby przywieźć pieniądze, teraz wraca z niczym na wieś. Zresztą na wsi sytuacja nie jest perfekcyjna, gdyż nie mogą sprzedać wszystkich produktów na rynku, a nie mają specjalnych miejsc do ich magazynowania. W związku z tym nieprzetworzone płody rolne też mogą ulec zepsuciu, a częściowo mogą zostać zjedzone przez szczury i inne insekty (jak termity). Miejscowi ludzie nie mają specjalnych piwniczek, spichlerzy czy stodół. Do tej pory większość ludzi żyła i funkcjonowała z dnia na dzień.

Jak koronawirus wpływa na uchodźców z Sudanu Płd. w naszym obozie Bidibidi? Po pierwsze nie mają pracy, a garstka osób, która ją miała w jakiś organizacjach humanitarnych, też w większości je potraciła. Ludzie majscy domki stojące na powierzchni 30 na 30 metrów nie mają szans na uprawę i na separuję od innych rodzin. Dystrybucja żywności prowadzona na terenie obozu od lipca 2016 roku jest systematycznie zmniejszana. Obecnie na jedną osobę na miesiąc przypada 8 kilogramów kassawy, 6 kilogramów fasoli i 1 ½ kubka oleju. Liczna rodzina z małymi dziećmi (niemowlętami) może część wymienić na pieniądze i kupić za nie jakąś dodatkową żywność. Muszą też kupić drewno na opał, gdyż wszystko wokół obozu zostało wycięte. Ci, którzy próbują iść gdzieś dalej, aby znaleźć drzewo na opał, narażają się na pobicie, gdyż miejscowa ludność broni naturalnie swoich terenów (gdy prawie 300.000 ludzi potrzebuje tylko parę gałązek dziennie na swój dzienny posiłek to w krótkim czasie nie ma drzew i krzewów w lesie). Przy ograniczonej ilości żywności i jedzeniu tylko fasolki i kasawy oraz w warunkach, które panują w domkach (lub raczej w większości lepiankach-szałasach) o choroby nietrudno. Tym bardziej, iż rozpoczęła się pora deszczowa i znowu nie ma wystarczającej ilości trawy do pokrycia dachu. W tej sytuacji trzeba jeszcze mocniej ograniczyć jedzenie i sprzedać coś z tego, co się prawie nie ma, aby kupić trawę, by chatka nie przeciekała.

Jak widzicie problemem nie jest tylko sam wirus, ale niedożywienie oraz fatalne warunki spania. Mieszkać się za bardzo nie da, jedynie można się położyć w nocy i ewentualnie schronić przed deszczem. Czasami rodzina to mama, tata i 17 dzieci. Z reguły część z nich to własne, a druga część od siostry czy brata, którzy zostali zabici w czasie wojny w Sudanie Płd. lub umarł tutaj na miejscu w obozie z powodu chorób. Największe żniwo zbiera malaria i tyfus, który łatwo atakuje niedożywiony organizm. Część osób nie wytrzymuje też traumy wojennej i obecnego wegetowania oraz niemożliwości zapewnienia dzieciom podstawowych warunków do egzystencji (samobójstwa, znikanie bez pozostawienia wiadomości). Jeden z naszych katechistów Phiilbert z kaplicy św. Bakhita w Ariwa ma właśnie taką sytuację (rodzina z 17 dziećmi, a średnia to 6-8 dzieci w rodzinie). Dodatkowym problemem jest to, iż większość klinik czy nawet szpitali na terenie obozu nie ma lekarzy (ci, którzy przyjechali z zagranicy powrócili do swoich krajów), a pielęgniarek nie ma w wystarczającej ilości. Zresztą z powodu koranawirusa chorych w większości nie przyjmują do szpitala, lecz tylko w nagłych wypadkach. W niektórych klinikach na terenie obozu nie ma też wystarczającej ilości leków na malarię. Czy pomoże przekazywanie maseczek, sprzętu, płynów dezynfekujących? Zapewne, ale problemem jest niedożywienie (nie zbudujesz odpowiedniej odporności) i warunków do życia. Jak odseparujesz chorego od 17-osobowej rodziny na 30 m2?. Oczywiście, dzięki pomocy kapłana z Polski pomogłem szpitalowi w Lodonga, ale 2000 $ starczyło na mobilne termometry, środki dezynfekujące, maseczki, rękawiczki, itp. Potem jeden z termometrów został na siłę wzięty do szpitala w dystrykcie Yumbe, bo tam nie mieli.

Na pewno nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim i zapewnić odpowiedniego bezpieczeństwa. Jednakże tego nie oczekują nasi uchodźcy, oni chcą tylko przeżyć. Kolejne redukcje żywności i perspektywa kolejnych ograniczeń czy opóźnień może wpłynąć na życie naszych Sudańczyków. Większość darczyńców jest zmęczona faktem, że pomoc udzielana uchodźcom tak długo trwa i nie są oni sami. Wiele problemów na świecie, a ostatnio pojawiający się koranawirus, ograniczył zaangażowanie organizacji humanitarnych. Nasi przyjaciele z obozu Bidibidi przeżyli wojnę, przeżywają ograniczenia żywnościowe, sanitarne i mamy nadzieję, że przeżyją również koronawirusa. Nie w sensie chorobowym, bo malaria w ciągu roku zabija ponad 500.000 ludzi na świecie, z czego większość w Afryce. Natomiast z powodu głodu ginie codziennie 8.000 - 10.000 ludzi na świecie, czyli miesięcznie około 300.000. W ciągu czterech miesięcy pandemii koronawirusa ta liczba jest mniejsza niż w ciągu miesiąca z powodu głodu. Śmierć każdego człowieka na świecie jest bardzo ważna, szczególnie dla bliskich. Ludzie umierają z powodu różnych chorób i starości (ok. 4 – 5 mln miesięcznie, czyli do 60 mln rocznie), jednakże cały czas jest nadzieja, bo na świat rocznie przychodzi 140 mln dzieci. Każdy z nas jest ważny, każdy z nas to inna historia życia, ale każdego z nas Bóg znał już w łonie matki i woła po imieniu.

Czy w ostatnim czasie tak zajęliśmy się koronawirusem, że mieliśmy czas zatrzymać się i zastanowić nad sensem naszego życia? To pewne, że każdy z nas umrze na ziemi. Nie wiemy jednak jak, kiedy i z jakiego powodu. Może teraz nadszedł czas, aby być z tymi, którzy żyją wśród nas. Jezus zmartwychwstały przychodzi dziś do nas i ofiaruje nam życie wieczne, ale jest ono możliwe, gdy przezwyciężymy nasze lęki i umrzemy w Chrystusie, aby się w nim na nowo narodzić. Chrystus żyje, prawdziwie zmartwychwstał, alleluja!
Niech Pan Was otacza opiekę i strzeże oraz rozpromieni swe oblicze nad Wami;


Z modlitwą i błogosławieństwem
o. Andrzej Dzida

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!