TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 13:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kluczowa postać (II)

Kluczowa postać (II)

Młody Franciszek Blachnicki przebywał w KL Auschwitz w tym samym czasie co ojciec Kolbe. Nigdy jednak go nie spotkał. Ojciec Maksymilian zginął w celi śmierci, z której ks. Blachnicki został wypuszczony. Dziś ciąg dalszy rozmowy z Tomaszem Terlikowskim, autorem biografii twórcy Ruchu Światło - Życie.

Porozmawiajmy o dzieciństwie ks. Blachnickiego. W jego biografii z tego okresu pojawiają się wątki cudownych ocaleń.
Tomasz Terlikowski: Ks. Blachnicki urodził się w marcu 1921 roku w Rybniku, między drugim a trzecim powstaniem śląskim. Trzecie z nich rozegrało się między majem a początkiem lipca 1921 roku, czyli wtedy kiedy on był niemowlęciem. Ojciec ks. Blachnickiego, Józef, był pielęgniarzem i rodzina Blachnickich mieszkała w domu położonym na terenie Szpitala Spółki Brackiej w Rybniku. W czasie powstania dom Blachnickich znajdował się między budynkiem, który zajmowali powstańcy, a budynkiem, w którym stacjonowali Niemcy. W którymś momencie rozpętała się strzelanina. Ojca nie było w domu, bo wciąż asystował przy operacjach rannych, a matka wyszła na chwilę, aby zorientować się co się dzieje wokół. W domu zostały tylko dzieci. Franciszek Blachnicki był siódmym dzieckiem w rodzinie. W pewnej chwili do domu wbiegł powstaniec i kazał dzieciom natychmiast opuścić dom. Maria Blachnicka, matka, nie mogła już do niego wrócić, bo było zbyt niebezpiecznie. Dzieci odprowadzono do budynku, gdzie czekała na nie Maria i wtedy ona dostrzegła, że nie ma wśród nich Franciszka. Wówczas jeden z powstańców zdecydował się po niego pójść i w ten sposób go ocalił.

Później, jako kilkuletni chłopczyk, ks. Blachnicki miał kolejną niebezpieczną przygodę, tym razem w Orzeszu.
Jego siostra, Ada Kucharska, wspominała, że sześcioletni Franek w trakcie zabawy z bratem na łące, wpadł do źle zabezpieczonego zbiornika nieczystości. Zbiornik miał kilka metrów głębokości, a do tego pokrywa zbiornika tak mocno uderzyła chłopca w głowę, że stracił przytomność. Brat nie wiedział co robić, ale całe zajście widział z pobliskiej szosy jakiś starszy chłopak i natychmiast przywołał pomoc ze szpitala. Dozorca szpitalny zszedł w głąb zbiornika po drabinie i grabiami przyciągnął do siebie Franka. W szpitalu błyskawicznie zorganizowano intensywną pomoc. Franek przez trzy dni leżał nieprzytomny pod tlenem, potem przez kilka tygodni goiła mu się rana głowy.

Minęło kilka lat i Franciszek Blachnicki wstąpił w szeregi harcerstwa.
Harcerstwo odegrało w jego życiu ogromną rolę, doświadczenia z harcerstwa – takie jak mały zastęp czy wychowanie do abstynencji - wykorzystał już jako kapłan, kiedy tworzył Ruch Światło - Życie. On był takim klasycznym harcerzem, nawet wtedy kiedy przyszedł w jego życiu okres, w którym był niewierzący. Nawet wtedy nie pił, nie palił i kiedy był w wojsku nie chodził „na dziewczęta”. Mimo tego, że wszyscy jego koledzy „chodzili”. Franciszek uważał, że kiedy znajdzie narzeczoną, wtedy dopiero będzie się z nią spotykał. Przez całe życie, z jednej strony pozostał takim harcerzem, a z drugiej był to taki typowy śląski farorz, czyli proboszcz, mimo tego, że nigdy proboszczem nie był. Wychowany w tej śląskiej tradycji katolicyzmu, gdzie proboszcz jest osobą naprawdę ważną i naprawdę często oddaną ludziom.

W 1939 roku Franciszek Blachnicki uczestniczy w kampanii wrześniowej, dostaje się do niewoli niemieckiej, a potem rozpoczyna działalność konspiracyjną jako komendant oddziału. Wiosną 1940 roku zostaje aresztowany przez gestapo i wywieziony do Auschiwtz.
Jako więzień dostaje numer 1201, a więc bardzo niski, takie numery dostają osoby z pierwszych transportów. W obozie spędza 14 miesięcy, z czego dziewięć w karnym komando. Około miesiąca spędził też w bloku 13, w bunkrze śmierci, tym samym, w którym później męczeńsko zmarł ojciec Kolbe.

 

Zatrzymajmy się w tym momencie, bo właśnie w tamtym czasie, niewierzący wówczas Franciszek Blachnicki nawrócił się. Dziś aż trudno uwierzyć, że w ogóle mógł być kiedykolwiek niewierzący.
Tę niewiarę można interpretować rozmaicie. Jedni mogą powiedzieć, że młody Franek Blachnicki nie miał po prostu osobistej relacji z Chrystusem, ale to było chyba jednak coś więcej. Świadczyć może o tym fakt, że on inaczej niż wszyscy jego koledzy, nie przystąpił do bierzmowania. I to w sytuacji kulturowej, w której bierzmowanie było czymś naturalnym, po prostu się do niego szło, on decyduje, że nie przystąpi i nie przystępuje. Jest wówczas człowiekiem, który bardzo restrykcyjnie przestrzega zasad moralności, o czym już wspominałem wcześniej, wierzy w ideały humanistyczne, wierzy w Polskę, ale w Boga nie za bardzo.
Kiedy trafia do obozu koncentracyjnego, ten jego naturalny humanizm, wiara w naturalne dobro, zostaje podważona. On sam wspomina, że to był dla niego bardzo trudny czas, ale paradoksalnie osoby, które wówczas były wraz z nim w obozie, a także w tych straszliwych karnych komandach, wspominały, że on nawet w tych najgorszych chwilach zachowywał się zgodnie ze swoim harcerskim wychowaniem. Wypuszczono go z Auschwitz po to, by postawić go przed sądem. Sąd skazuje go na śmierć i Blachnicki trafia do celi śmierci. Co ciekawe, trafia tam jako Niemiec, bo jest Ślązakiem, w związku z czym została mu przyznana - co prawda IV kategoria volkslisty - ale jednak. Oczywiście on sam zawsze się uważał za Polaka. Tam przez około 100 dni czeka na wykonanie wyroku. Panował wówczas taki zwyczaj, że jeśli w ciągu 90 dni kara nie zostaje wykonana, to zostaje zastąpiona inną karą. I z jakiegoś powodu nie wykonano na nim tego wyroku. Kiedy ks. Franciszek przebywał w tej celi śmierci musiał coś robić, więc czytał książki, w tym lektury duchowe i w czasie czytania jednej z nich – on sam opisuje to wydarzenie trochę tak jak św. Augustyn swoje nawrócenie – nawraca się. To jest kilka, może kilkanaście minut, kiedy wszystko w jego życiu się przewartościowuje. Wkrótce potem zaczyna myśleć o kapłaństwie.


Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Aleksandra Polewska-Wianecka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!