TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 18:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kiedy przede mną straszna głębina?

Kiedy przede mną straszna głębina…

rzym

Ostia późnym popołudniem. Ciemny piasek na brzegu Morza Tyrreńskiego początkowo budzi moje niezbyt pozytywne zdziwienie (fajnie by było, gdyby był jasny), ale szybko się przyzwyczajam. Woda jest ciepła i słona. Nie smakuje najlepiej i szczypie w oczy. Do tego też się przyzwyczajam.

Mniejsze i większe fale biją o brzeg. W pewnym momencie część naszej ekipy macha do nas z odległości kilkuset metrów. Stoją, więc musi tam być płytko. We dwie puszczamy się w ich stronę. Nie jestem jakimś wytrawnym pływakiem, ale jednak coś potrafię. Gorzej jest natomiast z moją kondycją. O tym niestety przekonuję się dopiero po fakcie. Gdzieś w połowie drogi orientuję się, że moje siły przegrywają w walce z falami. Przerzucam się na plecy, ale jest jeszcze gorzej. Postanawiam zawrócić. Gdy raz czy dwa sprawdzam grunt pod nogami, okazuje się, że wciąż go nie ma i idę pod wodę. Płynę jednak dalej. Nie, nie modlę się. W ogóle o tym nie myślę. Koncentruję się, żeby jakoś dopłynąć i nie utopić się po drodze. Dopiero później dowiaduję się, że jednak bym się raczej nie utopiła, bo przynajmniej trzy osoby były w gotowości, by ewentualnie rzucić mi się na pomoc. W tym ratownik, który już na brzegu nakrzyczał na mnie po włosku, więc zrozumiałam tylko jego gesty. Kilka dni później, kiedy wracałam do tego wydarzenia, przyszedł mi na myśl św. Piotr i scena, gdy po przejściu pieszo paru kroków na jeziorze, zaczyna tonąć. Wydarzenie znane. I takie niby oczywiste, że Piotr tonie. Ale to nie jest oczywiste. Bo Piotr umiał pływać. Wiemy o tym z wydarzenia, gdy po zmartwychwstaniu Jezus ukazuje się uczniom, stojąc na brzegu Morza… Uczniowie są w łodzi. Na słowa Jana „to jest Pan”, Piotr ubiera się i w ubraniu dopływa do brzegu. Umiał zatem pływać. I to na pewno o wiele lepiej ode mnie. Kiedy więc powiał silny wiatr, mógł wpaść do wody, ale żeby od razu zacząć się topić? Silny facet i świetny pływak idzie na dno?
Piotr był pewny siebie. Wierzył sobie może trochę bardziej niż Jezusowi. I się na takiej wierze, która nie jest wiarą, przejechał (nie pierwszy i nie ostatni raz). I wtopił. Dosłownie. Co na to Jezus? Też jest niezły. Wyciąga rękę i ratuje biedaka. Podnosi. Ale jeszcze nim Piotr dobrze staje na nogi, Pan nie pozostawia mu złudzeń, co do jego osoby. Zwątpiłeś. Masz małą wiarę. A gdzie: nic ci się nie stało? Dobrze się czujesz? Gdzie przytulas albo chociaż przyjazne klepnięcie po ramieniu? Nic z tego. Pełna powaga sytuacji.
Fakt, że omal się nie utopiłam, jest kolejnym mianownikiem, który w jakiś sposób łączy mnie ze św. Piotrem. Nieco mnie to zadziwia, dlaczego jest mi bliżej do niego, niż do bardziej mi współczesnych świętych czy do patronów z chrztu lub bierzmowania. A jednak tak jest. Sytuacja, która miała miejsce w Ostii, nie była pierwszą z mojego pobytu w Rzymie, którą przeżywałam razem z jednym z apostołów. Często wydaje mi się, że jestem mądra, błyskotliwa i wpadam na odkrywcze myśli. Przekłada się to także na moje życie duchowe. I na tej płaszczyźnie też sporo mi się wydaje. Pan Bóg co jakiś czas wyciąga mnie jednak z tych złudzeń. Przez swoje słowo, przez to, co słyszę z ambony, w konfesjonale, czy we wspólnocie. W takich momentach już od pewnego czasu przychodzi mi na myśl właśnie św. Piotr, którego Jezus też często stawiał do pionu przez słowo – czasem na osobności, a czasem wobec kumpli. Skoro zatem Piotra to nie zabiło, a jeszcze ostatecznie wyszło mu na dobre, to mnie też nie zaszkodzi. Co więcej – jest potrzebne. Poza tym Piotr miał jednak gorzej, gdyż był szczęśliwym posiadaczem męskiej dumy. Nie wiem, czy powinno, ale jednak mnie to pociesza, że mam nieco łatwiej na starcie. Dzięki temu w miarę dzielnie zniosłam w Rzymie takie prostowanie mojego myślenia. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak długo Apostoł „trawił” trudne słowa Mistrza.
Od św. Piotra blisko jest do św. Pawła. Szczególnie w Rzymie. Obaj zginęli w tym mieście, są tutaj ich groby i bazyliki noszące ich imiona. Szczególnym dla mnie miejscem było to, gdzie został ścięty św. Paweł. Jakoś na to miejsce czekałam najbardziej. I zaskoczyło ciszą, spokojem, tak zwanym klimatem modlitwy. Miejsce rzeczywiście wypełnione wołaniem do Boga i przebywaniem z Nim, bo z jednej strony zamieszkują je Małe Siostry Jezusa, a z drugiej Trapiści. Świetne połączenie. A do tego odbywają się tutaj warsztaty (choć raczej bardziej pasowałoby określenie rekolekcje) z pisania ikon. Czyli maksimum modlitwy na niewielkiej przestrzeni.
W kościele ścięcia Świętego Pawła słychać szmer trzech fontann, które wytrysły w miejscach, gdzie spadła głowa Apostoła. Jest słup, na którym został ścięty. A naprzeciwko siebie są usytuowane dwa ołtarze, w których umieszczone obrazy przedstawiają męczeńską śmierć świętych – Piotra i Pawła. Apostoł, piszący nieco wcześniej do mieszkańców Rzymu, że nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, wymienia m. in. miecz i śmierć (Rz 8, 35-38). I ostatecznie traci głowę dla Chrystusa. Jakoś nie stanęło to między nim, a miłością Pana. Miecz i śmierć także św. Jakuba Większego (który również zaistniał podczas moich rzymskich wakacji z racji jego wspomnienia) nie oddzieliły od miłości Jezusa. Ponadto – jak głosi tradycja – stały się dla niego okazją, by podzielić się tą miłością z własnym katem, którego Jakub ucałował przed egzekucją. Kat tak się przejął, że się nawrócił i zginął za Chrystusa jeszcze tego samego dnia. Paweł miał więc rację, że miecz i śmierć nie są w stanie oddzielić od miłości Boga – ani tego, kto ginie od miecza, ani tego, kto miecz trzyma w ręku i śmierć zadaje. Sam Paweł zresztą też coś o tym wiedział, gdy jako Szaweł „dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9, 1). Nie zniechęciło to Boga.
Czasem inni nas zabijają, a czasem my zabijamy innych. Bóg jednak wychodzi naprzeciw zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku. Nie rezygnuje, a do tego z ogromną troską i miłością wyławia topiących się. Na szczęście. Bo byśmy się potopili w nie jednym morzu.

Tekst Katarzyna Strzyż,
foto Urszula Adrian

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!