TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 19:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jeśli umrę, zanim umrę, to nie umrę, kiedy umrę

Jeśli umrę, zanim umrę, to nie umrę, kiedy umrę

Nie myślcie, że było łatwo powstrzymać się od poświęcenia tego felietonu koronawirusowi i histerii z nim związanej z jaką mamy do czynienia w mediach, o mediach społecznościowych nie wspomnę.

Ale problem jest poważny i być może zajmowanie się nim od strony medialnej, a jak wiecie w rubryce tej nigdy nie brakuje ironii, a nawet delikatnego szyderstwa, mogłoby komuś zasugerować, że prowadzimy tu jakąś kampanię za albo przeciw. Nie, nie prowadzimy tu żadnej kampanii, dlatego koronawirus poczeka na swoje miejsce tutaj, kiedy nie będzie już siał zagrożenia i śmierci w naturze.
Natomiast, choć przeżywamy czas Zmartwychwstania, to akurat śmierci tutaj nie unikniemy, ponieważ w ostatnich tygodniach odeszło od nas trzech księży, którzy doskonale posługiwali się mediami i których media kochały. Każdego na swój sposób, ale jednak. A jednocześnie byli to księża w jakiś sposób bliscy również mi osobiście.
Zacznę od ojca Tarcisio Stramare, włoskiego oblata Świętego Józefa, który 20 marca w wieku 91 lat, jako jedna z wielu we Włoszech ofiar COVID-19, pożegnał się z tym światem. Miał długie i piękne życie, w sporej części poświęcone Świętemu Józefowi i to nie tylko przez wybór takiej a nie innej kongregacji zakonnej. Tarcisio Stramare był najwybitniejszym przedstawicielem józefologii jako gałęzi teologii. To właśnie jemu św. Jan Paweł II
powierzył przygotowanie tekstu Adhortacji Redemptoris custos. Pamiętam jak w rozmowie, którą przeprowadzałem dla „Opiekuna”, opowiadał o kulisach jej powstania. „W 1970 roku kiedy minęło 100 lat od ustanowienia Świętego Józefa patronem Kościoła, wszyscy spodziewali się jakiegoś dokumentu, tymczasem nie ukazało się praktycznie nic. Odbywający się wówczas kongres w Rzymie otrzymał zaledwie formalne błogosławieństwo Stolicy Apostolskiej. Tak więc w stulecie pierwszej encykliki poświęconej Świętemu Józefowi tym bardziej nie spodziewano się niczego i nikt nie ośmielał się nawet pytać czy prosić. I przyznam, że będąc już wówczas poważnie zainteresowany Świętym Józefem, pozwoliłem sobie napisać list do Ojca Świętego prosząc go o jakieś choćby przypomnienie dokumentu. Tymczasem Ojciec Święty odpowiedział mi, że chce przygotować encyklikę. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, to miała być encyklika. Później jednak uznano, że może encyklika to by było za dużo” - nie bez żalu opowiadał mi wówczas o. Stramare. Kochał Świętego Józefa i podkreślał, że doszedł do tego nie przez pobożność, choć i tej mu nie brakowało, ale za pomocą nauki. A do tego miał poczucie humoru. Mówił na przykład, że wielu woli św. Józefa jako patrona dobrej śmierci niż patrona pracy, bo umrzeć każdy musi i się boi, a pracować nie każdemu się chce... O. Stramare był wielkim przyjacielem kaliskiego środowiska józefologicznego, będzie nam go bardzo brakowało.
Kolejnym kapłanem, którego chcę przypomnieć był ks. Piotr Pawlukiewicz, wspaniały homileta, który w ostatnich latach życia musiał się zmagać, jak to sam nazywał, z panem Parkinsonem. Słowa z piosenki zespołu Luxtorpeda, którymi zatytułował jedną ze swoich konferencji dla młodzieży, posłużyły nam dzisiaj jako tytuł tego felietonu. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział, że bardzo wiele wątków w jego konferencjach było „zerżniętych” od innych, więc i ja dzisiaj śmiało mogę się przyznać, że nikt w takim stopniu jak ks. Piotr nie wpłynął na moje głoszenie Słowa. Jako młody ksiądz bardzo dużo korzystałem z jego książeczek „Porozmawiajmy spokojnie o...” i za najwyższy komplement uznałem słowa jednej z nieznanych mi kobiet, która po ceremonii ślubnej, której przewodniczyłem, powiedziała, że poczuła się jak u ks. Pawlukiewicza. Na pewno jeszcze nie jeden raz zacytuję rzeczy usłyszane u tego kapłana, ale bardziej niż treści przekonywała mnie forma, pełna radości i humoru. I co ważne, ta forma nie zmieniła się, nawet wtedy kiedy „pan Parkinson” bardzo dał mu się we znaki. I nawet kiedy był bardzo słaby nie chciał rezygnować z prowadzenia rekolekcji dla księży. „Choćbym padał, choćby mnie na wózku mieli dowieźć, to do księży na rekolekcje pojadę. Do księży muszę pojechać”. Do tych „Rycerzy Chrystusa” jak nas nazywał. Ks. Piotr zmarł 21 marca mając niespełna 60 lat.
I jeszcze jeden kapłan, który również odszedł 21 marca, ks. prof. Czesław Stanisław Bartnik. Miał 90 lat, w kapłaństwie przeżył 67 lat. Był twórcą oryginalnego kierunku w filozofii, tzw. personalizmu uniwersalistycznego. Niewielu polskich filozofów może się czymś takim poszczycić. Był autorem ponad 3 500 publikacji, w tym 100 książek, a o jego twórczości naukowej napisano około 90 rozpraw naukowych. Z całą pewnością jego odejście miałoby znacznie większy oddźwięk medialny, gdyby nie to, że od lat związany był ze środowiskiem Radia Maryja i o. Tadeuszem Rydzykiem. No i miał czelność być zaciekłym przeciwnikiem liberalizmu. Tyle dokonał w życiu, w swoim testamencie napisał, że jeszcze mu było mało: „Chciałbym jeszcze dużo zrobić: dla umiłowanej Polski, dla społeczeństwa, dla bliskich. Tak mało zrobiłem i tak mało dobrego. Chciałbym jeszcze tak dużo napisać, powiedzieć, przemyśleć! Widocznie każdemu człowiekowi, nawet długowiecznemu, dane jest tylko życia zakosztować. Ale ceńcie dar życia ludzkiego, w sobie i dla innych”.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!