TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 19:02
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jeden cud i dwa przypadki

Jeden cud i dwa przypadki

Gdy miałam dziewięć lat i trwał właśnie w najlepsze drugi miesiąc wakacji, trafiłam pierwszy raz na pielgrzymkę do Częstochowy. Dodam, że były to czasy, gdy dzieci cieszyły się na najmniejszy wyjazd z miasta, choćby i miały pokonać 30 km w jedną stronę. Nie szkodzi, że nie było luksusowych hoteli, zęby myło się nad miską na łące i tamże zajadało się posiłki od rana do wieczora.

Sponsor zaopatrzył pielgrzymów w słodką wodę z bąbelkami. W porównaniu do innych uczestników, byłam tylko brzdącem. Chyba nikogo nie zdziwi, że nie przeszłam trasy w obie strony? Bolały mnie nogi, byłam bardzo zmęczona i tęskniłam za własnym łóżkiem. Drugi raz trafiłam na pielgrzymkę, mając 16 lat i serce szaleńczo zakochane w pewnym starszym od siebie chłopaku. W identyfikatorze miałam jego zdjęcie, a gdy na trasie dopadało mnie zmęczenie, usilnie przypominałam sobie jego twarz. Płakałam, bo bardzo bolały mnie nogi, byłam zmęczona i moje stopy miały niezliczoną ilość pęcherzy. Byłam z siebie bardzo dumna, bo przeszłam drogę w jedną stronę. Można powiedzieć, że trafiłam na pielgrzymkę przypadkiem. Trochę byłam ciekawa, spragniona towarzystwa, wspólnego celu z grupą ludzi, a trochę z nudów. Po latach mogę powiedzieć, że to niesamowite, o ile można przekroczyć granice swojego komfortu i wytrzymałości, gdy wspiera i motywuje tak wiele osób. Po latach muszę się przyznać do pewnej dziecięcej niegodziwości. W stronę Częstochowy, na łące, jakieś 35 km od najbliższego miasta, znalazłam szczoteczkę do zębów i przywłaszczyłam ją sobie do zabawy. Teraz dopiero jestem świadoma, że pozbawiłam kogoś czystych zębów na dłuższy czas!
Nie miałam już nigdy siły ani motywacji, by wybrać się na pielgrzymkę, pieszą oczywiście. Samochodem, pociągiem, jakimkolwiek pojazdem, również można pielgrzymować, ale fizycznie piesze pielgrzymowanie jest największym wyzwaniem. W świętych miejscach, na całym świecie, Pan Bóg wysłucha ludzi tak samo. Jestem o tym przekonana. Po co zatem to całe przedsięwzięcie z religijnymi podróżami? Moim skromnym zdaniem, intencja lub po prostu jakaś myśl przewodnia jest najważniejsza, a czas jej poświęcony i zmiana otoczenia, mogą dużo zdziałać dla nas samych. Przemieszczanie się w dzisiejszych czasach można powiedzieć, jest niemalże ekspresowe, ale i tak troszkę trwa. Pomiędzy jednym miejscem a drugim poświęcamy czas na rozmyślanie i kontemplację, dlaczego? Czemu nam na owej intencji aż tak bardzo zależy i czy zrobiliśmy ze swojej strony wszystko, zanim postanowiliśmy zaangażować Pana Boga.
Dziś moje serce pielgrzymuje do dojrzałości i mądrości. Z wiekiem życie staje się coraz trudniejsze, jest coraz więcej obowiązków i wymagań. Wywieram presję sama na siebie, czasem robię za mało, a czasem za dużo. Staram się doceniać małe rzeczy, ale za chwilę ktoś lub coś przypomina mi, że te wielkie są tak daleko. Wiele razy mam ochotę rzucić wszystko, zrezygnować, dać sobie spokój i odpuścić. Brzmi łatwo i w zasadzie wszystko da się zrobić, ale to najłatwiejsza ścieżka… no i niestety do niczego nie prowadzi. Ciągle rezygnując, wracałabym do punktu wyjścia. Życie jest walką. Trzeba dać coś od siebie, podjąć próbę raz, drugi, trzeci, żeby coś zbudować. Czy życie jest usłane różami? A pewnie, że tak. Raz pachnące kwiatki, a raz kolce!
Trzy lata temu pracowałam intensywnie na dwa etaty. O urlopie mogłam pomarzyć, choć mocno go wtedy potrzebowałam. Czas w miarę wolny miałam podczas jazdy samochodem. Pewna bardzo ważna intencja towarzyszyła mi cały czas. Wydawało mi się jednak, że to niegodne modlić się za kółkiem. Pewna siostra zakonna wyprowadziła mnie z błędu.
- My modlimy się także podczas pracy! – powiedziała. – Mówimy Różaniec, robiąc porządki w ogrodzie.
Znalazłam w Internecie nagranie, podpięłam kabel do radia samochodowego i w ten sposób, każdego dnia, modliłam się około godziny dziennie. Była to niesamowita podróż do głębi duszy. Sam na sam, słowa powtarzane, płynące z głośników, rozjaśniały w moim umyśle sprawy, z którymi niepotrzebnie walczyłam całe lata. Rozwiązanie stało się tak proste! Zostałam natchniona, stał się cud! Proste rozwiązanie wcieliłam w życie i okazało się być idealne. Do dziś jestem szczęśliwa i wiem, że tak właśnie miało być.
Nogi, samochody, samoloty, rowery, czy co tam komu odpowiada – służą, jako narzędzia do pielgrzymowania. Uważam, że musimy przygotować zupełnie co innego. Serce i duszę. Wtedy pielgrzymka ma największy sens. Przemierzone kilometry i spędzone godziny są niczym, jeśli nie otworzymy się na nowe, na zmiany, na światło.

 Katarzyna Smolińska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!