TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 13:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 304

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 304

- Proszę księdza, no mówię poważnie, musimy zorganizować jakiegoś grilla, bo szkoła już ledwo zipie z końcem roku, nikt się nie uczy, no i wiara się nudzi, a pogoda przecież jest rewelacyjna – tłumaczył Mateuszowi Krystian, nowy prezes ministrantów, który bardzo poważnie podchodził do powierzonej sobie funkcji.

- Krystian, ja rozumiem, że pod koniec roku szkolnego za bardzo nie macie już nic do roboty, ale nie może być tak, że wszystkie atrakcje w parafii robimy tylko dla ministrantów. Wiem, że z ks. Dawidem poczyniliście spore postępy i grupa się rozrasta i rozwija, ale dopiero co byliście na wycieczce, przedwczoraj w kinie, a w lipcu zaraz jedziecie na obóz w góry... - Mateusz choć bardzo się cieszył z rozkwitu ministrantów w parafii, to jednak musiał myśleć trochę szerzej. A sprawy wyglądały w ten sposób, że Dawid bardzo się zaangażował w ministrantów, zwłaszcza po kolędzie, kiedy poznał bliżej kilka rodzin, a te zaczęły go mocno wspierać, logistycznie i nie tylko. Daniel, który miał pod opieką młodzież, robił tylko to, co niezbędne i najczęściej związane z formacją do bierzmowania. Natomiast Szymon, który miał pod opieką dzieci z Eucharystycznego Ruchu Młodych zupełnie sobie nie radził, a właściwie to zupełnie się zraził, jak parę co bardziej ambitnych mam zaczęło mu się do wszystkiego mieszać, bo początek miał naprawdę niezły. Niestety, dał się trochę mamom omamić, nomen omen, i teraz był obrażony i ograniczał się do comiesięcznych spotkań. No i wyszło na to, że dziewczynki, bo głównie ona należały do ERM-u zaczęły się powoli wykruszać i grupa po prostu kulała. Dlatego Mateusz, chociaż cieszył się, że ministranci się garną do parafii, musiał próbować przywrócić choć trochę równowagi w trosce duszpasterskiej i zaangażowaniu, choć oczywiście absolutnie nie chciał równać w dół. Chciał, żeby młodzież z Paradiso i dzieci z ERM-u tak samo dynamicznie się rozwijali, jak to się działo z ministrantami. Ale prawda była taka, że Daniel bardziej już miał głowę w marzeniach o samodzielnej parafii, a Szymon okazał się być bardziej uparty i obraźliwy, niż to się wydawało na początku.

- Proszę księdza, ale czy to nasza wina, że nam się chce, a innym się nie chce? - Krystian nie dawał za wygraną i Mateusz w duchu przyznawał mu rację, ale nie chciał tego głośno przyznać, zwłaszcza że jednak to nie tyle innym się nie chciało, co oni, księża, z nim na czele, nie potrafili tych grup lepiej poprowadzić.

- Krystian, pamiętaj, że wam jest łatwiej, bo ministrantów zawsze widać jak służą przy ołtarzu, a inne grupy nie mają aż takiej ekspozycji, żeby ich było na co dzień widać. A nie chcę ci przypominać, jak się boczyliście, kiedy część funkcji podczas Mszy dawaliśmy bierzmowanym, czy eremitom – Mateusz znalazł argument.

- No bo przy ołtarzu to rzeczy trzeba umieć robić, muszą być wyćwiczone, to nie może być jakaś improwizacja, że przyjdą z marszu i będą posługiwać – tłumaczył Krystian, ale strzał był celny. - Niech sobie znajdą jakąś inną formę wyeksponowania, my nikomu nie wchodzimy w drogę.

- No właśnie nie o to chodzi, żeby sobie jak pieski obsikiwać swoje terytorium, choć zgadzam się, że niech przy ołtarzu służą ministranci, ale parafia ma być wspólnotą wspólnot, które między sobą współdziałają, szanują się i przyjaźnią. Dlatego powiem tak... - Mateusz zamyślił się.

- No jak? - Krystian był niecierpliwy.

- Krystian, a czyj to pomysł z tym grillem? - zapytał nagle Mateusz.

- No, mój... Nasz! Znaczy się ks. Dawid mówił, że byłoby fajnie zrobić ministranckiego grilla, no i ja pomyślałem, że może jako prezes pogadam z proboszczem - Krystian podczas wywodu nie patrzył na Mateusza tylko wodził oczami po ścianach.

- Aha... To zrobimy tak. Niech będzie ten grill, ale dla wszystkich trzech grup. Jutro skonsultuję się z opiekunami młodzieży i eremitów i potem ks. Dawid powie wam co dalej, ok?

- A nie możemy sobie zrobić każda grupa w inny dzień? Przecież to się tłok zrobi... - krzywił się Krystian.

- Nie! Wszyscy razem! I będzie świetnie, zobaczysz... A teraz zmykaj, bo dołączę jeszcze babcie z Legionu Maryi – żartobliwie zagroził Mateusz i to wystarczyło, żeby Krystian się ulotnił. A Mateusz wyciągnął komórkę i zadzwonił do ks. Dawida.

- Ks. Dawidzie, niech ksiądz na chwilę do mnie podejdzie – powiedział kiedy wikariusz się odezwał.

- Coś się stało? - głos Dawida wykazywał lekkie zaniepokojenie.

- Nie, nie. Chciałbym tylko coś skonsultować, dosłownie chwila - uspokoił go Mateusz.

- To już schodzę - odparł wikariusz i zakończył połączenie.

- Był u mnie Krystian - zagaił Mateusz, kiedy Dawid wszedł do jadalni i zamknął za sobą drzwi.

- Tak? I co chciał? - Dawid starał się nie wykazywać zbyt wielkiego zainteresowania i zaczął kartkować leżącą na stole gazetę.

- No mówił o tym grillu, co to go księże chciałeś zorganizować dla ministrantów - odpowiedział Mateusz.

- E tam, od razu „chciał zorganizować”... Za duże słowo. To były takie luźne dywagacje – próbował zbagatelizować sprawę wikariusz.

- Ks. Dawidzie, może coś sobie jeszcze raz wyjaśnimy, i nie chodzi mi tutaj o tego grilla. Chodzi o to, że to jest któryś raz z rzędu, kiedy ksiądz coś robi, a mnie informuje za pomocą posłańców. Ksiądz wie, że ja bardzo chętnie się zgadzam na wszelkie inicjatywy i jestem wdzięczny, że ksiądz je podejmuje. Ale odpowiedzialność ostatecznie za wszystko ponoszę ja, więc chciałbym, żeby ksiądz najpierw ze mną sprawy ustalał. Bo jak mówię, ten grill to akurat jest najmniej istotny, ale wcześniej przyjął ksiądz bez mojej wiedzy jakąś grupę na noc, potem zrobił zbiórkę pieniędzy, znowu pod moją nieobecność i bez mojej wiedzy. Delikatnie dałem księdzu do zrozumienia, że takie rzeczy się konsultuje, a teraz zamiast sam ze mną pogadać o tym grillu podsyła mi ministranta. Uważa ksiądz, że to w porządku? - Mateusz starał się mówić z serdecznością.

- No nie. Nie było to w porządku. Ale trochę się obawiałem, że może proboszcz uzna, że to już za dużo, no i pomyślałem, że jak to wyjdzie od ministrantów, to jakby będzie tak oddolnie – tłumaczył się Dawid.

- Dawid, powiedz mi, czy ja kiedykolwiek powiedziałem ci „nie”, na jakąś twoją propozycję? - zapytał Mateusz.

- No nie, ale ciągle coś robimy i proboszcz może się wkurzyć, bo zawsze są jakieś koszty...

- A jak poprosi ministrant to kosztów nie będzie? - uśmiechnął się Mateusz. - Przecież wiesz, że koszta nigdy nie były problemem, bo dla mnie to są inwestycje. W każdym razie, proszę cię, z każdym pomysłem możesz zawsze przyjść do mnie, ok? A ja nie będę musiał nigdy martwić się, że coś będziesz kombinował za moimi plecami. Umowa stoi? - zapytał wesoło Mateusz.

- Jasne! I przepraszam... - powiedział Dawid spuszczając wzrok.

- Nie przepraszaj. A jeśli chodzi o grilla, to oczywiście zrobimy go, ale trzeba zaprosić wszystkie grupy, mam na myśli Paradiso i eremitów. Zajmiesz się tym, czy mam gadać z Danielem i Szymonem?

- Sam z nimi pogadam. Szczerze mówiąc od początku chciałem ich wciągnąć, ale ministranci coś kombinują z okazji mojej rocznicy święceń, wie proboszcz jakiś prezent pewnie mają i chcieli, żeby było tylko „w swoim” gronie. Ale ja też uważam, że grill powinien być dla wszystkich – powiedział stanowczo Dawid.

- No i gra muzyka! To do roboty – uśmiechnął się Mateusz i pomyślał, że teraz tak się ludzie o księży boją, że nie czekają na 25 lat kapłaństwa tylko każdą rocznicę świętują.

***

Mateusz siedział na bujanym fotelu i patrzył przez okno na plac przy plebanii. Serce mu się radowało widząc tak wielki ruch. Dzieci, młodzież, rodzice, którzy przynieśli ciasta, bigosy, kiełbasy... Wszyscy wikariusze też najwyraźniej zadowoleni. I co najważniejsze, z tego co widział, to nie było żadnego podziału na grupy, wszyscy się wymieszali i co chwilę wybuchał śmiech, ktoś kogoś gonił, co chwilę dochodził ktoś nowy. I wszyscy czuli się bezpieczni. Rodzice zostawiali wałówkę i dzieci i bez cienia zatroskania wracali do swoich spraw. Bo wiedzieli, że dzieci są tu bezpieczne. I z tego Mateusz był bardzo dumny. Wstał z fotela, założył sutannę i poszedł do nich. Do swoich.

Jeremiasz Uwiedziony 
Ilustracja Marta Promna

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne
i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!