TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 12:25
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 297

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 297

- Czy może nam pan powiedzieć, skąd wziął tyle gotówki? - zapytał go urzędnik, kiedy już się znaleźli w zamkniętym pokoju w towarzystwie dwóch rosłych strażników, którzy groźnie mu się przyglądali z dłońmi schowanymi za plecami.
- Jak już wspomniałem, jestem księdzem, proboszczem miejscowej parafii i właściwie co tydzień przynoszę tutaj pieniądze zebrane na tacę podczas Mszy Świętych niedzielnych i dokonuję wpłaty na konto bankowe parafii - odpowiedział spokojnie Mateusz. - Większość waszych pracowników doskonale mnie zna, niektórzy nawet należą do naszej parafii i chodzą do nas do kościoła.
- Aha... - urzędnik przyglądał mu się z namysłem i z ironicznym uśmieszkiem, co jakiś czas przerzucając wzrok na położone na stole i poukładane w stosiki banknoty, które przyniósł Mateusz. - To znaczy, że strzyżecie te wasze owieczki do samej skóry... I tak co tydzień taka sumka?
- Nie - odparł Mateusz.
- Nie co tydzień? - zapytał urzędnik.
- Nie strzyżemy żadnych owieczek - wyjaśnił spokojnie Mateusz. - Strzyżenie owiec ma w podtekście robienie czegoś wbrew czyjejś woli, natomiast u nas wszystkie ofiary są dobrowolne i można być naszym parafianinem i w życiu nie złożyć nawet złotówki na ofiarę. W związku z tym poproszę jednak o darowanie sobie tego typu uwag. Natomiast rozumiem, że w przypadku wyższych kwot wpłacanych w gotówce pracownik banku ma prawo, a nawet obowiązek zapytać, skąd pochodzą pieniądze i na takie pytanie chętnie odpowiem, natomiast nie życzę sobie takich uwag. Chyba, że bank ma za dużo klientów i robi wszystko, żebyśmy jako instytucja zmienili obsługującą nasze finanse jednostkę, więc wystarczy powiedzieć.
- Tak, w ramach obowiązujących przepisów pytam pana skąd pochodzi ta gotówka - powiedział ze złością wyraźnie niezadowolony obrotem rozmowy urzędnik.
- Oczywiście. Tylko najpierw proszę mnie poinformować jak się pan nazywa i jakie stanowisko pełni pan w banku – odpowiedział Mateusz.
- Ewaryst Konieczny, jestem kierownikiem do spraw administracyjnych banku, który jak pan pewnie wie dokonał przejęcia podmiotu, z którym ma pan podpisaną umowę na prowadzenie rachunku bankowego. A więc słucham: skąd są te pieniądze? - głos urzędnika stał się bardzo stanowczy.
- To musieli panu dołożyć jakieś dodatkowe obowiązki, skoro pan się interesuje pieniędzmi mojej parafii. Ale proszę bardzo, można odnotować, że pieniądze pochodzą ze zbiórki ofiar na cele parafialne podczas wizyty duszpasterskiej - odparł Mateusz, który w sumie chciał już po prostu wyjść i wrócić do domu. Jakoś nie widział możliwości ewangelizowania osoby, którą miał przed sobą. Nie sądził też, że przejęcie jego banku przez inny może spowodować jakieś większe przetasowania personalne na tak niskim szczeblu, ale najwyraźniej się mylił.
- Dziękuję za informację - odparł chłodno urzędnik. - A tak gwoli informacji: te wizyty duszpasterskie to też są dobrowolne, czy się każdemu pakujecie do domu jak leci? - ironiczny uśmieszek znowu pojawił się na twarzy pana Ewarysta.
- A panu się jakiś ksiądz do domu wpakował? - zapytał Mateusz patrząc w oczy rozmówcy.
- Ależ skąd! U mnie w domu panuje światopoglądowa neutralność i myślę, że takie miejsca omijacie z daleka - pan Ewaryst Konieczny chyba dążył do konfrontacji.
- No to sam pan sobie odpowiedział - nie pakujemy się do domu wszystkim jak leci, skoro panu się nikt nie wpakował. Ale muszę panu powiedzieć, że bywam u ludzi, u których panuje światopoglądowa neutralność, na ich zaproszenie. I zawsze jest bardzo interesująco. A nawet jednego takiego udało mi się przekonać, że taka neutralność to też jest swoiste wyznanie, a skoro już w coś wierzyć, to lepiej w Boga...
- No chyba nie będzie mnie pan tutaj nawracał na te wasze... zabobony! - pan Ewaryst gwałtownie przerwał Mateuszowi.
- Nie. Nie będę pana nawracał, proszę się nie denerwować. A już na pewno nie dzisiaj - odpowiedział z uśmiechem Mateusz.
- Panie Bronku, proszę poprosić kasjerkę, niech policzy i przyjmie te pieniądze - pan Ewaryst zwrócił się do jednego z ochroniarzy. - A panu tylko powiem, że to wszystko zmierza ku końcowi! - szczeknął w kierunku Mateusza.
- Wiem, słyszałem o tym. Ta cała bańka, którą napompowaliście tym pieniądzem fiducjarnym prędzej czy później pęknie i cały ten system bankowy kiedyś runie....
- Nie to mam na myśli! Co pan wygaduje? Pan nie wie o czym pan mówi! Zmierza ku końcowi wasza bezkarność! Wreszcie ludzie zaczynają przeglądać na oczy, a nowe siły polityczne w końcu ukrócą wasze przywileje, opodatkują tackę, wypowiedzą konkordat i zobaczymy, czy tak się będzie pan uśmiechał - pan Ewaryst wreszcie wyłożył karty na stół.
- Panie Ewaryście, proszę mi powiedzieć, czy jakiś ministrant, albo nie daj Boże ksiądz, przejechał panu gwoździem po karoserii nowego samochodu? - zapytał Mateusz zupełnie zbijając swojego rozmówcę z pantałyku.
- O czym pan mówi? - powiedział bezwiednie patrząc na Mateusza zdumionymi oczami.
- Wydaje się pan mieć w sobie takie pokłady nienawiści, że to musi być coś osobistego... Wie pan, jak miałem sześć lat, to mi się taka Kaśka podobała, ale mój kolega Jacek podszedł do niej i ją przy wszystkich pocałował w policzek. Przy wszystkich! A wszyscy wiedzieli, że ona mi się podoba, tylko nie miałem śmiałości. Ale jak on mi taki numer wykręcił, to ja normalnie poszedłem na podwórko i mu... nasikałem na rower. Tak, mówię panu, byłem na niego zły... – Mateusz opowiadał z wielkim przejęciem.
- Pan sobie ze mnie jakieś kpiny robi... - urzędnik zdawał się nie wierzyć swoim uszom. - Pan się ze mnie nabija...
- Ależ skąd! Ja po prostu widzę jak pan jest emocjonalnie zaangażowany w walkę z klerem, więc próbuję zrozumieć, wczuć się w pana sytuację...
- Proszę wyjść! Ja już z panem skończyłem! Ale my jeszcze z wami nie skończyliśmy! - krzyczał za Mateuszem, który już zmierzał do wyjścia, ale nagle się zatrzymał.
- Przepraszam - powiedział Mateusz, - to w końcu pan ze mną skończył czy nie, bo nie mam zwyczaju wychodzić w połowie rozmowy.
- No przecież mówię, że skończyłem! Na dzisiaj skończyłem! Wyprowadzić go! - pan Ewaryst się zagalopował, a Mateusz ponownie się zatrzymał.
- Panie Ewaryście, czyżbym ja zamiast do banku jako klient, przyszedł do jakiegoś sądu albo na posterunek jako oskarżony i nic o tym nie wiedział? - zapytał Mateusz.
- Pan Ewaryst już wychodzi – zza pleców Mateusza dobiegł nieznany mu głos. Kiedy się odwrócił zobaczył stojącego w drzwiach innego kierownika, którego znał od lat, pana Mirka, zapewne sprowadzonego tu przez ochroniarza, który poszedł po kasjerkę. Ewaryst rzucił mu jeszcze wrogie spojrzenie i wyszedł bez słowa.
- Słyszałem tylko ostatnie księdza zdanie, a i tak wiem, że pewnie muszę przeprosić – powiedział pan Mirek wyciągając rękę do przywitania. - Proszę się nie przejmować, choć niestety nie mogę księdza zapewnić, że to się więcej nie powtórzy...
- Rozumiem, że pan Ewaryst nie będzie w naszej placówce tylko na czas przejęcia banku - skonstatował Mateusz.
- Zgadza się. Raczej tutaj zostanie na dłużej, jeżeli poukłada dobrze sprawy administracyjne, to być może nawet awansuje – powiedział pan Mirek.
- A co z panem?
- Mnie brakuje pół roku do emerytury, więc myślę, że dociągnę tutaj do końca, choć powiem proboszczowi, że z tym całym Ewarystem to nie wiem, czy dam radę. Proszę to potraktować, jak na spowiedzi, mam do księdza zaufanie, ale to jest jeden z tych, co naprawdę mają niezłe kompetencje, lepiej się poruszają w nowych realiach od nas, ale to co sprawia, że szybko awansują, to absolutny brak ludzkich uczuć. Nie ma lepszych do redukcji zatrudnienia, ale też do osiągania wyników finansowych. Cały czas czuje się jego oddech za plecami, cały czas narzeka, cały czas straszy, że jak nie dasz rady, to jest pięciu lepszych na twoje miejsce, więc albo bądź lepszy ty, albo lecisz. Powiem księdzu, że już te androidy w filmach miały więcej uczuć - zakończył swój wywód pan Mirek.
- No i jeszcze z tego co na własnej skórze zdążyłem się przekonać, politycznie poprawny do bólu - uśmiechnął się gorzko Mateusz.
- Uśmiałby się ksiądz, jakbym księdzu powiedział, co robił dziesięć lat temu – powiedział kierownik.
- Z tego co pan mówi, to obawiam się, że mógłbym zapłakać... - powiedział Mateusz. - Zaraz, zaraz, niech zgadnę... Nosił baldachim nad księdzem podczas procesji Bożego Ciała?
- Bingo, księże proboszczu...

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!