TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 06:54
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 293/1

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 293/1

Za oknem nie przestawał sypać śnieg i w Mateuszu zmagały się ze sobą sprzeczne uczucia. Chłopiec, który w nim był, nie mógł się nacieszyć z zimowej scenerii na Święta Bożego Narodzenia, a proboszcz myślał o opłatach za prąd i ogrzewanie kościoła i brudnej posadzce, którą będzie trzeba co chwilę wycierać, żeby świątynia wyglądała jak Pan Bóg przykazał.

Mimo wszystko jednak chłopiec brał górę i czuł jak się w nim nakręca entuzjazm i nawet myśl o zaczynającym się tuż po Świętach kolędowym maratonie nie była w stanie go przygasić. Niespodziewanie przyszła mu do głowy myśl, która zwykle przychodziła zbyt późno, a mianowicie żeby w tym roku wysłać do rodziny i przyjaciół tradycyjne kartki świąteczne z indywidualnymi życzeniami dla każdego. Ręcznie wypisane. To była rzecz, do której chciał wrócić już od wielu lat, ale zawsze przypominał sobie o tym kiedy do niego docierały pierwsze kartki i zwykle było już zbyt późno, aby samemu też wysłać, no i przedświąteczny kołowrotek właśnie osiągał swoje apogeum. Tym razem do Świąt pozostało jeszcze kilka dni, a jakby nie spojrzeć obecność aż trzech wikariuszy dawała mu jednak wiele swobody. Aby więc diabeł, jak to często się zdarza, „nie wydziobał” mu z głowy dobrego pomysłu, a do popołudniowej spowiedzi pozostało jeszcze ponad pięć godzin, Mateusz natychmiast wsiadł w samochód i udał się do katolickiej księgarenki, gdzie panie chętnie brały w komis różne rękodzieła od prywatnych osób i nieraz można było natrafić na prawdziwe perełki.
- Szczęść Boże paniom - zagaił wchodząc do księgarni. - Mam do was wielką prośbę: nie macie jakichś ładnych kartek świątecznych? Postanowiłem sobie pierwszy raz po wielu latach napisać normalne kartki świąteczne do moich bliskich, a nie mam nic ładnego w domu, mam nadzieję, że mnie poratujecie - Mateusz patrzył na kobiety proszącym wzrokiem. Panie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, których sensu do końca nie zrozumiał, ale cierpliwie czekał na odpowiedź.
- To co, takie rekolekcyjne postanowienie? - zapytała jedna z pań.
- Wie pani co? Wstyd powiedzieć, ale raczej ten sypiący śnieg mnie zainspirował - odpowiedział szczerze Mateusz i w duchu nawet się sam przed sobą zawstydził, że ani po rekolekcjach które odbył osobiście dwa tygodnie temu, ani po rekolekcjach w jego parafii, nie podjął jakiegoś konkretnego postanowienia, a teraz spadł śnieg i go wzięło. Jednocześnie obiecał sobie w tym momencie, że nigdy już nie będzie się zżymał na ludzi narzekających na Święta bez śniegu, bo jakkolwiek śnieg nie jest ich istotą, to jednak na swoim własnym przykładzie zauważył, że ma całkiem spore przełożenie na aspekt uczuciowy.
- Trochę się ksiądz spóźnił - powiedziała druga pani.
- Naprawdę nic nie macie? - jęknął Mateusz czując jak mu cały entuzjazm opada.
- Niby coś nam zostało, ale to nic szczególnego - odpowiedziała sprzedawczyni. - Ale wie ksiądz co? Ponieważ zbliża się Wigilia i trzeba być dobrym, to weźmiemy pod uwagę, że jest ksiądz jednym z niewielu kapłanów, którzy u nas regularnie nabywają jakieś książki i odstąpimy księdzu kartki, które zostawiłyśmy dla siebie. Są naprawdę śliczne, wystawiła je u nas katechetka od Zbawiciela i poszły wszystkie w parę godzin. Ja mam pięć i koleżanka ma pięć. Jak się ksiądz zadowoli, to proszę wziąć, tylko w przyszłym roku prosimy o nas nie zapominać - powiedziała z uśmiechem podając Mateuszowi absolutnie rewelacyjne, ręcznie wykonane cudeńka.
- Czyli to jednak prawda, że w księgarniach mogą pracować tylko anioły - Mateusz był przeszczęśliwy. - Naprawdę nie wiem, jak ja się wam odwdzięczę.
- Wie ksiądz - powiedziała kobieta wkładając kartki do foliowej torebki.
- To ja wezmę jeszcze te aniołki na prezenty dla scholki – powiedział Mateusz wskazując na półkę.
- O proszę, jaki ksiądz domyślny - uśmiechnęła się sprzedawczyni ściągając aniołki z półki. Mateusz zapłacił za wszystko i szybko przemieścił się do domu, żeby natychmiast zasiąść do wypisywania kartek. Kiedy jednak dotarł do domu i siadł przy biurku nagle zdał sobie sprawę, że swoje internetowe życzenia wysyłał do jakichś dwustu osób, a miał zaledwie dziesięć kartek. Zaczął więc sporządzać listę tych, do których je wyśle i wybór okazał się niesłychanie trudny. Stanęły przed nim jak żywe dziesiątki ludzi i sytuacji z blisko pięćdziesięciu lat życia i po raz kolejny uzmysłowił sobie, jak bardzo Bóg mu pobłogosławił przez osoby, które postawił na jego życiowej drodze. I bądź tu teraz mądry i wybierz spośród nich dziesięć, a właściwie dziewięć, bo przecież na pewno trzeba napisać do brata i jego rodziny. Najpierw spisał sobie osoby, które jego zdaniem absolutnie nie mogły być pominięte. Bardzo szybko przekroczył limit dziewięciu osób, ale pomyślał, że na razie nie będzie się tym przejmował. Spisze, a potem będzie eliminował. I tak nazbierały się 34 osoby, a właściwie w większości rodziny. I kogo tu wykreślić? Przypomniał sobie, jak znajomy Amerykanin tłumaczył mu kiedyś, z jaką łatwością w języku angielskim używanym w Stanach powstają nowe czasowniki, a jako przykład podał słowo „defriend”, które pojawiło się wraz z rosnącą popularnością portali społecznościowych i oznaczało usunięcie kogoś z listy przyjaciół czy też znajomych na swoim profilu, choćby na Facebooku. I może łatwo jest usuwać takie nazwiska czy nickname osób, które poznało się tylko wirtualnie, ale jak tu usunąć kogoś z listy, jeżeli spędziło się z nim kawał życia i często wiele się mu zawdzięcza? Na kilka minut ogarnęło go zniechęcenie, a właściwie złość na samego siebie, że nie pomyślał o tych kartkach wcześniej i nie nabył odpowiedniej ilości. Kiedy o tym myślał to wręcz przypominały mu się sytuacje sprzed zaledwie kilku dni, kiedy na różnych kiermaszach, jasełkach i przedstawieniach było tych kartek mnóstwo, do wyboru i koloru. I on często nawet zostawiał pieniądze sprzedającym, „żeby wesprzeć szlachetną inicjatywę”, ale nic nie brał! A teraz musi „zdefriendować” ponad 20 spośród swoich przyjaciół. Musiał przyjąć jakieś kryterium i postanowił pogrupować osoby w taki sposób, aby wybrać jednego przedstawiciela i uczynić go w pewnym sensie „posłańcem” swoich życzeń do innych. Nawet ten zabieg okazał się dość skomplikowaną procedurą, ale ostatecznie, po wykreśleniu księży, udało mu się stworzyć siedem małych grup ludzi, którzy mieli kontakt pomiędzy sobą i została mu jeszcze tylko... Ania, która według jego wiedzy raczej nie miała kontaktu z innymi osobami z jego listy. Zastanowiło go to. Przecież Ania była z pierwszej grupy młodzieży, którą się opiekował jako wikariusz. Jak to możliwe, że z nikim innym nie był w kontakcie? Po dłuższym rozmyślaniu doszedł do wniosku, że z jednej strony i owszem, sporadycznie miał kontakt z innymi osobami z tamtych czasów, ale nie na tyle intensywny, żeby wpisać ich na listę tych, którzy nie mogą być pominięci, a z drugiej to jednak pojawianie się Ani w kolejnych etapach jego życia, jej problemy, a zwłaszcza styl i pogoda ducha z jakimi z nich wychodziła i przede wszystkim rady i wsparcie, jakich ona mu udzielała, czyniły z niej osobę absolutnie wyjątkową. Jedna pani, pani Helenka, która miała okazję wielokrotnie być świadkiem tego pojawiania się Ani w życiu Mateusza i on nawet się obawiał, czy pani Helenka nie pomyśli sobie czegoś złego, powiedziała mu kiedyś, że to sam Duch Święty przychodzi pod postacią Ani. Mateusz uśmiał się wtedy serdecznie, ale patrząc z perspektywy czasu na ich absolutnie czystą i piękną przyjaźń mógł zobaczyć, jak wiele decyzji podjętych po rozmowach z nią okazało się nie tylko trafnymi, ale wręcz zbawiennymi. Bez względu na to, co mogłyby pomyśleć osoby postronne, gdyby wiedziały, że tylko Ania otrzyma od księdza osobną kartkę, to ona absolutnie na nią zasługiwała i oprócz Mateusza tylko Bóg wie jak bardzo. No i może jeszcze pani Helenka. Bardzo zadowolony z siebie zatarł ręce i zabrał się za pisanie. Zaczął od brata. „Drogi braciszku, serdecznie pozdrawiam Ciebie, jak również Twoje ukochane skarby płci pięknej, a właściwie przepięknej w Waszym przypadku ;) W tym świętym czasie, kiedy przypominamy sobie i przeżywamy raz jeszcze, jak to Pan Bóg zechciał być tak intymnie blisko każdego z nas, że sam stał się człowiekiem, pragnę życzyć Wam byście z tej Jego obecności i bliskości czerpali garściami każdego dnia i napełniali się miłością. To wszystkim wyjdzie na dobre. A ja korzystam z okazji, aby przeprosić Was, że niestety nie mam takiej mocy jak Pan Jezus, by być blisko Was i szczerze mówiąc pojawiam się zbyt rzadko. Przepraszam. Mam Was zawsze w moich modlitwach, ale postaram się w Nowym Roku trochę bardziej prześladować Was swoją obecnością ;) Radości, miłości i pokoju! Brat, szwagier i wujek Mateusz (Tak, tak! Trudno uwierzyć, ale naprawdę jeszcze żyję ;)”.
Mateusz odłożył długopis i z niedowierzaniem patrzył na to, co napisał. A właściwie JAK napisał! On sam z trudem mógł się doczytać, a niektórych słów się tylko domyślał. I jak jego brat, bratowa i bratanice mają to odszyfrować? Jak zwykle w takich sytuacjach naszedł go raptowny napad złości i podarł napisaną już kartkę na drobne kawałki i z całej siły wrzucił do kosza na śmieci pod biurkiem.
- Świetnie! To teraz mam dziewięć kartek! - powiedział sam do siebie i ponownie sięgnął do swojej listy, aby dokonać „defriendyzacji” jednej z grup. Albo brata. Albo Ani.
- Nie, no brachol zostaje i Ania też... - powiedział półgłosem i przebiegał wzrokiem swoją listę z góry na dół. Z ciężkim sercem postanowił usunąć „grupę włoską”. - Znając zwyczaje włoskiej poczty kartki pewnie dotarłyby pod koniec stycznia - tłumaczył się sam sobie. - Napiszę do nich maila, ale do każdego z osobna z indywidualnym tekstem.
Następnie chwycił długopis, westchnął głęboko i bardzo powoli, niemal kaligrafując, zaczął raz jeszcze pisać kartkę do brata. Zdążył napisać „Drogi braciszku...”, gdy usłyszał sygnał przychodzącego esemesa. Od Daniela. „Może byś proboszcz jednak przyszedł do konfesjonału, bo ludzi jak mrówków”.

 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!