TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:57
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 231

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 231

jasna

Mateusz, nie możesz mi odmówić tej przysługi - Darek nie dawał za wygraną.

- Darek, ty wiesz, że ja większość moich kapłańskich lat poświęciłem młodzieży i kocham młodzież, ale powoli dobiegam pięćdziesiątki i nawet młodych z mojej parafii nie potrafię ogarnąć, nie ma mnie na Facebooku ani Instagramie - tłumaczył się Mateusz.

- No i dobrze, bo to już przeszłość, na fejsie siedzą stare ramole - przerwał mu Darek.

- Ach tak? To młodzi teraz gdzie „przesiadują”? - zdziwił się Mateusz.

- Snapchat. I właściwie trudno powiedzieć, że przesiadują, bo to taka aplikacja gdzie się wrzuca filmik albo zdjęcie, które pojawiają się u odbiorców przez 10 sekund i potem znikają - wyjaśnił Darek pokazując jednocześnie aplikację na swoim telefonie. - O właśnie dostałem coś od Igora, zobacz!

- Czekaj, czekaj, nie zdążyłem przeczytać! Puść to jeszcze raz!

- Nie da się. Na tym to polega, dziesięć sekund i koniec, amba, nie ma! - śmiał się Darek.

- Jasny gwint! - Mateusz aż się oparł z wrażenia o ścianę -  I pomyśleć, że kiedyś były piękne kaligrafowane listy, które się przechowywało przez całe życie, potem maile, esemesy, facebook i teraz to diabelstwo: dziesięć sekund i po informacji. Błysk! I nie ma! Koniec. Miejsce na następne... Ja nie mogę... Ty widzisz ku czemu to zmierza? Nie ma nic stałego! Wszystko jest chwilowe, ulotne, właściwie nieprawdziwe, bo skoro już tego nie ma... - Mateusz był autentycznie zszokowany, podczas gdy Darek się uśmiechał.

- No, ale tam są dzieciaki i tam trzeba też z nimi być - skonstatował Darek.

- A więc musisz zrozumieć, że ja się już do tego nie nadaję, ja z młodzieżą z snakczata, czy jak się to diabelstwo nazywa, nie mam nic wspólnego nie nadążam – gorączkował się Mateusz.

- Nie snakczat, tylko snapchat - śmiał się Darek. - Poza tym, nie proszę cię żebyś wchodził na portale czy komunikatory, ale żebyś pojechał z moją młodzieżą na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa, bo ja nie mogę - jęknął Darek pukając się w gips, który pokrywał całą jego lewą kończynę dolną.

- A nie mogli ci takiego stelaża założyć zamiast całego gnata w wapno wrzucać? - dziwił się Mateusz.

- No ponoć nie mogli, ale nawet ze stelażem, czy jakimkolwiek innym usztywnieniem też bym nie mógł pojechać do tego Krakowa. Mateusz no proszę cię, naprawdę nie mam z kim ich wysłać, a jestem pewien, że w głębi serca bardzo chciałbyś tam pojechać i szczerze nie mogę zrozumieć, czemu tak świrujesz. Ja cię tu zastąpię, znam ludzi, a ludzie mnie znają, w końcu byłem tu z tobą prawie rok, ty raz prowadziłeś rekolekcje u nas i przynajmniej część ekipy ciebie kojarzy, więc dlaczego się migasz? - zakończył Darek a Mateusz też przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Darek miał rację, w głębi serca bardzo chciał pojechać na te Światowe Dni Młodzieży, ale ponieważ w całym dekanacie młodzieży uzbierało się zaledwie około pięćdziesiątki, więc z ciężkim sercem zgodził się, aby grupę z dekanatu poprowadził wikariusz z sąsiedniej parafii, a on Mateusz miał trochę pomóc w zastępstwie. Początkowo nawet chciał zaprotestować i tak sprawy poustawiać, żeby i on mógł pojechać, ale kiedy wśród młodzieży ze swojej parafii zobaczył entuzjazm, że pojadą „z młodym księdzem, a nie z proboszczem”, to mu od razu przeszło. I teraz Darek, któremu się zachciało latem pojeździć na nartach po igielicie złamał nogę i błagał go o zaopiekowanie się jego grupą. I był w kropce. No bo z jednej strony nie pojedzie ze swoimi, a pojedzie z innymi? Sam zawsze się denerwował, kiedy niektórzy księża nie chcieli prowadzić grup pielgrzymkowych z parafii, w których aktualnie byli wikariuszami, bo „serce zostawiali” w innej grupie i woleli z tamtą pielgrzymować... A teraz sam staje przed dylematem, tyle że chodzi o młodzież, której tak naprawdę nie znał. I co tu ukrywać, trochę się obawiał, że nie da rady przekonać ich do siebie w zaledwie trzy czy cztery dni. Nawet nie wiedział, czy podzielić się tymi wątpliwościami z Darkiem.

- Pewnie masz rację, gdzieś tam w głębi serca to rozpaczam, że nie będę w te dni w Krakowie, ale już nawet moi parafianie mówią, że jestem stary - skierował mimo wszystko rozmowę na inny tor, zresztą prawdziwy, bo tak się złożyło, że oprócz młodzieży, która ucieszyła się, że pojedzie z „młodym księdzem” na ŚDM, miały miejsce również inne epizody, które go lekko zdołowały.

- Co takiego ci powiedzieli twoi kochani strzywążanie? - zaciekawił się Darek.

- No choćby w szkole jest problem z katechetką, która idzie na macierzyński i potrzeba kogoś na zastępstwo na kolejny rok szkolny i kiedy ja zdobyłem się na absolutne bohaterstwo i stwierdziłem, że jeśli jest taka konieczność, to przypomnę sobie jak się uczy, a pani dyrektor z rozbrajającą szczerością wyznała, że myślała raczej o kimś młodszym - odpowiedział Mateusz.

- I to cię tak dotknęło? A może po prostu kobietka ma już kogoś na myśli i dlatego musiała cię jakoś odstawić?

- A wiesz, że o tym nie pomyślałem? - zdumiał się Mateusz, który teraz poskładał puzzle i przypomniał sobie o pani od historii, która miała mało godzin a ukończyła również teologię i niewątpliwie była znacznie młodsza od niego i to z trójką dzieci do wyżywienia.

- Ty Mateusz to czasem musisz pamiętać, że nie wszystko co mówią ludzie należy brać dosłownie i do siebie, bo nieraz jest drugie, a nawet trzecie i czwarte dno - uśmiechnął się Darek.

- No tak, ale to nie jedyny przypadek kiedy mi wytknęli, że jestem stary ramol - bronił się Mateusz, ale jakoś nie mógł sobie w tej chwili przypomnieć innych epizodów.

- Oj Mateusz, zmuszasz mnie do użycia ostatecznego argumentu. Powiem tak, jak ty nie pojedziesz z moimi dzieciakami, to nie pojadą wcale - wypalił Darek.

- Nie szantażuj mnie, możesz poprosić choćby tego młodego księdza od Świętych Męczenników, jak on się nazywa... Łukasz?

- Łukasz? Ten co organizował wyjazd na rekolekcje i, taki drobiazg, zapomniał załatwić autobusy? - zapytał ironicznie Darek.

- A, to on... - Mateusz przypomniał sobie, że taka historia po diecezji krążyła.

- Mateusz, ty jesteś moim pierwszym wyborem. Ale wiedziałem, że będziesz kombinował, więc pomyślałem też o innych. Ale ci, co są wolni, czyli nie są już zaangażowani w wyjazd z młodzieżą na ŚDM, to akurat bardzo dobrze, że nie jadą. Kogo mam wziąć? Tego co zostawił dwójkę gimnazjalistów w Tatrach, bo się spóźnili  na zbiórkę? Czy tego, co na oazach z młodzieżą o 22.00 zamyka się w pokoju i choćby się paliło, nie wychodzi przed 7.00 rano? Więc albo ty się tego podejmiesz i ja mogę być spokojny, albo dzieciaków zostawiam w domu.

- Ok - powiedział Mateusz.

- Ok co? - nie od razu zrozumiał Darek.

- Pojadę z nimi. Ale jutro, a najdalej pojutrze chcę całą tę ekipę mieć tutaj na ognisku, muszę ich poznać, zobaczyć w co się pakuję - powiedział stanowczo Mateusz.

- Deal! - wykrzyknął Darek i jakby się obawiał, że Mateusz może się rozmyślić, szybko się pożegnał. I chyba dobrze zrobił, bo już po chwili Mateusz zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił, ale powoli plan działania kształtował się w jego głowie. Na ognisko zaprosi też swoich, którzy jadą na ŚDM w grupie dekanalnej, kto wie, może uda się, że by w Krakowie byli gdzieś blisko siebie. A tak czy inaczej poznają się z innymi, taka kontynuacja Światowych Dni Młodzieży w diecezjach. Pomost. Ognisko pomostowe. Nawet mu się spodobała nazwa. Czuł, że zaczyna się ekscytować. Nie wiedzieć dlaczego wykonał kilka przysiadów. Z trudem. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.

- A wy co? - zdziwił się kiedy przed drzwiami zobaczył swoich ministrantów w strojach sportowych.

- Idziemy grać w piłkę. Mama mi powiedziała, że może ksiądz by zagrał z nami? - powiedział Oskar a Mateusz aż się uśmiechnął, bo młodsza siostra Oskara była w grupce dzieci pierwszokomunijnych, a ich mam była jedną z „gwiazd” parafii. Czyżby ta mądra kobieta wyczuła, że ostatnio poczuł się trochę staro?

- Nie wiecie o co prosicie, zmasakruję was!!! - krzyknął bojowo Mateusz.

- To my księdza zmasakrujemy!!! - chłopaki zaczęli wrzeszczeć zadowoleni, że Mateusz z nimi zagra. Po pięciu minutach biegali już po pobliskim orliku. Po kolejnych pięciu minutach Mateusz zgięty w pół z trudem łapał oddech. Po kolejnych pięciu, poprosił o zmianę i leżał na trawie obok boiska. I myślał o Krakowie.     

Jeremiasz Uwiedziony

Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!