TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 03:10
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 314

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 314

- To chyba teraz ja się muszę odwzajemnić i zaprosić księdza proboszcza do nas - powiedziała Żaneta, kiedy Mateusz po obiedzie wniósł kawę.
- O nie! Nie ma mowy - uśmiechnął się.
- Ale dlaczego? - zapytała Aldona, która razem ze swoim mężem, Żanetą i jej synkiem Piotrusiem towarzyszyła Mateuszowi w sobotnim grzybobraniu i późniejszym obiedzie na plebanii. - Chyba ksiądz proboszcz też ma prawo odwiedzić mnie i Romka, czy Żanetę i zjeść obiad czy kolację.
- No właśnie! - w dyskusję włączył się również Piotruś, a jego mama z wielkim znakiem zapytania na twarzy też niecierpliwie oczekiwała na odpowiedź.
- Oczywiście, że mogę. Ale myślę, że powinniście pamiętać starą zasadę filozofa Seneki, który mówił, że zbyt szybka chęć nieodwzajemnienia się oznacza niechęć przyjęcia daru – z mądrą miną oznajmił Mateusz.
- Nic z tego nie rozumiem - odparł Piotruś marszcząc czoło i wykrzywiając usta.
- Przyznam się, że ja też nie za bardzo – dołączył się Romek, mąż Aldony.
- Spróbuję wyjaśnić - Mateusz odchrząknął szykując się do dłuższego dyskursu. - Chodzi o to, że dar powinien być przyjęty jako dar, a nie jako zobowiązanie. Dajemy coś komuś nie dlatego, że się spodziewamy wzajemności, ale po prostu chcemy go obdarować i nic nie mieć w zamian. Zresztą, to samo mówi Pan Jezus, kiedy nas przestrzega, że jeżeli zapraszamy na przyjęcie tylko naszych przyjaciół albo pożyczamy tylko tym, od których się spodziewamy, że nam oddadzą, albo czynimy dobro tylko tym, którzy nam czynią dobro, to nic dobrego tak naprawdę nie robimy. Prawdziwy dar jest wtedy, kiedy nie spodziewamy się niczego w zamian. A może jeszcze bardziej wtedy, kiedy nie ma najmniejszych szans, żeby ten ktoś się odwzajemnił. I teraz wracamy do Seneki. Według niego, jeżeli ja was dzisiaj zaprosiłem, a wy natychmiast zapraszacie mnie z rewizytą, to może to oznaczać, że czujecie się niezręcznie z powodu skorzystania z mojej gościnności i chcecie natychmiast wyrównać rachunek. Rozumiecie teraz? - zakończył Mateusz, spoglądając po wszystkich dookoła.
- Niby tak - odparł najmłodszy z towarzystwa Piotruś. - Ale kiedyś, kiedyś, kiedyś będziemy mogli księdza zaprosić?
- Oczywiście, ale nie dlatego, że czujecie się zobowiązani - wyjaśnił Mateusz.
- Hmmm... To ile czasu musi minąć, żeby już było można? - nie dawał za wygraną Piotruś.
- Piotruś, daj już spokój – powiedziała Żaneta do syna. - Ks. Mateusz wie, że go lubisz i na pewno znajdzie sposób, żebyście się mogli zobaczyć, prawda ks. Mateuszu?
- Oczywiście! O! Zapraszam na nabożeństwo różańcowe. W przyszłym tygodniu ja będę prowadził te dla dzieci, więc możemy się widzieć nawet codziennie - Mateusz wykorzystał sytuację, aby zaprosić towarzystwo na wspólną modlitwę.
- Super! To my z mamą przyjdziemy codziennie! - Piotruś wydawał się być bardzo uszczęśliwiony perspektywą codziennych spotkań.
- No to wygląda na to, że jesteśmy umówieni - uśmiechnął się Mateusz, żegnając się z wychodzącymi gośćmi.
- Bardzo ładnie to ksiądz proboszcz rozegrał - pochwalił go Dawid kiedy zostali sami z wikariuszami.
- E tam, proboszcz się wystraszył kolacji u pani Żanety i dlatego takie bajery wstawiał - zażartował Szymon.
- Nie bądź taki mądry - z uśmiechem strofował go Mateusz. - Jakiegoś zagrożenia ze strony pani Żanety nie dostrzegam, wydaje mi się, że kobieta naprawdę dobrze się trzyma na drodze wiary, ale trzeba zachować jakiś zdrowy rozsądek we wszystkim. Nie można, ot tak, rzucać się w wir jakichś spotkań towarzyskich z osobami, które zna się bliżej zaledwie od kilku dni. No i trzeba też uważać przy całej miłości do dzieci, żeby nie zacząć nagle odgrywać figury ojca, bo przecież to dziecko ma swojego prawdziwego tatę - próbował sprowadzić rozmowę na poważniejsze tory.
- No ale już się proboszcz teraz nie wycofa z tego Różańca dla dzieci w przyszłym tygodniu, Piotruś byłby rozczarowany - zauważył Dawid.
- Oczywiście, że nie, czemu miałbym się wycofać? - zdziwił się Mateusz.
- Bo w przyszłym tygodniu przypadała moja kolej, ale słowo się rzekło - cieszył się Dawid.
- Faktycznie! - patrząc na niego, Mateusz klepnął się w czoło prawą dłonią. - Nie mogłeś od razu zareagować przy stole?
- Jakże bym mógł zabierać dziecku radość spotkania z ulubionym księdzem - Dawid udawał śmiertelnie poważnego.
- No dobra, niech będzie. Ale to oznacza, że kolejny tydzień z rzędu wstajesz na Mszę rano – skomentował Mateusz.
- Jak to? - Dawid był autentycznie zaskoczony, bo nie za bardzo lubił wcześnie wstawać.
- Ano tak to, że kto ma Różaniec dla dzieci ma też Mszę bezpośrednio po nim, co cię tak dziwi? - wtrącił się w rozmowę Szymon.
- O rany... Nie skojarzyłem tych faktów... - jęknął zaskoczony Dawid.
- Ale, jak mówisz, słowo się rzekło - uśmiechnął się Mateusz zamykając temat.
- No dobra, ja na te poranne Msze wstanę, co nie zmienia faktu, że obudzę się koło 9.00 - westchnął Dawid i pomaszerował do kuchni.

***

Trzeci już tydzień nabożeństw różańcowych przyniósł mały spadek i tak już od początku nielicznej grupki dzieci i Mateusz zastanawiał się, co ma zrobić. Kiedy wyszedł na kościół, aby zobaczyć czy wszystko jest właściwie przygotowane, zobaczył Piotrusia stojącego na pierwszym schodku wiodącym do prezbiterium. Natychmiast przyszedł mu do głowy pomysł.
- Piotruś, chciał zostać ministrantem? - zapytał.
- Ale ja nie mam żadnej komży - zasępił się chłopiec spoglądając na niego.
- O, widzę, że nawet wiesz, jak się nazywa strój ministrancki - zdziwił się Mateusz. - Nic nie szkodzi, chodź ze mną do zakrystii.
- I tak od razu będę mógł być w komży na Różańcu? - chłopakowi zaświeciły się oczy. Mateusz przez chwilę wrócił myślami do czasów, kiedy on sam był w wieku Piotrka. Wówczas kurs ministrancki trwał okrągły rok. I przez ten rok nie tylko nie mógł nosić komży, ale też podczas liturgii nie mógł pełnić żadnej funkcji. Tylko się przyglądać i uczyć. Dzisiaj to już było chyba niemożliwe. Jeżeli kogoś udało się namówić, to należało natychmiast jak najbardziej zaangażować go, inaczej szybko się zniechęcali.
- Tak, Piotruś, chociaż na razie będziesz tylko kandydatem, ale już możesz być na Różańcu w komży albo w specjalnej szarfie. Choć, zobaczymy - odpowiedział Mateusz i wprowadził chłopca do zakrystii. Szarfa niespecjalnie podobała się Piotrkowi i w dodatku ciągle mu się zsuwała ku jego niezadowoleniu.
- Wiesz co Piotruś? Zróbmy tak: dzisiaj wyjątkowo założysz cały strój ministrancki, a od jutra będziesz jak kandydaci w szarfie. Co ty na to?
- Super! - chłopcu znowu zabłysły oczy.

Starsi ministranci pomogli mu założyć czerwoną albę i białą komeżkę na wierzch, a następnie rozdzielali między siebie funkcje do sprawowania podczas nabożeństwa i Mszy Świętej. Zauważyli, że Piotruś przysłuchiwał się im z wielką uwagą, więc najstarszy z nich, Kuba, postanowił, że Piotruś poda księdzu welon. Szybciutko go przeszkolili i od tego momentu chłopak nie wypuszczał welonu z rąk, bardzo z siebie dumny i przejęty. Nabożeństwo rozpoczęło się punktualnie i Mateusz natychmiast zauważył, że chłopiec bardzo dobrze odnajdywał się w prezbiterium. Wiedział kiedy należało klęknąć, mało tego. W przeciwieństwie do wielu starszych kolegów, których ks. Dawid trochę rozpuścił pozwalając im usiąść, jeżeli rozbolą ich kolana od klęczenia przed Najświętszym Sakramentem, Piotruś przez cały czas wystawienia był na kolanach i wstał dopiero wtedy, kiedy należało księdzu podać welon. Kiedy się skończyło nabożeństwo Mateusz chciał po modlitwie pochwalić chłopca za piękną służbę, pomimo że debiutował w tej roli, ale ubiegł go... Kuba.
- Piotrek, a ty aby już nie byłeś wcześniej ministrantem? Zachowałeś się jak weteran – powiedział klepiąc chłopaka po plecach.
- Nigdy nie byłem, ale zawsze chciałem być, dlatego przyglądałem się zawsze uważnie w kościele i trochę ćwiczyłem sam w domu - odpowiedział szczęśliwy Piotruś.
- To czemu nie zgłosiłeś się wcześniej? - zdziwił się Mateusz.
- Bo zawsze widziałem ministrantów z tatusiami, a mój... a mój... a mój tato nie mieszka z nami i nie miał mnie jak przyprowadzić. Ale teraz jak mi ksiądz proboszcz kazał, to już nie mam wyjścia - uśmiechnął się ponownie. 

Jeremiasz Uwiedziony 
Ilustracja Marta Promna

 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne
i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!