TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 01:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 238

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 238

Mateusz usiadł do konfesjonału bardzo z siebie dumny, że już na pół godziny przed Mszą Świętą mógł być do dyspozycji dla wszystkich potrzebujących. I nawet nie musiał w międzyczasie odmawiać brewiarza, bo dziwnym trafem nikt się dzisiaj nie pojawił w kancelarii parafialnej, a więc mógł sobie spokojnie odprawić Nieszpory. Usiadł więc i wsłuchał się w ciszę kościoła. Oczywiście nikogo jeszcze nie było i w sumie to nie za bardzo w tym konfesjonale był potrzebny, ale pomyślał, że jak ludzie zaczną się schodzić, w końcu była sobota i Msza już z formularzem niedzielnym, więc trochę więcej osób niż w dni powszednie powinno przyjść, dobrze będzie jak zobaczą, że ksiądz już w konfesjonale i następnym razem może przyjdą wcześniej. Mateusz pomyślał, że jak nauczy ludzi, że jest wcześniej w konfesjonale, to może i on sam przez to lepiej się zorganizuje, aby być do dyspozycji. Jego rozmyślania przerwał cichy dźwięk delikatnie zamykanych drzwi. Nie zdarzało się to często, zwykle drzwi wolno puszczone uderzały z głośnym hukiem, Mateusz już dawno myślał, żeby coś z tym zrobić, no ale od samego myślenia drzwi się nie naprawiły. Ale tym razem ktoś delikatnie „odprowadził” drzwi aż do końca, więc rozległ się ledwie słyszalny dźwięk. Mateusz był bardzo ciekawy, kto to tak kulturalnie wszedł do świątyni, ale postanowił się opanować i nie wychylać z konfesjonału. Światełko nad nim się świeciło, więc jeśli ktoś chciał się wyspowiadać wiedział, że ksiądz czeka. Po chwili, pewnie osoba modliła się przez chwilę z tyłu kościoła, zobaczył kobiecą szczupłą sylwetkę przemieszczającą się w pobliże ołtarza. Kobieta uklęknęła w pierwszej ławce i modliła się, a Mateusz pomyślał, że to jest to, co on lubi, jak ludzie chcą być blisko Jezusa. Oczywiście, rozumiał przypowieść o faryzeuszu i celniku, doceniał pokorę tego ostatniego, ale przecież to, co się dzisiaj działo w kościołach, choćby i u niego, że ludzie przychodzą na Mszę Świętą i zajmują wszyscy ostatnie ławki, nie ma nic wspólnego z pokorą. A jego szczególnie denerwowało, bo musiał sprawować Eucharystię do pustych ławek. Teraz w starym kościółku nie jest jeszcze tak źle, bo w końcu odległości są małe, ale jak się przeniosą do nowego kościoła, to będzie to jeszcze bardziej dokuczliwe. Patrząc na modlącą się kobietę Mateusz nagle poczuł się dziwnie, że ona się tak żarliwie modli, a on siedzi, jak jakiś turysta. Sięgnął szybko po różaniec, zamknął oczy i powoli rozpoczął medytację nad tajemnicą Zmartwychwstania. Po chwili jego palce przesuwały kolejne paciorki delikatnie je pieszcząc, a usta bezgłośnie poruszały się w recytacji kolejnych „zdrowasiek”.

- Mateusz - cichy i ciepły kobiecy głos, którego nie mógł pomylić z innym odezwał się dokładnie wtedy, kiedy w myślach recytował „Chwała Ojcu”.

- Ania! Boże kochany! Ile czasu ja ciebie nie widziałem? - Mateusz ucałował krzyżyk swojego różańca, a następnie wyszedł z konfesjonału i serdecznie przytulił dawno nie widzianą przyjaciółkę.

- Nie chcę ci przeszkadzać w modlitwie, ale wydawało mi się, że właśnie skończyłeś dziesiątek - uśmiechnęła się Ania.

- Dokładnie tak! - roześmiał się Mateusz. - Potrzebujesz sakramentu pokuty?- zapytał.

- Nie, dzisiaj nie, spowiadałam się w ubiegłym tygodniu i mam nadzieję, że jeszcze całej Bożej łaski nie utraciłam - odpowiedziała Ania, a Mateusz przyglądał jej się z ciekawością próbując doszukać się jakichś oznak upływu czasu, ale nie znalazł. - Wyglądasz świetnie! - powiedział i chyba nawet lekko się zaczerwienił.

- Jak zawsze jesteś dżentelmenem, albo musisz się zobaczyć z okulistą - ponownie uśmiechnęła się Ania - bo ja każdego dnia widzę, jak się starzeję. Na szczęście dzisiaj mamy całą masę tricków, aby to przez jakiś czas ukrywać.

- Nie przesadzaj. Nie powiem, żebym się na tym znał, ale nigdy nie przesadzałaś z makijażem, a i teraz mi na to nie wygląda. Słuchaj Aniu, na razie nikogo nie ma, ale w każdej chwili mogą się pojawić jacyś penitenci. Nie będziesz mi miała za złe, jeśli nie zaproszę cię na plebanię, ale sobie pospacerujemy dookoła kościoła? W ten sposób będę miał wszystko na oku - poprosił Mateusz wychodząc na zewnątrz kościoła.

- Ależ oczywiście, księże proboszczu - odpowiedziała Ania ze śmiechem i przeszła na jego prawą stronę.

- Opowiadaj, co słychać u ciebie? - zapytał Mateusz ruszając wolnym krokiem i ciągle patrząc na przyjaciółkę, jakby się chciał napatrzeć za te wszystkie czasy, kiedy jej nie widział. Odczuwał nawet lekką złość do siebie, że przez tak długi okres nie przyszło mu do głowy, aby odezwać się jako pierwszy. Zawsze tak robił. Nie żeby to była jakaś zasada. Po prostu wir codziennych zajęć, a także fakt, że nigdy nie był zwolennikiem rozmów telefonicznych. Po telefon sięgał, kiedy musiał coś załatwić, albo kiedy ktoś dzwonił do niego. Nie było w nim odruchu, aby sięgnąć po telefon i zadzwonić do kogoś, żeby pogadać. Sam nie wiedział dlaczego. Może to z czasów, kiedy jako młody człowiek żył w ciągłej obawie, że jeśli dzwoni telefon, to pewnie coś się stało w domu? Bóg jeden wie. W każdym razie bardzo rzadko jemu zdarzało się przerwać dłuższe milczenie. To była ciągle jedna z tych rzeczy, nad którymi powinien popracować bardzo solidnie. Część przyjaciół, jak choćby Ania, przyjmowało to ze spokojem, tłumacząc sobie, że jest zabiegany i nigdy nie mieli pretensji. To był ten rodzaj przyjaciół, z którymi można rok, dwa się nie widzieć, ale po pięciu minutach rozmowy wydaje się, jakby nie było żadnej przerwy w kontaktach. Ale inne znajomości czy nawet przyjaźnie przechodziły z tego powodu ciężkie momenty. Nie raz i nie dwa razy usłyszał od niektórych gorzkie słowa wyrzutu: „jak ja nie zadzwonię, to ty na pewno nie, chyba ci nie zależy”. W takich sytuacjach Mateusz najchętniej wytłukł by się po pysku, no ale zasadniczo niczego to nie zmieniało. Na szczęście Ania była z tej pierwszej kategorii. Ba! Ona chyba nawet wcale go sobie nie tłumaczyła zabieganiem, ona po prostu wiedziała, że on już tak ma. I nigdy nie miała pretensji. Zresztą wiedziała i niejednokrotnie z tego korzystała, że jeśli będzie miała jakiś problem, i będzie go potrzebowała, Mateusz przyjedzie tak szybko, jak tylko to będzie możliwe. W pewnym sensie właśnie Ania była najlepszym przykładem beznadziejności jego przypadku: Mateusz uwielbiał rozmawiać z Anią. Chyba nikt nie miał takiej mocy uspokojenia go, jak ta właśnie kobieta, choć przecież sporo od niego młodsza. Nawet Maciej, najlepszy przyjaciel ksiądz nie miał na niego tak podnoszącego na duchu wpływu. I mimo tego wszystkiego nawet do niej Mateusz nie dzwonił, choćby nie wiadomo, jak długo się nie słyszeli, ani nie widzieli. Marne więc szanse na poprawę widział dla siebie. Z drugiej strony nie dało się nie zauważyć faktu, że zawsze, kiedy z jakichś przyczyn było mu ciężko, Ania przez jakąś telepatię to wyczuwała i odwiedzała go. Kiedyś z mężem, a gdy ten się rozpił i ją zostawił, przyjeżdżała sama, albo z mamą. Maciek nawet raz stwierdził, że Ania musi mieć jakieś specjalne relacje z Duchem Świętym. Chociaż nieraz Mateusz się zastanawiał, czy to czasem nie jest tak, że to właśnie Maciej daje cynk wspólnej przyjaciółce, kiedy widzi go w jakimś dołku... Przysłuchując się własnym myślom nagle zaniepokoił się. Czyżby coś z nim było nie tak, i Ania dlatego przyjechała, chociaż on sam jeszcze nic nie przeczuwał? - No i co cię do mnie akurat dzisiaj sprowadza? - dodał Mateusz nie przestając się w nią wpatrywać.

- U mnie bez zmian, wszystko po staremu. Czuję, jak Pan Bóg mnie kocha, więc niewiele więcej mi do życia potrzeba. W pracy w porządku. A wpadłam do ciebie, bo cię po prostu dawno nie widziałam, no a skoro Mahomet nie chce, to musi góra, nieprawdaż? - zapytała z uśmiechem. Mateusz nawet się nie zaczerwienił, choć powinien, ale wiedział, że Ania nie ma do niego pretensji. I cieszył się bardzo na tę rozmowę, która miał nadzieję będzie mieć dalszy ciąg po Mszy Świętej. Odwrócił się na chwilę do tyłu, aby zobaczyć, czy ktoś nie wchodzi do kościoła i niemal nie zderzył się twarzą w twarz z mężczyzną, który właśnie się do niego zbliżył.

- Pewnie się księdzu miło szczebiota, ale ja mam poważną sprawę - powiedział mężczyzna, a z jego ust buchnął tak silny odór alkoholu, że Mateusza bezwiednie odrzuciło.

- A czego konkretnie pan ode mnie oczekuje? Chodzi o spowiedź, czy o coś innego? - zapytał Mateusz i błagał w duszy Boga, żeby ten nietrzeźwy pan sobie po prostu poszedł. Przecież całe lata nie rozmawiał z Anią...

- A mogę do spowiedzi? - zapytał mężczyzna, lekko się chwiejąc i potwierdzając obawy, że jest nietrzeźwy.

- Wie pan, pan mi się wydaje nietrzeźwy, a do sakramentów to jednak trzeba przystępować po trzeźwemu - Mateusz wił się, jak piskorz, żeby człowieka nie obrazić, ale też bardzo nie chciał, żeby jego rozmowa z przyjaciółką zakończyła się tak szybko. Nawet nie wiedział, czy Ania może zostać dłużej.

- Rozumiem! Uczciwe postawienie sprawy! - powiedział mężczyzna. - A czy zwykłej rozmowy też mi ksiądz odmówi? Ja wiem, że na pewno przyjemniej się rozmawia z tą ślicznotką, ale obawiam się, że moja sytuacja jest znacznie trudniejsza. Podsumowując, ja chyba bardziej potrzebuję pomocy. To jak będzie? - mężczyzna zawiesił głos i patrzył na przemian na Mateusza i na Anię.

- Zostaniesz po Mszy Świętej? - zapytał Mateusz Anię, a kiedy ona smutno przecząco pokręciła głową, wyciągnął do niej rękę i mocno uścisnął jej dłoń. - Zadzwonię do ciebie.

- Świat się kończy - uśmiechnęła się Ania i kręcąc głową z niedowierzaniem powoli skierowała się do kościoła.

- W rzeczy samej! Świat się kończy! - powiedział mężczyzna z charakterystycznym zaśpiewem człowieka pod wpływem alkoholu.

- Proszę bardzo, słucham pana - powiedział Mateusz spoglądając kątem oka za odchodzącą Anią.

- Najpierw powiem księdzu, szacun! Jak ja bym z taką ślicznotką rozmawiał i przyszedł taki łajza jak ja, to bym się przegonił na zbity pysk! 

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!