TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 12:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXXI

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXXI

„Dobrze, że założyłem te stare adidasy, bo bym się w tym błocie utopił” - pomyślał Mateusz chodząc po placu budowy razem ze starym kowalem Zdzisławem Malińskim, który od czasu pielgrzymki do Kołymki stał się jego prawą ręką, gdy chodzi o dzieło budowy kościoła i nie tylko. Kiedy zebrali się kolejny raz na ciągle pustej plebanii, aby dokonać ostatnich ustaleń przed rozpoczęciem prac, w pewnym momencie Maliński zapytał, czy może zabrać głos.

- Proboszczu, już prawie rok ksiądz u nas jest, a za każdym razem, jak jest jakieś spotkanie, to siedzimy na tych rozkładanych krzesełkach, że ja się boję nogę na nogę założyć, żeby to się pode mną nie rozpadło. No, ale krzesło, jak krzesło, ale żeby stołu nie było? Widzi ksiądz, jak się panowie architekci męczą z tymi planszami na podłodze? A ja jak się łokciami o stół nie oprę, to mi nawet i myślenie kiepsko idzie – pożalił się stary kowal, a wszyscy zebrani skwapliwie przytaknęli głowami. Jeden z architektów, pan Zenek, wręcz uniósł oczy ku niebu jakby mówił : wreszcie ktoś się zlitował.

- Panie Zdzisławie, pan sobie nawet nie wyobraża, jak bardzo ważny jest dla mnie w domu stół... – zaczął Mateusz.

- No jakoś sobie nie mogę za bardzo wyobrazić – wtrącił mu się Maliński.

- ...i właśnie dlatego do tej pory nie mam żadnego, bo nie chcę byle czego
– dokończył swój koncept Mateusz.

- Czyli chce ksiądz porządny stół? - zapytał Maliński przyglądając mu się uważnie.

- No pewnie, że chcę! Solidny, duży, z drewna. Taki, żeby się nie chwiał na prawo i lewo... – rozpędził się Mateusz.

- Trza było tak od razu! Jutro przychodzę z moim synem i taki stół księdzu zrobimy, że końmi go ksiądz nie przesunie – powiedział zadowolony Maliński. - Panie architekcie, na następnym spotkaniu projekt rozłożymy NA STOLE. A przy projekcie może i proboszcz jaką butelczynę postawi.

- Ale, panie Maliński, teraz pieniądze idą wszystkie na kościół, ja nie sądzę.. - Mateusz bronił się słabo, bo wizja stołu w jego pustym salonie była aż nazbyt kusząca.

- No przecież mówię, że butelczynę ksiądz postawi. Mój syn jest stolarzem i ksiądz nic nie będzie musiał płacić. Oczywiście, jakby księdzu Strzywąż zbrzydł, co mam nadzieję się nie przydarzy, bo na miętkiego to ksiądz mi nie wygląda, to stół zostanie na parafii i już - uciął krótko.

- Ależ oczywiście, że stół będzie parafialny – uradował się Mateusz. - Nie wiem jak panu dziękować...

- Nie ma co dziękować najprzód. Jutro przyjdę z synem, ksiądz se wybierze, jak to ma wyglądać i w dziesięć dni będzie gotowy – powiedział zadowolony stary kowal.

- Panie Zdzisławie, to może i pomyślimy o krzesełkach, bo te składaczki to rzeczywiście, za przeproszeniem o dupę roztrzaskać – powiedział architekt Zenek, - a my tu z kolegą architektem, że tak powiem finansowo się dorzucimy.

- Nie ma problemu, ale to może potrwać kilka dni dłużej – powiedział pan Maliński. - No, to o czym żeśmy mówili?
- zamknął temat kowal i Mateusz mógł tylko  uśmiechnąć się do architektów.

- Mówiliśmy, żeby zacząć kopać pod fundamenty nie czekając na zatwierdzenie projektu. Bo na pewno zatwierdzą – powiedział stanowczo architekt Zenek.

- Ja się trochę boję, ale skoro tak panowie uważają, to trzeba zacząć szukać jakiejś firmy budowlanej – powiedział Mateusz.

- Wie ksiądz co? Z tą firmą to ja bym poczekał, bo potem oni sobie liczą jak za zboże. Tę ziemię to ja bym wykopał sposobem gospodarczym. Jak kto z parafian ma koparkę, fadromę, czy jakiś taki sprzęt, to może i by dla parafii gratis, albo choć taniej zrobił. Sam ksiądz mówi, że w kasie bieda aż piszczy, a jeszcze mamy ufundować te śruby skręcające dla kościółka w Kołymce. Śruby już zamówione za parę tygodni trza będzie zapłacić. Ja myślę, że co się da, trzeba robić własnym sumptem – powiedział Maliński i takie też było ich ostateczne ustalenie na naradzie przed dwoma tygodniami.

Dzisiaj Mateusz chodził po placu budowy z Malińskim i nie miał zielonego pojęcia skąd „własnym sumptem” wyczarować jakąś koparkę albo fadromę, żeby zacząć wybierać ziemię. A szczerze mówiąc, to trochę się bał zaczynać przed zatwierdzeniem projektu, tak w gminie, jak i w kurii.

- Panie Maliński, ja nie mam za bardzo skąd załatwić tej koparki – mówił Mateusz przeskakując z miejsca na miejsce bezskutecznie próbując uniknąć zapadnięcia się w błoto. - A czy w ogóle da się w takim błocku pracować ciężkim sprzętem?

- Księże, to jest błocko? Ksiądz żartuje... I niech się ksiądz nie martwi, znajdą się koparki – uspokajał Maliński ostro maszerując w swoich gumowcach i podśmiewując się pod wąsem z Mateusza skaczącego między kałużami niczym pasikonik. - Niech ksiądz patrzy jaka fura! - powiedział w pewnym momencie wskazując na zatrzymujące się przy placu budowy czarne Audi Q7.

- Niezła... - szepnął Mateusz myśląc o swojej pandzie stojącej u mechanika.

- No niech ksiądz patrzy, toż to nasz były wikariusz Darek! – ucieszył się Maliński. 

I rzeczywiście, Darek wysiadł z samochodu, a Mateusz uśmiechnął się na myśl, że tatulek Darka dopiął swego i zmienił mu samochód na lepszy. Jednakże uśmiech zamarł mu na ustach i poczuł jakieś dziwne ukłucie w sercu, kiedy zobaczył, że z drugiej strony samochodu wysiadła... Ania. Wiedział, że bardzo polubiła Darka i nagle sobie pomyślał i aż mu się słabo zrobiło, że ponieważ on nie ma absolutnie czasu dla Ani, nigdy do niej nie dzwoni, to może ona teraz zaprzyjaźniła się z... Darkiem. Ta myśl wcale mu się nie spodobała, ale po chwili poczuł, że sam się sobie podoba jeszcze mniej z takimi durnymi myślami. 

„Boże, co za palant ze mnie! Co za durne myśli, czy ja jestem normalny?” - pomyślał i dokładnie w tym momencie zapadł się w błoto do połowy łydki.

- Jasna cholera! - stęknął po cichu – Aleście mnie rozproszyli, aż w błoto wpadłem! - krzyknął do Ani i Darka.

- Mateusz, ja mam teraz 4 na 4, podjechać? - krzyczał ze śmiechem Darek.

- No właśnie widzę, że długo tatuś nie musiał nad tobą pracować... zresztą ja bym się wcześniej poddał – mówił Mateusz zbliżając się do nich razem z Malińskim i uśmiechając się podejrzanie szeroko, jakby się obawiał, że mogli odczytać jego myśli.

- Ubiliśmy z ojcem deal – powiedział Darek. - Sprzedał moje A6...

- I kupił ci Q7 – wtrącił się Mateusz.

- Nie! Kupił mi Fiata 600, wiesz taką repliką starej sześćsetki, ale pod warunkiem, że jak się wybieram gdzieś dalej, to korzystam z Q7, które teoretycznie jest mamy, ale mama nikomu nie pozwala go używać, mówiąc, że jest moje. Oj, skomplikowane to wszystko jest, ale przynajmniej na co dzień w parafii nie podnoszę poziomu antyklerykalizmu i nie muszę nic nikomu tłumaczyć, bo i tak nie wierzą. A tak, raz na miesiąc dla świętego spokoju biorę od mamy brykę i wszyscy są happy – uśmiechnął się Darek.

- A powiedz mi jeszcze, czy tę pasażerkę to też dostałeś w pakiecie od taty?
- uśmiechnął się Mateusz witając się z Anią.

- Niestety nie – odpowiedział Darek. - Pasażerkę zgarnąłem z przystanku. 

- Przyjechałaś autobusem? - szczerze zdziwił się Mateusz patrząc na Anię.

- Nie tylko twoja panda się psuje – odpowiedziała z uśmiechem Ania. - No i nie widziałam Cię z pół roku, chciałam sprawdzić, czy żyjesz. Nie przedstawisz mnie?

- Przepraszam! To jest pan Zdzisław, moja prawa ręka na budowie i nie tylko, a to jest Ania, moja NAJLEPSZA przyjaciółka od 15 lat – powiedział Mateusz i aż się sam zdziwił swoją stanowczą deklaracją.

- Maliński – powiedział krótko stary kowal całując szarmancko w dłoń Anię, a potem uścisnął z radością Darka.

- Księże Darku! Czyżby ksiądz do nas wracał? - zapytał Maliński.

- Niestety nie. Zostaję tam gdzie byłem i będę studiował muzykologię – uśmiechnął się Darek. - Właśnie chciałem się pochwalić.

- Szkoda! Bo wie ksiądz, potrzebne nam są ze trzy koparki, a księdza tato... - Maliński nie tracił czasu i tak poszedł po bandzie, że aż Mateusz chciał go ofuknąć.

- Poważnie? No to się świetnie składa, bo mój ojciec wkurzył się na rząd i autostrady i, jak mówi, wziął sprawy w swoje ręce i koparek u niego jak mieczy pod Grunwaldem – powiedział Darek. - Ty Mateusz nawet sobie nie wyobrażasz, jak on się ucieszy, że to dla ciebie.

Zanim Mateusz zdążył cokolwiek powiedzieć Darek natychmiast wyciągnął komórkę i szukał numeru do swego ojca.

- Cześć tato! - zaczął Darek, by po chwili wykrzywić twarz w grymasie niezadowolenia. - No świetnie chodzi... automat jest płynny... tak, tak, cichutko w środku... no! Muzyka jak w hali koncertowej... Tak... Tato! Potrzebuję parę koparek, znaczy się Mateusz potrzebuje w Strzywążu... Na jutro... Super, buziaki dla mamy!

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!