TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 11:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CVIII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CVIII

Zgodnie z obietnicą złożoną Maciejowi Mateusz nie pojawił się w swojej nowej parafii jeszcze ani razu. Szczerze mówiąc, to chyba Ksiądz Biskup też mu to sugerował podczas rozmowy, w której obdarzył go zaufaniem i parafią z budową kościoła, ale co do tego Mateusz nie dałby sobie ręki uciąć, bo po tym jak usłyszał słowo budowa, właściwie nic więcej już nie słyszał, a przynajmniej nie pamiętał. W każdym razie pierwszy dzień sierpnia zbliżał się wielkimi krokami, a Mateusz miał ciągle blade pojęcie na temat tego, co go czeka. Mieszkał kątem w pokoju gościnnym swojej poprzedniej parafii i obserwowanie wzajemnego obwąchiwania się Księdza Kanonika, który za kilka miesięcy miał odejść na emeryturę i młodego wilczka, który od kilku zaledwie miesięcy był księdzem, dostarczało mu licznych powodów do rozrywki. Kapłani stojący na dwóch przeciwległych biegunach kapłaństwa byli momentami komiczni. Czasami próbowali przeciągnąć go na swoją stronę, ale Mateusz twardo bronił swojej neutralności. Ksiądz Kanonik nagle odzyskał wigor i oczywiście z miłością i szacunkiem, ale punktował młodziaka, który trzeba przyznać, aż się o to prosił.

- Ja tam dziadka przeczekam – odgrażał się wikariusz. - Jeszcze parę miesięcy i idzie na zieloną trawkę. A jak przyjdzie nowy proboszcz, to ja tu będę najstarszy stażem i wtedy ZACZNIE SIĘ duszpasterstwo.

- Młody, nie gorączkuj się tak, zapewniam cię, że tu przed tobą też było duszpasterstwo – odpowiadał mu ze spokojem Mateusz.

- Mateusz, z całym szacunkiem dla ciebie, ale ta grupa pielgrzymkowa i Krąg Biblijny, które prowadziłeś, to nie jest zbyt wiele. Tu trzeba iść w głąb. Msza Trydencka. Neokatechumenat. Spotkania par niesakramentalnych. Może Rodziny Szensztadzkie. O to chodzi!  – z tupetem wymieniał neoprezbiter Jan Maria Mocak.

- Rodziny Szensztadzkie? - zdziwił się Mateusz

- A czemu nie? Pomyśl jak to brzmi: Rodziny Szensztadzkie! To ludzi pociąga!
- odpowiedział Jan Maria.

- Żartujesz, co? - z niedowierzaniem zapytał Mateusz.

- Jestem całkiem poważny!

- Też masz motywację... Pożyjemy, zobaczymy. Zrobisz, co będziesz uważał za słuszne, ale pamiętaj, jak mi wygasisz Krąg Biblijny, to tu przyjadę i ci nakopię do tyłka, zrozumiałeś?

- Krąg Biblijny? Ile masz tam tych dziewczątek, z piętnaście?

- Piętnaście dziewczątek, również po siedemdziesiątce i z dziesięciu młodzieńców, też w różnym wieku, ale to nie jest istotne. Ta grupa już istnieje i ani mi się waż ich zniechęcać, czy lekceważyć. Pamiętaj, że to są jednocześnie nasi najlepsi lektorzy, którzy wiedzą, co czytają podczas liturgii.

- Spokojna głowa, niech tylko dostanę wolną rękę, to i Kręgów Biblijnych przybędzie – gorączkował się Jan Maria, który momentami sprawiał wrażenie, jakby miał podwójne ADHD.

- Janek, a powiedz mi jak się ostatecznie skończyła twoja rozmowa z Księdzem Proboszczem na temat Mszy Trydenckiej w parafii, bo o ile się nie mylę, to jeszcze żadna się nie odbyła – zapytał Mateusz.

- Eh, wiesz, on tego nie czuje, nie rozumie – z emfazą w głosie mówił Jan Maria.

- Facet, przecież on jeszcze załapał się na odprawianie Mszy po łacinie, więc na pewno czuje i rozumie lepiej od ciebie. A co ci powiedział? - dociekał Mateusz.

- Coś tam, wiesz, do mnie po łacinie, żeby mi pokazać, że zna, ale się nie zgodził i kropka. Poczekam na nowego proboszcza, to tylko dwa miesiące – próbował zamknąć temat młody wikariusz.

Kiedy o tę samą sprawę Mateusz zapytał wieczorem Księdza Kanonika, odpowiedź była nieco inna, ale chyba bliższa prawdy.

- Księże Mateuszu, ksiądz wie, że ja się uczyłem łaciny od profesora z doskonałej szkoły lwowskiej i może ksiądz słyszał, jak niejednokrotnie składałem życzenia różnym naszym hierarchom po łacinie. Z głowy i bez kartki, proszę księdza. No więc jak mi ten młodzieniec wyskoczył, że on chce Mszę Trydencką odprawiać, to ja spokojnie przeszedłem na łacinę i zapytałem dla czyjego dobra chce taką liturgię sprawować. A on księże oczy w słup, bo nie zrozumiał ani słowa! Księże, on tak zna łacinę, jak ja włoski! Wcale! Nie wiem kto ich tam w tym seminarium teraz łaciny uczy, ale poziom jest żenujący. No więc chłopak zbaraniał. A po chwili mówi do mnie: „Tempus fugit! - Ja też znam łacinę. To co robimy z tą Mszą Trydencką?” Więc ja mu spokojnie, oczywiście po łacinie odpowiadam, że najpierw chcę się zobaczyć z tymi ludźmi, co to go o tę Mszę prosili. Ale nawet nie skończyłem mówić, bo młody machnął ręką, wymamrotał: „Ksiądz tego nie czuje” i poszedł. Od tego czasu już do tematu nie wrócił – Ksiądz Kanonik aż się trząsł ze śmiechu. Choć Kanonik nie przepuszczał okazji, aby młodego doprowadzić do porządku, to jednak Mateusz widział wyraźnie, że lubił chłopaka. Nie miał w sobie tej oschłości, którą Mateusz pamiętał z pierwszych miesięcy ich wspólnej pracy. I, co ciekawe, Mateusz wcale nie myślał o tych sprawach z jakimś żalem, a wręcz przeciwnie, cieszył się, że te wspólne cztery lata chyba ich obu ubogaciły. Natomiast gdy patrzył na młodego wikariusza obojga imion, to choć dopatrywał się pewnych podobieństw ze swoimi pierwszymi miesiącami kapłaństwa, to jednak dostrzegał też wiele różnic. Mimo wszystko, kiedyś nie mieli takiej pewności siebie. Mateusz na swojej pierwszej parafii potrzebował całego roku, aby się wszystkiemu przyjrzeć i zacząć coś tworzyć, czy proponować. Jan Maria w ciągu tygodnia, kiedy Mateusz był z Maciejem na wypoczynku na Słowacji, bez najmniejszych problemów przejął wszystkie grupy i zdążył nawet pozmieniać niektóre dni i godziny spotkań. Jemu nieraz potrzebne były miesiące, aby takich zmian dokonać. Miał takie wrażenie, że przez tych kilkanaście lat swojego kapłaństwa trafił na okres, kiedy księża bardzo wiele rzeczy próbowali budować na otwartości, partnerstwie, włączając ludzi w proces decyzyjny i w odpowiedzialność. Z różnymi skutkami. I może się mylił, ale kiedy patrzył na Jana Marię i jego metody to wydawało mu się, jakby ta nowa generacja jednak wracała do poprzedniego stylu: ja jestem księdzem i ja decyduję. Od dzisiaj będzie tak i tak. I nie potrafił tego ocenić. Co było o tyle istotne, że już za kilka dni obejmie parafię i będzie musiał po raz pierwszy stanąć na pierwszej linii. I jeszcze dostanie wikariusza...

- Rany Boskie, wikariusz! - niemal na cały głos wrzasnął Mateusz, który zupełnie zapomniał, że będzie miał wikariusza, a raczej, że MA wikariusza, bo przecież dekrety zostały już dawno rozesłane i na pewno on też dostał kopię dekretu z informacją kto będzie jego wikariuszem. Mateusz zbiegł po schodach do kancelarii i zobaczył tam stertę poczty adresowanej dla niego. Oprócz licznych pocztówek, które szybko przerzucił bez czytania, były również dwie koperty, jedna z banku i jedna z Kurii. Ale był to jego dekret ustanawiający go proboszczem w Strzywążu. Pewnie info o nowym wikariuszu poszło na adres nowej parafii.

- Jak dostanę takiego Jana Marię, to będę miał wesoło – westchnął Mateusz, bo jednak wolałby już wiedzieć.  Przejrzał jeszcze kartki i serce zabiło mu mocniej, bo jedna z nich była od Ani znad morza.

„Śniło mi się, że Cię wysłali znowu do Włoch... Dobrze, że to był tylko sen, prawda? W Polsce też potrzebujemy księży... Ciekawe czy ta kartka Cię jeszcze dogoni na starej placówce... Z najlepszymi życzeniami Księże PROBOSZCZU ;-) Wow, jak to brzmi, czy będę mogła dalej mówić Ci po imieniu? ;-) Pozdrawiam. Ania”

- Co za pytanie? - półgłosem powiedział do siebie Mateusz. - Skoro nawet Janowi Marii pozwoliłem mówić do siebie po imieniu...

Dzwonek telefonu przerwał jego rozmyślania i przez chwilę pomyślał, że może to Ania, bo głupio się czuł, że jeszcze do niej nie zadzwonił, ale wyświetlacz pulsował imieniem Maciej.

- Mati, jesteś gotowy stawić czoła wyzwaniu? - wesoło krzyczał w słuchawkę Maciej.

- Od urodzenia – odpowiedział.

- Za piętnaście minut jestem u ciebie i jedziemy do TWOJEJ parafii, księże proboszczu!

- Do MOJEJ parafii... wyszeptał cicho Mateusz.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!